…dlaczego w innych państwach postsowieckich – na Węgrzech, w Bułgarii, NRD, Czechach – tak dobrze sobie poradzono z komunistami, a w Polsce nie […] w tych krajach komunistów od władzy odsunięto, a u nas się z nimi dogadano. I to jest klucz do całego zła, jakie wisi nad Polską – to, co się wydarzyło po okrągłym stole, po Magdalence, te wydarzenia – w istocie zapoczątkowane śmiercią księdza Jerzego, bo ta zbrodnia była rzeczywiście zbrodnią założycielską III RP – to wszystko skutkuje brakiem pełnej suwerenności Polski i wolności Polaków, choć wiele osób nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy.
Panie Redaktorze, kto rządzi Polską?
– W moim głębokim przekonaniu bardzo duży, może nawet decydujący wpływ na bieg tego, co od dwudziestu lat dzieje się w Polsce, mają tajne służby specjalne wywodzące się z PRL, które w tamtym okresie podporządkowały sobie ogromną część domeny publicznej. Jest to widoczne w wielu instytucjach i w wielu sferach, począwszy od tak prozaicznej jak to, kto w ciągu ostatnich dwóch dekad wywierał decydujący wpływ na kształtowanie się mediów. Mamy dwie bardzo duże telewizje komercyjne i tajemnicą poliszynela jest, z jakich kręgów wywodzą się ludzie, którzy tymi stacjami kierują.
A popatrzmy tylko, kto w ciągu ostatnich dwudziestu lat wygrywa przetargi na największe inwestycje. Przykład pierwszy z brzegu: teraz w Warszawie mamy dwie sztandarowe przedsięwzięcia: Most Północny i Stadion Narodowy. Oba realizuje firma Pol?Aqua, w której miał swe udziały mój były informator, dawny szef kontrwywiadu PRL. Przyjrzyjmy się też dziesiątkom, a nawet setkom spółek, o których nikt nigdy nie słyszał, a które otrzymują kontrakty na kwoty rzędu miliarda złotych.
O tym, kto rządzi, mogę też powiedzieć na innym przykładzie. Onegdaj wraz z kolegą dziennikarzem przygotowywaliśmy materiał o pedofilach. Znajomy zaprowadził nas do swojego informatora, mówiąc: To jest człowiek z dawnej Służby Bezpieczeństwa, on zbierał haki, szantażował pedofilów oraz, na tej podstawie, pozyskiwał współpracowników. Zostaliśmy „wprowadzeni”, odbyło się jedno spotkanie, drugie, trzecie. Pierwsze zaskoczenie nastąpiło, gdy okazało się, że ten pan mieszka na Dolnym Mokotowie, w pobliżu Pól Mokotowskich. Elitarne miejsce w Warszawie, siedziba wielkości pół hektara. Wartość samego terenu w tym miejscu idzie w miliony złotych. Na podwórku dwa nowiutkie terenowe auta, piękny dom. Bardzo, bardzo majętny człowiek.
Przy trzecim kolejnym spotkaniu, gdy atmosfera się troszeczkę rozluźniła, pokazuje nam w pewnym momencie szafę i mówi, że z tego, co się tam znajduje, wykształcił dzieci, a teraz kształci wnuki. On się nam po prostu bezczelnie pochwalił, że zawartością swojej szafy złamał życie iluś tam ludziom, których przez lata szantażował czy wciąż szantażuje. Ludzie ci dysponują zapewne dużymi pieniędzmi i znaczącymi wpływami, mogą więc opłacać się temu panu, który żyje jak milioner. A ten pan to był zwykły kapitan SB!
Pamiętam jak w roku 2004, gdy przeprowadzałem śledztwo w sprawie tajemnicy śmierci ks. Popiełuszki dotarłem z kamerą do ks. Andrzeja Przekazińskiego, dyrektora Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, a ten w pierwszym zdaniu mówi mi:
Panie Wojciechu, niech pan wyłączy kamerę, to porozmawiamy. Wyłączamy kamerę, a on wtedy: Niech pan się nie zajmuje tą sprawą. – Dlaczego, proszę księdza? – Dlatego, że przez tę sprawę zostanie opóźniona beatyfikacja Jurka. Tak bardzo chciałbym doczekać beatyfikacji, a wy znowu to rozgrzebiecie i nic z tego nie będzie. Nie zgadzałem się z ks. Andrzejem, ale myślałem, że przyświecają mu dobre pobudki i próbowałem je zrozumieć.
Dopiero dwa lata później wyszły z IPN dokumenty świadczące, że od wielu, wielu lat ks. Andrzej Przekaziński był współpracownikiem dawnej SB. Został zwerbowany już w latach osiemdziesiątych, czyli wtedy, kiedy był rzekomo przyjacielem księdza Jerzego. Wielu ludziom wydaje się, że ten okres dawno minął i nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się tu i teraz. Otóż ma i to bardzo duży. Te teczki dalej są w użyciu, ta agentura dalej funkcjonuje. Minione dwie dekady nie zmieniły tego stanu, a wręcz przeciwnie: utrwaliły go.
Ważnym elementem życia publicznego w naszym kraju są mainstreamowe media, zwłaszcza elektroniczne, które wywierają nieporównanie większy wpływ na opinię społeczną niż usytuowane po prawej stronie czasopisma, tygodniki czy nawet dzienniki. Jak Pan ocenia obecną kondycję dziennikarstwa, szczególnie dziennikarstwa śledczego, którym sam się Pan zajmował?
– Gdy zaczynałem, w połowie lat dziewięćdziesiątych, było nas sporo. Wielu wierzyło, że jest to jakaś misja, że wkładając głowę tam, gdzie ktoś inny nie włożyłby ręki, robimy coś dla dobra publicznego. Dzisiaj, patrząc na losy większości moich kolegów, którzy byli wówczas dziennikarzami śledczymi, można mieć przykre konotacje. Albo poszli do PR i za olbrzymie pieniądze bronią tych, których kiedyś opisywali, albo – o czym wie każdy dziennikarz na tym rynku – są agenturą w rękach tajnych służb.
Kondycję dziennikarstwa śledczego w Polsce za czasów Donalda Tuska oceniam bardzo źle. Bo na czym polega dziennikarstwo śledcze? Przede wszystkim na patrzeniu władzy na ręce. Dzisiaj zaś patrzy się na ręce opozycji. Dziennikarstwo śledcze zostało zniszczone. Znam sporo kolegów, którzy w ogóle wyszli z zawodu, bo się rozczarowali i mieli zwyczajnie dość. Niektórzy wyjechali za granicę, woleli robić cokolwiek niż patrzeć na to, jak u nas – jeśli można tak górnolotnie powiedzieć – upadał i dogorywał etos tego zawodu.
Z Wojciechem Sumlińskim, dziennikarzem śledczym, autorem wydanej niedawno książki zatytułowanej Z mocy bezprawia, rozmawiał Roman Motoła. Pełna wersja wywiadu ukazała się w 24. numerze dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy