Niemal nieoczekiwanie oficjalne czynniki rządowe (w tym sam prezydent), a za nimi media podjęły zapomniany dotychczas w Polsce temat tragicznej sytuacji demograficznej naszego narodu. Trwający od lat proces dramatycznego spadku przyrostu naturalnego sytuuje nas na trzecim od końca miejscu w Europie (przed Rumunią i Węgrami) oraz na 212. miejscu na świecie (na 224 badane w tym roku państwa). Współczynnik dzietności w Polsce, czyli liczba dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym wynosi obecnie około 1,28. A przyjmuje się, że aby można było mówić o zastępowalności pokoleń, współczynnik ów musi wynosić ponad 2,1. Zwyczajnie więc wymieramy jako naród. Nasz wynik demograficzny zbliża się do tego, jaki osiągają niektóre od lat pogrążone w wojnach kraje afrykańskie.
Być może wcale nie jest to przypadek, ale właśnie istotna informacja, iż od jakiegoś czasu przeciwko Polakom (i nie tylko) toczy się regularna wojna na wyniszczenie, w każdym tego słowa znaczeniu. To jedna z przyczyn, a zarazem skutek kryzysu cywilizacyjnego i ekonomicznego, w jakim pogrąża się cała Europa i w jeszcze szybszym tempie Polska.
Nie pomoże zaklinanie rzeczywistości w postaci magicznych danych z zakresu makroekonomii, nie pomogą zapewnienia o przechodzeniu przez kryzys suchą stopą, nie pomoże wróżenie z trendów światowej gospodarki i mówienie o potrzebie innowacyjności, a nawet poprawie konkurencyjności, jeśli nie dostrzeże się problemu podstawowego dla kraju. Starzejące się szybko społeczeństwo traci dynamizm i chęć do rozwoju oraz każdej formy ekspansji, w tym ekonomicznej. Społeczeństwa, które nie chcą wydawać na świat dzieci, padają ofiarą własnego egoizmu – zamiast oczekiwanego spokoju czeka je nędza i poniewierka samotnych staruszków. Nie ma takiego systemu emerytalnego na świecie, który zagwarantowałby bezpieczną starość, jeśli liczba ludzi młodych oraz rodzących się dzieci będzie mniejsza od liczby emerytów. Żaden system fiskalny i żadna opieka socjalna nie wytrzymają takich obciążeń. Stoimy przed wizją tabunów starców szukających jedzenia po śmietnikach.
Oczywiście państwo dzięki odpowiedniej polityce i opiece prawnej może dość skutecznie sprzyjać lub przeszkadzać rodzinie. W Polsce, niestety, od lat kolejne ekipy rządzące konsekwentnie ograniczają przyrost naturalny Polaków. Dyskusje polityków i ekspertów w środkach masowego przekazu zazwyczaj ograniczają się do kwestii długości urlopów macierzyńskich, liczby żłobków i przedszkoli, różnego rodzaju zapomóg i zasiłków oraz zmuszania pracodawców do ponoszenia kosztów związanych z przedłużającymi się urlopami.
Najczęściej jednak zapomina się, lub celowo przemilcza, że państwo może skutecznie wspierać rodzinę przez odpowiednią politykę fiskalną. Zdrowe polskie rodziny nie potrzebują od państwa jałmużny w postaci zasiłków, tylko likwidacji złodziejskich stawek podatkowych w rozliczaniu rodzin oraz skrajnie niesprawiedliwych, drakońskich stawek podatku VAT. Stosunkowo niedawno rząd polski podniósł te stawki do lichwiarskiej wysokości i obarczył nimi produkty dla dzieci. Każdy zdrowo myślący człowiek wie, że rodzice małych dzieci kupują nieporównanie więcej artykułów pierwszej potrzeby niż osoby bezdzietne. W związku z tym rodziny są karane częściej płaconym podatkiem obrotowym od ubrań, produktów żywnościowych i wielu usług. W przeciwieństwie do wielu krajów europejskich, gdzie polityka fiskalna sprzyja rodzinom, państwo polskie chce z nich zdzierać, dając w zamian jałmużny wystarczające na zakup taniego wózka. Ale jak tu mówić o prorodzinnej polityce państwa, w którym stawka VAT na prezerwatywy wynosi 8 procent, a na produkty dla dzieci 23 procent…
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy