Współczesny świat dzieli się podobno na tych, którzy wierzą w rewelacje demaskatorskiego portalu WikiLeaks, i niedowiarków, którzy uważają je za jedną wielką prowokację. Jeśli tak jest rzeczywiście, to ja należę zdecydowanie do tej pierwszej grupy. Bo, jak słusznie zauważył były rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej Joaquín Navarro-Valls, „może wydawać się dobry ten tylko, kto jest nim faktycznie, złym zaś również ten, kto stara się wyglądać na dobrego. Paradoks ten bardziej służy uciekaniu od hipokryzji aniżeli osłabieniu autorytetów”.
W tym kontekście dokumenty zza Wielkiej Wody, opatrzone adnotacją „drażliwe”, „tajne” i „ściśle tajne”, stanowią prawdziwą kopalnię wiedzy na temat faktycznego postrzegania świata przez amerykańską dyplomację i obecną administrację Białego Domu. Bez udrapowania, bez maskującej gry pozorów, bez fałszywych uśmiechów i dyplomatycznej mimikry. Tak jak myślą o Kościele, tak o nim między sobą piszą. Bez żadnych ogródek.
Raport mniejszości
Dzięki nowej porcji informacji ujawnionych kilkanaście dni temu przez WikiLeaks mogliśmy poznać fragmenty poufnych depesz wysyłanych z amerykańskiej ambasady w Polsce w 2009 r. I trzeba przyznać, że jest to lektura niezwykle pouczająca. Zaskakująca jest już sama zasadnicza treść depesz produkowanych przez pracowników ambasady USA. Mogłoby się wydawać, że będzie w nich przede wszystkim mowa o nastrojach polskiego społeczeństwa, reakcjach na wojenne działania w Afganistanie i plany zainstalowania tarczy antyrakietowej, albo na drażliwą kwestię amerykańskich wiz dla Polaków. Tymczasem nic z tych rzeczy. Okazuje się, że najważniejszą myślą zaprzątającą uwagę amerykańskich dyplomatów jest rzekomy destrukcyjny wpływ wywierany przez Kościół katolicki na naszą polską obyczajowość. „Kościół katolicki odgrywa znaczącą rolę w formowaniu i propagowaniu antygejowskich postaw w polskim społeczeństwie, szczególnie na terenach wiejskich” – możemy przeczytać w depeszy pod wielce wymownym tytułem: „Prawa gejów w Polsce: długa droga”. Autorzy raportu podkreślają, że polski Episkopat potępił co prawda „przemoc i dyskryminację wobec gejów i lesbijek”, niemniej zwykli księża ignorują te zalecenia, nazywając nadal seksualny pociąg do osób tej samej płci „grzechem”, „stanem dewiacji” i nawołując homoseksualistów do wstrzemięźliwości płciowej. Dostaje się także naszym kapłanom od amerykańskich dyplomatów za sprzeciw wobec aborcji i antykoncepcji.
Taki jest mniej więcej kształt raportu ambasady USA o stanie sojuszniczego państwa, walczącego ramię w ramię z amerykańskimi marines przeciw światowemu zagrożeniu terrorystycznemu.
Jaki z tego możemy wysnuć wniosek? Ano taki, że główna aktywność ekipy Obamy kręci się nieustannie wokół rzekomej homofobii i opresywności wobec środowisk homoseksualnych. Terroryzm, kryzys gospodarczy, niepokoje w Afryce Północnej – wszystko to jest stokroć mniej ważne niż niedola uciskanej różowej mniejszości. To jest światowy problem numer jeden i ostateczne kryterium oceny działań innych państw. – Raportujcie nam o nastrojach wobec homoseksualistów – możemy niemal wyczytać z depesz najważniejsze przykazanie współczesnego amerykańskiego polityczno-poprawnego dyplomaty.
[...]
Pełny tekst:
"Przewodnik Katolicki"