Zdarzyło się to w Boże Narodzenie 1914 roku. Trwała wówczas jedna z najstraszniejszych wojen w historii świata. Żołnierze skupieni na stanowiskach w okopach rozsianych wzdłuż linii frontu – przebiegającej na granicy Belgii i północnej Francji – trzymali w rękach broń wycelowaną we wroga. Skostniali z zimna leżeli płasko, wspierając się na zamarzniętych grudach ziemi. Bitwa toczyła się od kilku tygodni i nie przynosiła rozstrzygnięcia. Wydawało się, że nigdy się nie zakończy.
Wtem jeden z brytyjskich żołnierzy otrzymał niespodziewany prezent. Było to ciasto czekoladowe, do którego dołączono notatkę, w której żołnierze niemieccy prosili o zawieszenie broni na jeden dzień, by móc świętować Boże Narodzenie. Ta niezwykła prośba zaskoczyła Brytyjczyków, którzy w końcu przystali na propozycję wroga.
Niebawem ucichły wystrzały, a niemieccy żołnierze zaczęli śpiewać kolędy bożonarodzeniowe. Również po przeciwnej linii frontu rozległ się śpiew. Obie walczące strony świętowały narodziny Dzieciątka Bożego, które miało zbawić świat.
Zmęczeni trudami walk, dotkliwym zimnem i przepojeni tęsknotą za stronami rodzinnymi oraz bliskimi, żołnierze kolędowali przez całą noc. Choć na chwilę mogli odetchnąć od przerażającej rzeczywistości wojny. Nie tylko śpiewali, ale nawet spotykali się w specjalnych strefach, gdzie wymieniali się podarkami – najczęściej papierosami i racjami żywnościowymi. Tej nocy front zachodni rozjaśniały zapalone świeczki, a nie wystrzeliwana amunicja. Nawet kontyngent żołnierzy indyjskich, walczący w siłach brytyjskich, nie mógł się oprzeć wymownej scenerii i atmosferze, jaka się wytworzyła. Ze łzami napływającymi do oczu żołnierze przypominali sobie o własnym święcie świateł.
Następnego dnia brytyjski strzelec J. Reading napisał list, w którym zdał relację ze spotkania z żołnierzami niemieckimi. Pisał o uściskach dłoni, wymianie prezentów i zwykłej, serdecznej rozmowie. Tego dnia, jego zdaniem, było tak spokojnie, że aż wydawało się to nieprawdopodobne, jak jakiś piękny sen.
Ale na tym nie koniec. Żołnierze podobno urządzili sobie mecz piłkarski. Niektórzy grali w karty, wzajemnie podcinali sobie włosy oraz popisywali się sztuczkami zręcznościowymi bądź zwyczajnie rozmawiali o bliskich pozostawionych w domu. Przez ten jeden dzień nie byli na wojnie. Byli zwykłymi, młodymi ludźmi, dzielącymi się radością płynącą z narodzin Bożego Dzieciątka.
* * *
Scenę te opisał brytyjski twórca Sherlocka Holmesa – sir Arthur Conan Doyle. Bynajmniej nie jest to historia zmyślona. Conan Doyle komentując te zdarzenia stwierdził, że był to jedyny ludzki odruch tej wojny pełnej tylu okropności. Na całej długości frontu wrogie wojska spotykały się w specjalnych strefach, żołnierze wymieniali się prezentami, uściskami, czasami grzebali zabitych. Jeden ze świadków zdarzenia zauważył, że przez chwilę Bóg dobroci królował na tym zakątku ziemi. Przez ten jeden dzień samoloty nie latały nad głowami, karabiny prawie nie strzelały, nie wybuchały bomby. Ta niezwykła cisza zapierała dech w piersiach. Nie można jednak powiedzieć, że strzały ucichły zupełnie. Tam, gdzie walki były najcięższe, dochodziło do wymiany ognia, ale też sporadycznie. Zwyciężały przyjacielskie uczucia. Niemcy oferowali wrogom piwo, a Brytyjczycy swój pudding ze śliwek.
Niestety, wkrótce żołnierze powrócili do walk, żałując tego tak krótkotrwałego pokoju.
AS