ONZ oficjalnie ogłosiło 31 października jako symboliczny dzień narodzin siedmiomiliardowego obywatela świata. O dniu tym rozpisywano się w światowych mediach nie po to, aby świętować go jako pozytywne wydarzenie, lecz by po raz kolejny mówić o potrzebie tzw. zrównoważonego rozwoju. Innymi słowy, by straszyć i zmusić państwa do podjęcia działań, które w efekcie przyniosą redukcję liczby ludności na świecie. Coraz częściej mówi się o potrzebie ograniczenia populacji aż o 90 proc. (sic!), by wszyscy mogli cieszyć się dobrobytem i czystym środowiskiem.
Na portalu endoftheamericandream.com ukazał się obszerny artykuł, analizujący wypowiedzi „elity światowej” od wielu lat propagującej redukcję liczby mieszkańców Ziemi. Ekonomiści, politycy i naukowcy otwarcie mówią o potrzebie zmniejszenia liczby ludności aż o 90 proc., by Ziemia liczyła jedynie 500 mln mieszkańców.
Chociaż wielu z nas może wydawać się to szaleństwem, to jednak członkowie światowej elity są zgodni co do tego, że tak duża redukcja liczby ludności na świecie jest absolutnie konieczna „dla dobra naszej planety”.
Portal zwraca uwagę, że nieprzypadkowe jest to, iż ogłoszenie narodzin siedmiomiliardowego obywatela przypadło w Halloween, „jakby chciano podkreślić jak »straszne« jest to, że mamy 7 miliardów ludzi na naszej planecie”.
Obecnie decydenci światowi coraz częściej posługują się pojęciem „zrównoważonego rozwoju”, które stało się jednym z kluczowych słów-wytrychów używanych przez radykalny ruch ochrony środowiska. Propaguje on kontrolę urodzin poprzez upowszechnienie antykoncepcji i aborcji.
Założyciel amerykańskiej stacji CNN Ted Turner wielokrotnie postulował ograniczenie liczby ludności nawet do 250 mln. Według niego, byłby to idealny poziom. Dave Foreman, współzałożyciel Earth First, mówi, że zmniejszenie naszej populacji do 100 milionów jest jednym z jego trzech głównych celów. Pozostałe dwa, to zniszczenie infrastruktury przemysłowej i odbudowa bogactwa gatunków na całym świecie.
Chociaż te teorie – jak zauważają autorzy artykułu – są absurdalne, to jednak wciąż są obecne na głównych uniwersytetach w USA. Na przykład profesor biologii z University of Texas w Austin, Eric R. Pianka napisał: „Nie mam żadnej złej woli w stosunku do ludzi. Jestem jednak przekonany, że świat - w tym cała ludzkość - z pewnością byłby o wiele lepszy bez tak wielu z nas”.
Michaił Gorbaczow stwierdził kiedyś, że zmniejszenie światowej populacji o 90 procent byłoby „jak najbardziej na miejscu”. Podczas jednej z konferencji przekonywał: - Musimy mówić na temat seksualności, antykoncepcji, aborcji, wartości kontrolowanej populacji, ponieważ kryzys ekologiczny jest w gruncie rzeczy kryzysem ludnościowym. Jeśli zmniejszymy populację o 90 proc., to tak wielu z nas nie będzie już szkodzić środowisku.
Większość zwolenników ograniczenia populacji nie wyraża się jednak tak otwarcie, częściej wybierając bardziej eufemistyczne określenia. Mówią więc o potrzebie tzw. zrównoważonego rozwoju, „ograniczenia płodności" oraz „poprawy jakości życia”.
Tuż przed dniem, w którym miał się urodzić siedmiomiliardowy obywatel świata w prasie na całym świecie ukazało się wiele artykułów i programów poświęconych kwestii potrzeby kontroli urodzin.
Jeffrey D. Sachs, dyrektor Earth Institute na Columbia University, mówił w CNN: - Pojawienie się siedmiomiliardowego obywatela stanowi wielkie wyzwanie dla świata, a mianowicie konieczne staje się utrzymanie planety w takim stanie, w którym każda osoba będzie miała szansę na pełne i produktywne życie w dobrobycie i której zasoby zostaną zachowane dla przyszłych pokoleń. Podkreślił on, że konieczny jest „zrównoważony rozwój” na naszej planecie, który może mieć miejsce, tylko w przypadku ograniczenia liczby mieszkańców Ziemi. Wyjaśnił, że w krajach bardzo zamożnych, a nawet w średniozamożnych liczba ludności stabilizuje się, dzięki temu, że coraz więcej osób decyduje się jedynie na jedno lub dwoje dzieci. Zasugerował, by zachęcać pary do ograniczania liczby potomstwa, zwłaszcza w krajach biedniejszych.
W artykule dla „The Guardian”, Roger Martin stwierdził niedawno, że wszystkie problemy przed jakimi obecnie stoi ludzkość, można by było dużo łatwiej rozwiązać, gdyby „było mniej ludzi na świecie”. Dodał, że ich rozwiązanie staje się niemożliwe z powodu przeludnienia planety, ale gdyby ograniczyć liczbę ludności, wówczas „wszystkim żyłoby się dużo lepiej”.
Autorzy artykułu na portalu endoftheamericandream.com zauważają, iż możni tego świata coraz śmielej postulują wprowadzenie drastycznych rozwiązań w celu ograniczenia populacji. Są tacy, którzy twierdzą, że optymalnym wyjściem byłoby powszechne wdrożenie „polityki jednego dziecka", takiej jak w Chinach. Niedawno ukazał się na ten temat artykuł w gazecie „The National Post”. Czytamy tam: „Powszechne prawo takie, jak polityka jednego dziecka w Chinach jest jedynym ze sposobów, aby odwrócić globalny przyrost naturalny”. Autor artykuł napisał, że gdyby wdrożyć taką politykę, to udałoby się ograniczyć liczbę ludności do 3,43 mld w 2075 r. Powołał się on na dane wiedeńskiego Instytutu Demograficznego, który prognozuje, że gdyby od teraz rodziło się tylko jedno dziecko w rodzinie, wówczas można by było zmniejszyć populację do 5,5 mld osób w 2050 r.
Urabianie opinii publicznej dot. potrzeby ograniczenia liczby dzieci już teraz ma miejsce w popularnych programach telewizyjnych. Na przykład, nowy show w amerykańskiej telewizji Fox o nazwie „Terra Nova” przedstawia przyszłość Ziemi jako piekło, ze względu na przeludnienie. Autorzy show sugerują, że ludzie w przyszłości będą mieli ogromne problemy z oddychaniem, z powodu ogromnego zanieczyszczenia środowiska i dlatego konieczne stanie się surowe egzekwowanie polityki posiadania tylko dwójki dzieci…
Rodziny biorące udział w programie „Terra Nova” żyją zgodnie z wizją ekologów, tworząc „wspaniałe społeczeństwo socjalistyczne”. Naturalnie to wizja utopijna, niemożliwa do zrealizowania w rzeczywistości. Podobnie, jak wiele innych tego typu wizji, szybko okazałaby się tyranią. Przykładem może być polityka przymusowej sterylizacji w Indiach prowadzona przez Indirę Gandhi i jej syna w latach 70, gdzie w ciągu zaledwie jednego roku ubezpłodniono blisko 8 mln osób (!!!). Często odbywało się to tak, że policja siłą zabierała biedaków do obozów sterylizacyjnych i tam poddawano ich skandalicznym zabiegom okaleczającym.
Obecnie elity mają obsesję na punkcie przeludnienia i postulują na razie pozornie „dobrowolne” programy kontroli urodzin, strasząc jednak np. cofnięciem pomocy finansowej, jeśli dany kraj nie zalegalizuje aborcji i środków wczesnoporonnych. Gorącym orędownikiem upowszechnienia wiedzy antykoncepcyjnej wśród kobiet i dziewcząt jest były wiceprezydent USA, Al Gore.
Thomas Friedman, na łamach „The New York Times”, winą za obecny kryzys obarczył nas wszystkich, mówiąc, że jest nas stanowczo za dużo. Dlatego rosną ceny paliwa i żywności, a także mają miejsce gwałtowne klęski żywiołowe.
Doradca Baracka Obamy, John p. Holdren uważa, że w celu ograniczenia przyrostu naturalnego, należałoby sterylizować kobiety, które urodziły dwójkę lub trójkę dzieci. (sic!) Przekonuje, że opracowanie długoterminowej kapsułki sterylizacyjnej - która mogłaby być wszczepiana pod skórę i usuwana, gdyby kobieta chciała urodzić dziecko - „otwarłaby dodatkowe możliwości przymusu kontroli płodności”. Kapsułka – jego zdaniem - mogłaby być wszczepiana w okresie dojrzewania i być usuwana po uzyskaniu oficjalnej zgody urzędników. (sic!) Holdren uważa również, że przymusowa aborcja byłaby zgodna z konstytucją amerykańską, gdyby okazało się, że kontrola urodzeń jest konieczna.
Wcześniej szef Microsoftu, Bill Gates postulował wynalezienie szczepionki, która pozwoliłaby na zmniejszenie populacji przynajmniej o 10 do 15 proc.
Źródło: endoftheamericandream.com, AS
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy