Z Johnem Ritchie, dyrektorem studenckiego oddziału Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności (TFP), rozmawia Łukasz Sianożęcki.
Na katolickich uczelniach w Stanach Zjednoczonych powstaje coraz więcej organizacji agresywnie promujących zachowania homoseksualne. Jak szeroko rozpowszechniony jest ten proceder?
– Aby dokładnie określić zakres moralnego kryzysu, jaki dotyka obecnie katolickie uczelnie, ochotnicy ze Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności dokładnie zbadali strony internetowe 211 uczelni o profilu katolickim zebranych na tzw. liście szkół katolickich Granleya. Ich badania wykazały, że ponad 45 proc. z nich posiada kluby promujące homoseksualizm. Wiele spośród tych 96 klubów podziela najbardziej radykalne cele, jakie wyznacza sobie homoseksualna propaganda, tzn. przeforsować akceptację dla nienaturalnych zachowań w chrześcijańskiej Ameryce. Pragną także doprowadzić do zakneblowania ust wszystkim oponentom.
Jak to jest możliwe, że władze uczelni katolickich występują przeciw nauczaniu Kościoła?
– Ze smutkiem należy stwierdzić, że władze i administracja wielu szkół wyższych nie respektują już tradycyjnej nauki moralnej Kościoła. Z tego powodu homoseksualne kluby czy zrzeszenia otrzymują ich przyzwolenie na promowanie dewiacji i wielu innych niemoralnych zachowań.
Czy władze tych szkół wyjaśniały, dlaczego postępują w ten sposób?
– "Tolerancja", "wolność słowa" i "niedyskryminowanie" to swoiste słowa-klucze powszechnie używane przez zwierzchników tych uniwersytetów. Mają one rzekomo usprawiedliwiać istnienie i działanie homoseksualnych stowarzyszeń na terenie uczelnianych kampusów.
To w takim razie dlaczego zabrania się katolickim studentom wygłaszać własne poglądy?
– W tym miejscu najlepiej pasują słowa naszego Zbawiciela: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6, 24). Kiedy władze uczelni katolickich umieszczają "wolność słowa" ponad prawem Bożym i prawem naturalnym, otrzymują prostą receptę na moralny chaos. Niestety, wielu studentów również uwierzyło, że "wolność słowa" jest ważniejsza niż to, co objawił nam Bóg. A kiedy my próbujemy używać tej wolności słowa, by spokojnie pokazywać prawdę i obalać kłamstwa głoszone przez ruch homoseksualny, próbuje nam się zamknąć usta w imię "dyktatury relatywizmu". Niestety, obecnie jest to już prawdziwa dyktatura.
Jakie metody stosuje TFP, by się tej dyktaturze sprzeciwić?
– Aby pomóc katolickim studentom zachować ich wiarę, nasze stowarzyszenie obecnie rozpoczyna nową kampanię pod nazwą "Czystość to Odpowiedź". Tak, czystość to odpowiedź, antidotum i lekarstwo, do którego niewielu ma odwagę się przyznać. W istocie Matka Boża z Fatimy, błogosławiąc Hiacyncie, powiedziała, że większość grzechów, za które dusze idą do piekła, to grzechy dotyczące ciała. Toteż aby przetrwać dzisiejszą kulturę przesyconą elementami seksualnymi, wierzący studenci muszą śmiało głosić prawdę. Powinni nie tylko praktykować czystość, ale być ponadto mistrzami skromności i wstrzemięźliwości. Te cnoty triumfują nad nieuporządkowanymi namiętnościami i nad seksualną rewolucją. Jako katolicy musimy być dumni z naszej czystości. Musimy jej bronić i promować. A kiedy odwaga w tej krucjacie zacznie się chwiać, musimy wezwać Maryję Dziewicę, a Ona z pewnością przyjdzie nam z pomocą. Ona podtrzyma nas swoją mocą i oddali pokusy. Ona jest Tą, która miażdży głowę węża. TFP stara się pokrzepiać moralne podstawy społeczeństw, które powinny twardo bazować na Dekalogu i niezmiennym prawie naturalnym, tak więc staramy się tworzyć klimat moralny, w którym homoseksualizm uznaje się za grzech i zło.
Źródło: „Nasz Dziennik”, 24 kwietnia 2008