Czy powinno się prezentować wizerunki abortowanych dzieci – zastanawiali się niedawno uczestnicy debaty w BBC. Andrea Williams z organizacji Christian Legal Center (Chrześcijańskiego Centrum Prawnego) stwierdziła, że absolutnie tak, gdyż w „brytyjskim społeczeństwie powszechnie zaprzecza się prawdziwej naturze aborcji” i trzeba przedstawiać drastyczne obrazy uśmierconych dzieci, aby wstrząsnąć opinią publiczną.
Stanowisko Williams pojawiło się w odpowiedzi na debatę, jaka odbyła się w programie radiowym 4 BBC z Ann Furedi, szefową państwowej instytucji doradczej British Pregnancy Advisory (BPAS), znanej z prowadzenia działalności pro-aborcyjnej.
We wrześniu, przed jednym z ośrodków prowadzonych przez BPAS w Brighton, policja aresztowała dwóch obrońców życia, trzymających plakat przedstawiający zdjęcie abortowanego płodu.
Williams wyraziła zadowolenie z tego powodu, że wreszcie w kraju publicznie debatuje się na temat prawdziwej natury aborcji. Przyznała, że bardzo chciałaby doczekać się regulacji prawnej, która zobowiązywałaby podmioty dokonujące aborcji do wcześniejszego poinformowania swojej klientki o tym, że aborcja jest unicestwieniem życia ludzkiego.
Ann Furedi, znana feministka brytyjska popadła ostatnio w niełaskę u aborcjonistów, pisząc na łamach „The Independent", że lekarzom powinno się zagwarantować prawo do odmowy uczestniczenia w aborcji. Nie znaczy to wcale, że zmieniła zdanie odnośnie „prawa do aborcji". Przyznała, że jest dumna z pracy dla ośrodka BPAS w Brighton, gdzie rocznie zabija się 4 tys. dzieci [podkr. red.], niektóre w późnym okresie ciąży m.in., z powodu wad wrodzonych.
– Jestem głęboko przekonana, że nikomu nie można odmówić prawa do protestu – mówiła Furedi - ale jest to coś zupełnie innego od prześladowania osób, które przychodzą do kliniki – stwierdziła. – Te klientki które przychodzą do kliniki nie idą po to, aby zademonstrować swoje poparcie dla aborcji. One nie korzystają z prawa do aborcji na tej zasadzie, jak korzysta się z prawa wyborczego. One po prostu przychodzą, bo mają problem medyczny (sic!) i my im pomagamy go rozwiązać – dodała.
Andrea Williams ustosunkowując się do tej wypowiedzi zaznaczyła, że wedłg statystyk brytyjskich, aborcji dokonuje się zwykle ze „względów społecznych", a nie medycznych. Przypomniała, że chociaż współczuje kobietom, które zaszły w nieplanowaną ciążę, to jednak istnieje też drugie życie, życie dziecka nienarodzonego. Jej zdaniem Kathryn Sloane i Andy Stephenson – obrońcy zycia - którzy zostali aresztowani ponad dwa tygodnie temu, stojąc z plakatem abortowanego dziecka przed kliniką w Brighton - nie popełnili żadnego wykroczenia. Uzyskali wcześniej wszystkie niezbędne pozwolenia.
Prokurator zastanawia się, czy można im postawić zarzut nękania innych osób. Oburzeni tym są nie tylko obrońcy życia, ale nawet niektórzy zwolennicy aborcji, którzy uważają, że doszło do naruszenia prawa do wolności wypowiedzi działaczy pro life. Furedi zarzuciła im, że mieli przy sobie kamery, którymi nagrywali udające się do kliniki kobiety. Ci z kolei odparli, że kamery były tam po to, aby udokumentować, że wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Nie filmowano osób bez ich zgody.
Źródło: LifeSiteNews.com, AS