Robert Wyszyński
Aresztowania i kary wymierzone obrońcom polskiej szkoły w Grodnie wydają się nie tylko kolejnym etapem walki, jaka toczy się już od wielu lat pomiędzy Warszawą a Mińskiem, ale ukazują istotną na tle działań rządu litewskiego, wręcz kluczową, rolę, jaką odgrywa szkolnictwo polskie - obok języka liturgicznego w Kościele - w podtrzymywaniu polskiej świadomości narodowej na Kresach.
Obecne represje jawią się równocześnie jako egzemplifikacja specyficznego mechanizmu, jaki wytworzył się w ostatnich latach w relacjach pomiędzy Polską i Białorusią. Każda akcja Warszawy będąca odpowiedzią na represje rządu Alaksandra Łukaszenki wobec opozycji białoruskiej wywołuje siłą rzeczy reakcję ze strony Mińska. Kto płaci cenę na Białorusi za działania Warszawy wymierzone przeciw Łukaszence? W ramach odwetu władze białoruskie z reguły uderzają nie tylko w opozycjonistów, ale również w mniejszość polską, i wyrzucają z Białorusi np. kolejne grupy księży i zakonnic. Zamykane są i przejmowane Domy Polskie należące do Związku Polaków, likwiduje się nauczanie fakultatywne języka polskiego w szkołach rosyjskojęzycznych o dużym procencie polskich dzieci itd. Te antypolskie kroki Mińska spotykają się oczywiście z odpowiedzią ze strony Warszawy. Uderzenie trafia zatem w kolaborantów Łukaszenki, czyli w... "łukaszenkowski" Związek Polaków na Białorusi składający się w dużym stopniu właśnie z nauczycieli polskich szkół (m.in. były prezes "łukaszenkowskiego" związku Józef Łucznik). Odbiera się im prawo wjazdu do Polski ze względu na zagrożenie bezpieczeństwa RP, a tym samym np. zamyka szanse przyjazdu dla polskiej młodzieży, wymiany harcerskiej, otrzymywania darów w polskich szkołach. Doszło do sytuacji, gdy liczba Polaków z Białorusi, którym Warszawa zakazała wjazdu do Polski, przewyższa liczbę członków rządu Alaksandra Łukaszenki, którym odebrano również prawo wjazdu do Polski i UE. Trwającą od wielu lat walkę Warszawy o demokrację na Białorusi można chyba porównać do dobrze znanej z 1939 r. zasady, gdy to Francuzi walczyli o wolność... aż do ostatniego Polaka.
Cena bojkotu
Wracając do newralgicznego problemu polskiego szkolnictwa, warto przypomnieć, że dokładnie rok temu w ramach bojkotu reżimu Łukaszenki nie przedłużono z Białorusią umowy o współpracy pomiędzy resortami edukacji Polski i Białorusi. Nie było wymiany oficjalnej z reżimem - przyjeżdżać na studia do Polski mogli tylko młodzieżowi opozycjoniści białoruscy i opozycyjni naukowcy. W efekcie jednak to znowu Polacy zapłacili za ten bojkot - absolwenci jedynych dwu polskich szkół w Grodnie i w Wołkowysku na Białorusi nie mogli przyjechać na studia w Polsce. Zaistniała sytuacja była w odczuciu rodziców i młodzieży wręcz tragiczna - 11 lat nauki w polskiej szkole okazywało się trudem daremnym.[...]
Pełny tekst:
"Nasz Dziennik"