Obrońcy „kompromisu aborcyjnego” okopali się, choć dawno można było pójść do przodu - pisze Franciszek Kucharczak z tygodnika "Gość Niedzielny".
„Nie ruszajmy kompromisu aborcyjnego, bo wahadło odbije w drugą stronę i będzie pełna dowolność przeprowadzania aborcji” – tak mówili i mówią „obrońcy życia”, którzy nie poparli projektu ustawy całkowicie chroniącej ludzkie życie. Było w tym stwierdzeniu założenie, że wrogowie życia nie przeprowadzają swoich planów pełnej liberalizacji aborcji, bo są uprzejmi i nieskłonni do zwady. Szanują „kompromis aborcyjny”, bo widocznie względnie satysfakcjonuje ich legalne zabijanie ponad 600 dzieci rocznie. Woleliby więcej, ale skoro „fanatycy” dają im tyle, no to wezmą i na tym poprzestaną. Wara jednak naruszyć ten kompromis! Natychmiast uruchomią swoje możliwości i ruszy taki efekt wahadła, że się nie pozbieramy. Wprowadzą aborcję na życzenie, a jak się da, to nawet bez życzenia.
A otóż oni nie mają żadnych możliwości. Cała ich siła, to nasz strach. „Nasz” – czyli ludzi, którzy wiedzą, że aborcja to zabójstwo, ale ponad szacunek dla ludzkiego życia i miłość do bezbronnych maleństw przedkładają tchórzliwą kalkulację. I nie tylko tchórzliwą, lecz także pozbawioną podstaw.
Tekst jest fragmentem artykułu Franciszka Kucharczaka opublikowanego w tygodniku "Gość Niedzielny". Całość dostępna tutaj.