O konieczności oparcia prawa stanowionego na prawie naturalnym i obrony przezeń życia ludzkiego, małżeństwa i rodziny przypomniał Benedykt XVI podczas audiencji ogólnej 16 grudnia w Watykanie. Swą katechezę poświęcił tym razem osobie i dziełu XII-wiecznego angielskiego filozofa, pisarza, uczonego i historyka, Jana z Salisbury, który był sekretarzem arcybiskupa Canterbury, św. Tomasza Becketa.
Przedstawiając postać i dzieło Jana z Salisbury papież przypomniał, że istnieją dostępne dla rozumu prawdy obiektywne i niezmienne, dotyczące działania praktycznego i społecznego, których źródłem jest Bóg, a które określamy mianem prawa naturalnego. – Powinny z niego czerpać inspirację władze polityczne i religijne w celu krzewienia dobra wspólnego – zaznaczył Ojciec Święty. Zwrócił przy tym uwagę, że mówiąc o prawie naturalnym Jan wskazywał, że odznacza się ono sprawiedliwością i że wypływają z niego powszechnie obowiązujące zasady, których nie można odwołać. O tym mówił on w dziele „Polycraticus”, traktującym o warunkach sprawiedliwego i dozwolonego działania rządzących.
Papież podkreślił aktualność związku między prawem naturalnym a systemem prawno-pozytywnym. – W naszych czasach przynajmniej w niektórych krajach jesteśmy świadkami niepokojącego oddzielania rozumu, którego zadaniem jest rozpoznawanie wartości etycznych powiązanych z godnością osoby ludzkiej, od wolności, która odpowiada za ich przyjęcie i krzewienie. Być może Jan z Salisbury przypominałby nam dzisiaj, że zgodne ze sprawiedliwością są jedynie te prawa, które chronią świętość życia ludzkiego a odrzucają legalność aborcji, eutanazji oraz swobodnego eksperymentowania genetycznego. Te prawa, które szanują godność małżeństwa mężczyzny i kobiety, inspirujące się właściwą świeckością państwa, zakładającą zawsze zapewnienie wolności religijnej, dążą do poszanowania zasady pomocniczości na szczeblu zarówno narodowym, jak i międzynarodowym – zaznaczył Benedykt XVI.
Przestrzegł, iż w przeciwnym wypadku może rozpocząć się to, co Jan z Salisbury określał mianem „tyranii księcia”, czy – jak byśmy dziś powiedzieli – dyktatura relatywizmu, „który, jak przypominałem przed kilkoma laty, «nic nie uznaje za ostateczne i pozostawia jako najwyższą miarę jedynie własne ja i swoje zachcianki»” – stwierdził papież.
Źródło: KAI