Św. Paweł był wielkim realistą. To ważny dowód jego ewangelicznej postawy. Ewangelia bowiem jest Bożym realizmem. Apostoł liczy się z rzeczywistością taką, jaka jest i niczego nie idealizuje, ani nie tai tego, co winno być ujawnione. Miłość zna granice tajemnicy i nie ujawni ich, jeśli to nie jest konieczne dla dobra innych. Apostoł Narodów wiedział, jakie są możliwości wykorzystania szansy należenia do grona wdów otoczonych szacunkiem przez Kościół. Miał dowody na niewłaściwe zachowanie i dlatego przestrzega Tymoteusza, aby się liczył z możliwościami zgorszenia w tym gronie.
Młodszych zaś wdów nie dopuszczaj [do służby Kościołowi]! Odkąd bowiem znęciła je rozkosz przeciwna Chrystusowi, chcą wychodzić za mąż. Obciąża je wyrok potępienia, ponieważ złamały pierwsze zobowiązanie. Zarazem uczą się też bezczynności krążąc po domach. I nie tylko są bezczynne, lecz i rozgadane, wścibskie, rozprawiające o rzeczach niepotrzebnych. Chcę zatem, żeby młodsze wychodziły za mąż, rodziły dzieci, były gospodyniami domu, żeby stronie przeciwnej nie dawały sposobności do rzucania potwarzy. Już bowiem niektóre zeszły z drogi prawej [idąc] za szatanem. Jeśli któraś wierząca ma [u siebie] wdowy, niechże im przychodzi z pomocą, a niech nie obciąża Kościoła, by mógł przyjść z pomocą tym, które rzeczywiście są wdowami (1 Tm 5,11–16).
Zdecydowana była postawa św. Pawła co do wdów, zdolnych jeszcze do zrodzenia dzieci i ich wychowania. One same w duchu Ewangelii mogły, o ile do tego dorastały, podjąc decyzję pozostania wdową do końca życia. Nie mogły jednak zostać, przez prezbitera, czyli ówczesnego proboszcza, wpisane na listę wdów z prawem do ich utrzymania przez parafię.
Realizacja powołania kobiety, czyli prowadzenie domu, jest dla św. Pawła pierwszym zadaniem. Jeśli istnieją jakieś uzasadnione inne sytuacje, jest on w imię miłości na nie otwarty. Przestrzega jednak Tymoteusza przed zgorszeniem w parafii. Znał młode wdowy, niestety leniwe i rozgadane, które – chodząc od domu do domu – zajmowały się plotkami. Posługa w domu potrzebującym pomocy wymaga wielkiej dyskrecji. Nie można poza próg mieszkania wynosić złych wiadomości.
Apostoła niepokoi możliwość zgoszenia, dawanego przez ludzi wspieranych przez parafię. Takie zgorszenie rzutuje bowiem na innych wiernych. Trzeba je natychmiast usuwać. Kto toleruje zgorszenie, jest za nie współodpowiedzialny. To jeden z ważnych mechanizmów życia Kościoła. Zgorszenie winno być likwidowane i z punktu widzenia społecznego karane. Taka akcja ma na uwadze dobro nie tylko gorszącego, dobro danej wspólnoty wierzących, ale i całego Kościoła.
Dziś zgorszenia są nagłaśniane i dlatego odpowiedzialność za nie spoczywa nie tylko na gorszycielu, ale na jego władzy, która nie reaguje na zgorszenie oraz na nagłaśniających je. Wielkość zgorszenia w dużej mierze zależy od ilości zgorszonych. To jeden z ważnych i aktualnych problemów współczesnego Kościoła.
Jezus zaznaczył, że nie da się uniknąć zgorszenia, ale należy ono do wyjątkowo ciężkich grzechów. Odpowiedzą za nie tak gorszący, jak i ich zwierzchnicy. Natomiast zwykły wierny ma unikać zgorszenia – i to za wszelką cenę. Lepiej bowiem według Jezusa zginąć w nurtach wody z kamieniem młyńskim u szyi, niż zgorszyć. Jest jednak i drugie zadanie. Skoro zgorszenia są nieuniknione, trzeba się do nich przygotować i na nie uodpornić. To ważne w trosce o własne dobro. Uodpornionego zgorszenia nie ranią. Umie on ocenić je obiektywnie i nie ulega ich presji. Zgorszenia to zaraźliwa choroba i tak trzeba do nich podejść.
Za: "Źródło"