Kontrowersyjny pomysł zrodził się w Fundacji Centrum Solidarności. Jest on realizacją projektu skandalizującej i obrazoburczej "artystki"Doroty Nieznalskiej, znanej z profanujących krzyż artefaktów. Jeden z realizowanych przez nią projektów dotyczył właśnie odtworzenia wejścia do stoczni, ale w stanie, w jakim była ona po akcji "odblokowania" zakładu w pierwszych dniach stanu wojennego. Miasto Gdańsk zobowiązało się sfinansować ten projekt. Oznacza to, że poza rekonstrukcją bramy pojawi się na niej napis "Stocznia Gdańska im. Lenina" oraz wycięty z blachy wizerunkek Orderu Sztandaru Pracy. Wróci też napis "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się".
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zwraca uwagę, że dawne wejście na teren zakładu jest jednym z symboli nie tylko miasta, ale też XX wieku. To właśnie wydarzenia sierpniowe sprzed 32 lat doprowadziły do upadku systemu, który - cytując Winstona Churchilla - przedzielił żelazną kurtyną Europę od Szczecina nad Bałtykiem po Triest nad Adriatykiem.
Brama stojąca obecnie w pobliżu pomnika Poległych Stoczniowców powstała już po strajkach sierpniowych. Oryginalna została zniszczona przez czołg, który staranował ją w grudniu 1981 r. W zakładzie trwał wówczas strajk ogłoszony w odpowiedzi na wprowadzenie stanu wojennego. Żeby spacyfikować protest, władze sięgnęły po siłę.
Powrót symboli komunistycznych, nawet w celu promocji miasta i upraszczania przekazu historycznego, nie może cieszyć. Polska pełna jest takich pokomunistycznych artefaktów, nazw ulic upamiętniających komunistycznych "bohaterów", wkomponowywanie w przestrzeń publiczną kolejnych jest odbieraniem ich historycznego znaczenia. Stają się popkulturową papką, i pożywką dla tych, którzy konserwują wizerunek PRL jako "najweselszego baraku obozu", nie pomni na grozę systemu.
Źródło: dziennkibaltycki.pl
luk