Jeden z francuskich emigrantów, którzy zmuszeni zostali przez rewolucję do opuszczenia ojczyzny, powiedział o królu Ludwiku XVI, już po jego śmierci na szafocie: "Gdyby Ludwik XVI był takim królem, jakim był świętym".
W rewolucyjnej propagandzie osoba króla kojarzona była z wszelkiego rodzaju zbrodniami i okrucieństwami. W rzeczywistości jednak można o królu Ludwiku XVI powiedzieć coś zupełnie odwrotnego: dramat Ludwika XVI jako króla polegał na tym, że swoje posłannictwo królewskie pojmował przede wszystkim jako wypełnianie roli dobrotliwego ojca dla swoich poddanych. Tak zawsze zresztą pojmowano rolę królów - Bożych pomazańców, mających czerpać wzór postępowania wobec powierzonych im ludzi od samego Boga Ojca. Tragizm losów Ludwika XVI leżał właśnie w zapoznaniu przez króla prawdy, że dobry ojciec nie może być tylko ojcem dobrotliwym. Gdy trzeba, musi wymierzać karę. Ludwik XVI bardzo zaś wystrzegał się podejmowania surowych środków dla zapobieżenia narastającym we Francji (i często sterowanym) niepokojom tuż przed 1789 rokiem.
Łaskawość króla Ludwika XVI była odczytywana przez wrogów monarchii jako jego słabość. W sierpniu 1787 roku na jaw wyszedł antykrólewski spisek, w który zamieszany był Paryski Parlament i książę Orleanu. Ludwik XVI skazał Parlament na wygnanie do Troyes, a swojemu kuzynowi nakazał opuścić stolicę. Jednak już po dwóch miesiącach król odstąpił od tych koniecznych środków zmierzających do zapewnienia spokoju w Paryżu.
Dużo można zarzucić Ludwikowi XVI, ale z pewnością absurdalnym było jakobińskie oskarżenie króla jako "krwawego tyrana". Ludwik XVI niemal obsesyjnie obawiał się dania jakiegoś powodu do przelania francuskiej krwi. Filozofię postępowania króla dobrze ilustrują dwa fragmenty jego listów, pisanych już po tym, jak uznał samozwańczą decyzję Stanów Generalnych przekształcenia się w Konstytuantę (9 lipiec 1789 r.) oraz po tym, jak dał się paryskiemu motłochowi sprowadzić z Wersalu do Paryża (6 październik 1789 r.).
W liście pisanym 7 września 1789 r. król uzasadniał, dlaczego nie pozwolił na użycie siły (do czego namawiali króla niektórzy emigranci) wobec zbuntowanych Stanów Generalnych: "Niebo, które ustanowiło mnie na tronie, dało mi czułe serce, uczucia dobrego ojca. Wszyscy Francuzi są moimi dziećmi; jestem wspólnym ojcem wielkiej rodziny mi powierzonej... Dałbym sygnał do rzezi i tysiące Francuzów zostałoby zgładzonych... Spełniłem swój obowiązek i - podczas kiedy mordercą targają wyrzuty sumienia - ja, ze swej strony, mogę otwarcie oświadczyć, że nie jestem winny krwi rozlanej, nie dałem rozkazu zgładzenia, uratowałem Francuzów, uratowałem moją rodzinę, moich przyjaciół i cały mój lud. Mam głębokie przeświadczenie, że uczyniłem dobrze; moi przyjaciele uciekają się zaś do zbrodni" 1.
Natomiast w liście do hrabiego d'Estaing, pisanym w dniu napadu rewolucyjnego tłumu na Wersal, króla wciąż było stać na napisanie takich słów: "Chcesz, mój kuzynie, abym ogłosił, że znajduję się w niebezpieczeństwie lub, abym sięgnął do środków gwałtownych w mojej prawowitej obronie lub też, abym oddalił się z Wersalu... Jaka jednak by nie była zuchwałość moich nieprzyjaciół, nie powiedzie im się. Francuz nie jest zdolny do królobójstwa" 2.
Tak o wykonywaniu swej władzy myślał czołowy reprezentant ancien regime'u. Bardzo wymowne jest z kolei, że Napoleon Bonaparte, dziecko Rewolucji, miał kiedyś powiedzieć, że trzy salwy z kartaczy załatwiłyby problem buntujących się Stanów Generalnych. Podobnie, jak z mitem o "krwawym" królu, rzecz ma się z mitem głoszącym niechęć króla do przeprowadzenia reform, których Francja przed 1789 r. potrzebowała. Można stwierdzić, że Ludwik XVI nie był przeszkodą na drodze do przeprowadzania reform, które czekały monarchię francuską pod koniec XVIII wieku. Trzeba pamiętać, że jeszcze przed 1789 rokiem Ludwik XVI próbował realizować politykę liberalizacji i uproszczenia stosunków gospodarczych wewnątrz francuskiego królestwa (m. in. dążył do zniesienia przymusu cechowego). Niestety, próby podejmowane przez króla spotykały się z oporem, przede wszystkim Paryskiego Parlamentu, który odmawiał rejestracji królewskich edyktów (Parlament funkcjonował wówczas jako odpowiednik Trybunału Konstytucyjnego). Nałożyła się na to opozycja sterowana przez królewskiego kuzyna, Filipa ks. Orleanu (od 1772 stojącego jako Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu na czele francuskiej masonerii) 3, którego siedziba Palais Royal była punktem ogniskującym całą antykrólewską propagandę.
Król pisał ciągle "moi nieprzyjaciele". Tutaj tkwiła geneza kolejnego dramatu Ludwika XVI. Nie zdawał sobie sprawy (lub uświadomił sobie zbyt późno), że tak naprawdę rewolucjoniści są o wiele bardziej wrogami monarchii, niż osoby króla. Monarchia musiała zostać skazana na śmierć, a z nią - jako pierwszy - dobrotliwy król Ludwik XVI. Stan faktyczny miał tutaj zupełnie drugorzędne znaczenie. Ludwik został zadekretowany jako "krwawy tyran" i jako taki musiał zginąć. Wielce charakterystyczne w tym względzie są słowa wypowiedziane przez jednego z jakobińskich przywódców Saint-Juste'a, który podczas debaty rewolucyjnego Konwentu (już po obaleniu monarchii 21 września 1792 r.) nad sprawą postawienia przed sąd króla Francji, powiedział: Nie widzę rozwiązania pośredniego: ten człowiek musi królować, albo umrzeć... "Nie można królować niewinnie, oszustwo tego jest nazbyt wyraźne. Wszyscy królowie są buntownikami i uzurpatorami. .. Ludwik zwalczał lud i został pokonany. To jest barbarzyńca, jest to obcy jeniec wojenny. Widzieliście jego perfidne projekty, widzieliście jego armię. Ten zdrajca nie był królem Francuzów, był on królem paru knujących spisek... Próbuje się wzbudzić litość, wkrótce skupować się będzie łzy. Uczyni się wszystko, aby nas zjednać, aby nas nawet skorumpować. Ludu! Jeżeli król zostanie uniewinniony, przypomnij sobie, że nie będziemy godni twego zaufania. I możesz nas wtedy oskarżyć o perfidię 4.
Ludwik XVI zaakceptował uczynienie z monarchii absolutnej monarchii konstytucyjnej związane z radykalnym uszczupleniem jego prerogatyw, nie protestował przeciw zniesieniu przywilejów stanowych. W jednej tylko kwestii król nie chciał ustąpić, w kwestii dotyczącej bezpośrednio jego sumienia, jaką była sprawa podpisania uchwalonej w 1790 r. tzw. Konstytucji cywilnej kleru (wymagającej od księży złożenia przysięgi na wierność państwu, wprowadzając tym samym faktyczne oderwanie Kościoła we Francji od Stolicy Apostolskiej). Po wielu naciskach, 26 grudnia 1790 r. król ustąpił i podpisał ten fatalny dokument. 10 marca 1791 r. papież Pius VI potępił oficjalnie konstytucję cywilną kleru.
Wiele świadczy o tym, że pogwałcenie przez rewolucjonistów królewskiego sumienia w tej kwestii było tym, co ostatecznie skłoniło Ludwika XVI do podjęcia wraz z całą swoją rodziną 21 czerwca 1791 r. próby ucieczki z Paryża. W manifeście pozostawionym w pałacu Tuillierie król wyznawał swym poddanym, że do końca nie mógł się pogodzić ze zmuszaniem go do czynienia zamachów na Kościół i religię katolicką. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności udaremnił powodzenie królewskiej ucieczki. Patrole wojsk wiernych królowi były dosłownie parę kilometrów od Varennes, gdzie zatrzymano króla. Ludwik XVI wraz z całą rodziną został na powrót sprowadzony do Paryża. Było już tylko kwestią czasu, kiedy zostanie wykonany ostateczny zamach na instytucję monarchii i osobę króla.
10 sierpnia 1792 r. tłum paryski (podburzany zgodnymi głosami jakobinów i agentów Palais Royal) podjął szturm na Tuillierie. Osobistą ochronę króla stanowiło około tysiąca gwardzistów (w tym 750 gwardzistów szwajcarskich). Pierwszy szturm na pałac królewski został odparty. Napastnicy byli tak zaskoczeni zdecydowanym oporem, że powstała realna szansa na wyprowadzenie króla pod osłoną gwardii z ogarniętego rewolucyjną anarchią Paryża. Niebezpieczeństwo to dostrzegł i wysłał deputację do króla oferując swoją ochronę. Dobry król uwierzył (Francuz nie jest zdolny do królobójstwa). Kazał gwardzistom wstrzymać ogień.
Tłum jednak nie zaprzestał ataków. Zdemobilizowani rozkazem królewskim do nie stawiania oporu, gwardziści ulegli kolejnemu napadowi. Zmasakrowano około dwustu szlachciców, którzy ochotniczo bronili króla, dwustu gwardzistów i siedmiuset pięćdziesięciu gwardzistów szwajcarskich. Po zdobyciu Tuillierie rozgrywały się w pałacu i wokół niego sceny dantejskie. Upojony krwią tłum dopuszczał się nawet kanibalizmu na zwłokach bohaterskich Szwajcarów.
Król wraz z rodziną był pod "ochroną" rewolucyjnego Konwentu. Ochronę rewolucjoniści rozumieli po swojemu. 3 grudnia 1792 r. Konwent zadecydował, że król będzie sądzony za "zbrodnie przeciwko narodowi". Ludwik XVI i jego rodzina (następca tronu czyli Delfin, córka Maria Teresa, siostra Elżbieta i żona, królowa Maria Antonina) zostali osadzeni w więzieniu Temple. Proces króla rozpoczął się 26 grudnia 1792 roku.