Walka z prawem szkół katolickich do nieakceptowania osób jawnie deklarujących swój homoseksualizm ma na celu narzucanie standardów niemożliwych do pogodzenia z chrześcijańskim sumieniem – pisze na łamach „Rzeczpospolitej” publicysta Piotr Semka.
Minister Elżbieta Radziszewska, głosząc, że szkoła katolicka ma prawo odmówić pracy zdeklarowanej lesbijce, ściągnęła na siebie polityczną i medialną kanonadę. Zaatakowano ją, choć pani pełnomocnik ds. równego traktowania zaprezentowała jedynie stanowisko rządu, ustalenia wynikające z projektu ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania.
Rząd Donalda Tuska przyjął ten projekt miesiąc temu. A jednak, gdy media spekulowały, czy złamano normy unijne, premier do projektu własnego rządu nawet słowem nie nawiązał.
Samotna minister
To osamotnienie Radziszewskiej w czasie medialnej nagonki pokazuje, jak skuteczne dziś są kampanie obyczajowe lewicy. Upór obozu postępu w kwestii zatrudniania homoseksualistów w szkołach wyznaniowych pokazuje zaś, że lewicowcy potrafią dowolnie interpretować prawo i usiłują narzucać swoje interpretacje innym.
Donald Tusk, póki co, nie uległ nagonce. Jednak awantura o Elżbietę Radziszewską była dobrym testem układu sił w polskich sporach światopoglądowych. Fakt, że pani minister pozostała na razie na swoim stanowisku, pokazuje, że lobby „równościowe" nie jest jeszcze wszechmocne. Ale jej przeciwnicy byli bardzo bliscy celu.
[...]
Pełny tekst:
rp.pl