Malują przed nami wizję pogrążenia się w chaosie, destrukcji, nie wykluczając nawet wojny. A to wszystko w atmosferze przepowiadanego przez samozwańczych proroków końca świata, ustalonego na podstawie jakichś prehistorycznych kalendarzy i popularyzowanych przez media wizji kataklizmów czekających planetę, które wpędzają w depresję miliony pragnące jedynie, aby nikt nie zakłócał im trwającej zabawy.
Ale oprócz tych wyimaginowanych i prawdziwych lęków zaciska się jak najbardziej realna pętla prześladowań wokół chrześcijan na całym świecie, którzy już giną tysiącami w Azji i Afryce z rąk islamskich i komunistycznych oprawców. Nie gaśnie jednocześnie, a wręcz ciągle na nowo jest w Europie podsycana chrystianofobia, co zdaje się dopiero zapowiadać falę nowych prześladowań. Jeśli dołożymy jeszcze do tego powszechny rozkład instytucji rodziny, rozpad małżeństw i kryzys demograficzny, który za moment odbije się na systemach opieki zdrowotnej i społecznej starzejących się społeczeństw europejskich, z łatwością dostrzeżemy łańcuch przyczynowo skutkowy, którego kresem może być już tylko jakaś nawałnica na skalę globalną.
O zdecydowanej większości przejawów tego kryzysu pisaliśmy wielokrotnie na łamach naszego pisma, nie potrzebując daru prorokowania, aby przewidzieć negatywne skutki takich procesów, jak: pogłębiający się centralizm UE, który musiał doprowadzić do jej fiaska ekonomicznego czy przejście arabskiej Wiosny Ludów w Afryce Północnej w jesień prześladowań chrześcijan i przejmowanie tam kontroli przez islamskich fundamentalistów. Niestety, trudno mówić o satysfakcji płynącej z tego, że dostrzegając ciągłość pewnego procesu, przewidzieliśmy jego skutki. Bynajmniej nie byliśmy też jedynymi pełniącymi rolę Kasandry w upadającej Troi; znalazło się po tej samej stronie wielu, którzy zachowali choćby tylko resztki zdrowego rozsądku. Wiemy też, że po drugiej stronie nie stoją sami naiwni, którzy pchają rewolucyjny wózek z głupoty, nie dostrzegając przepaści w poprzek ich drogi. Są pośród nich tacy, którzy znają wszystkie konsekwencje chaosu, a mimo to chcą w nim pogrążyć znienawidzony świat na przekór tylu rewolucyjnym wysiłkom ciągle zachowujący chrześcijańskie bastiony. A jakaż frustracja musi targać szatanem, który wie, że im bardziej osacza i pogrąża w chaosie grzechów, tym bardziej przybliża moment Bożej interwencji i własnej, nieuchronnej przecież klęski.
Nie znamy dnia ani godziny powtórnego przyjścia Zbawiciela, na które jako chrześcijanie ciągle czekamy. Koniec świata z pewnością kiedyś nastąpi, jednak zanim to się stanie – jak pouczają nas święci i uznane przez Kościół objawienia Matki Bożej – musi nadejść oczyszczenie świata i wywyższenie Kościoła. Nadzieję pokładamy w zapewnieniu danym przez Matkę Bożą w Fatimie, iż po karach, które spadną na grzeszną ludzkość Jej Niepokalane Serce zatriumfuje i
na pewien czas zostanie dany światu pokój. Dlatego, odpowiadając na lęki roku 2012, powtarzamy słowa wielkiego obrońcy Kościoła, Plinia Corrêi de Oliveiry:
Zmierzamy ku cywilizacji katolickiej, która ma powstać na ruinach dzisiejszego świata, podobnie jak cywilizacja średniowiecza zrodziła się na ruinach świata rzymskiego.
Tekst jest artykułem wstępnym do nowego numeru "Polonia Christiana".
Zapraszamy na stronę internetową dwumiesięcznika.