„Koniec kapitalizmu”, „Krach liberalnej gospodarki” – głosiły tytuły wysokonakładowych gazet na przełomie września i października. Nie wszystkich te hiobowe wieści – notabene grubo przesadzone – przerażały w równym stopniu. W głosach lewicowych dziennikarzy i polityków komentujących ten stan rzeczy dawało się wyczuć – prócz zaniepokojenia groźbą utraty bądź pomniejszenia osobistych oszczędności – satysfakcję, wręcz tryumf. Zdawali się oni mówić: Teraz my!
Co więc tak naprawdę się wydarzyło? Gdyby bezwzględnie zastosować rzymską zasadę
cui bono – moglibyśmy zacząć powątpiewać, czy jedna ze stron światowego sporu – ta, niestety, lepiej zorganizowana i sprawniej działająca – nie maczała palców w całym zamieszaniu. Nie zamierzam bynajmniej twierdzić, że krach na giełdzie został wywołany przez manipulacje, za którymi stał jakiś projekt ideologiczny. Jednak możliwe jest w dużym stopniu niezależne od procesów gospodarczych wzmocnienie ich efektu psychologicznego przez planowe i zmasowane działania propagandowe. Tak czy inaczej, dziś jest oczywiste, że to światowa lewica zyskuje na kryzysie najbardziej.
Po bankructwie marksizmu oraz realnego socjalizmu, będących dla kół lewicowych punktami odniesienia – czy to w sferze ideologicznej, czy społeczno-ekonomicznej, lewica na świecie wytraciła swój impet. Nie znaczy to zresztą, że nie zyskiwała kolejnych przyczółków, zwłaszcza na froncie antychrześcijańskiej rewolucji obyczajowej, będącej realizacją idei maja ‘68, na której niemal zupełnie skoncentrowała swoje siły. Jednak wiele projektów, rozpoczętych jeszcze pod koniec XX wieku, jak np. stworzenie socjalistycznego superpaństwa europejskiego, napotkało na poważne trudności. Najbardziej dawał się we znaki kryzys idei, którego skutkiem był coraz mniejszy wpływ najbardziej radykalnych ośrodków lewicowych na młodzież. Ruch na rzecz „praw mniejszości”, głównie seksualnych, antyglobalizm, ekologizm – tylko częściowo wypełniały ten brak.
Na scenie wewnętrznej i międzynarodowej
Kryzys ekonomiczny, tak groźny dla rządzącego socjaldemokratycznego i demoliberalnego (dla niepoznaki zwanego centroprawicowym, chadeckim, republikańskim czy ludowym) establishmentu, jest jednocześnie jak manna z nieba dla lewicowych radykałów. Zacznijmy od tego, że kryzys jest środowiskiem, w którym zawsze rozwijały się rozmaite rewolucje. W warunkach liberalnej demokracji ekonomiczna zapaść zwiększa prawdopodobieństwo przejęcia rządów państw przez lewicowych populistów obiecujących jakiś New Deal czy
rozwiązanie kwestii żydowskiej. Już pierwszy etap kryzysu znacznie zwiększył szanse Baracka Obamy na zwycięstwo w tegorocznych wyborach prezydenckich w USA.
Poważne osłabienie gospodarcze Stanów Zjednoczonych może oznaczać koniec supermocarstwowej dominacji państwa, którego społeczeństwo – choć przez niemal dwa wieki było rozsadnikiem rozmaitych rewolucyjnych idei – z roku na rok staje się coraz bardziej konserwatywne. To z kolei wzmocnienie innych graczy, jak Chiny, gdzie do dziś rządzi partia komunistyczna, blok państw Ameryki Południowej z populistą Lulą i kryptokomunistą Chávezem na czele czy islamscy radykałowie, którym zawsze miłe były lewicowe pomysły. Nawet etatystyczna Unia Europejska i rządzona przez dawne komunistyczne służby specjalne Rosja mogą poczuć wiatr w żaglach, pod warunkiem, że sztorm, który przetrzebił amerykańską armadę, zupełnie ich nie zatopi.
Socjalizm i trybalizm
Kryzys wolnorynkowej gospodarki, choćby nawet spowodowany jej socjalistycznymi deformacjami, może dać nareszcie lewicy paliwo w postaci odrodzenia socjalistycznej ideologii. Wkrótce pojawią się rozmaite „trzecie drogi”, „socjalizmy XXI wieku”, „nowe pakty społeczne” etc, a wszystko to, aby powrócić do skompromitowanych w poprzednim stuleciu pomysłów. Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak w UE, głównym lekarstwem na kłopoty ma być państwowy interwencjonizm, co może stać się początkiem końca wolnego rynku.
Wreszcie – kryzys umożliwi lewicy przejście do realizacji nowego, trybalistycznego etapu rewolucji – przewidywanego przez Plinia Corrêę de Oliveira w
Rewolucji i Kontrrewolucji. Tam, gdzie więzi społeczne już są osłabione, a socjalistyczne, będące ofiarą hipertrofii państwo nie ma alternatywy w postaci silnych ciał pośredniczących, efektem kryzysu ekonomiczno-politycznego i związanego z nim ogólnego upadku kulturalnego może być całkowita prymitywizacja życia społecznego. Doprowadzi to do powstawania nowego typu zbiorowisk ludzkich formujących się i funkcjonujących na kształt plemion, w których jednostki odnajdywać będą bezpieczeństwo, zaś poza nimi nie będą mogły przeżyć.
W tym kontekście paniczne i histeryczne reakcje niektórych mediów na kryzys mogą być widziane jako samospełniające się proroctwo. Jedni pisali bowiem o powtórce Wielkiego Kryzysu z roku 1929 i zbliżającym się głodzie, snuli przerażające wizje świata zachodniego, w którym następują bankructwa poszczególnych państw, ludzie zabijają się nawzajem w walce o żywność, a o przeżyciu decydują wyłącznie silne pięści i sprawne posługiwanie się bronią, inni zastanawiali się, jak szybko kryzys ekonomiczny spowoduje wybuch III wojny światowej.
Zetknięcie z absurdem
Już w kwietniu bieżącego roku Amaido Jabor, popularny publicysta brazylijskiego „O Estado de Sao Paulo”, pisał w artykule zatytułowanym:
Światowy kryzys będzie miał swoje dobre strony, że pośród pozytywnych efektów kryzysu jedną z najważniejszych będzie przemiana „mydlanej opery, w której żyjemy, w prawdziwą tragedię”. –
Kryzys będzie oznaczał zetknięcie z prawdziwym chaosem, o którym mówiliśmy od lat, nigdy jednak go nie doświadczając – stwierdzał Brazylijczyk. –
Krach spowoduje, że zetkniemy się z absurdem. W tym sensie krach jest filozoficzny – dzięki niemu staniemy się bowiem bardziej uduchowieni. Na początku będziemy czuli przerażenie – upadek giełdy, tracące wartość pieniądze. Później przyjdzie nieoczekiwany spokój, cisza całkowitego upadku – spójrzcie w spokojne twarze głodujących w Sudanie. Głód przynosi spokój beznadziei. Krach spowoduje odrodzenie zainteresowania fakirami – pokaże, że konsumistyczna pogoń za dobrami nie jest jedynym sposobem na życie. (…) Krach skończy z zatłoczonymi lotniskami i (…) ze słowami takimi, jak globalizacja, wolny rynek, konkurencyjność, deregulacja, jakość i neodarwinizm. Krach odnowi miłość do prostego i osiągalnego; drewnianych zabawek, nart i krówek-ciągutek. Krach jest staromodny (…).
Któż będzie bronił się przed takim powrotem do przeszłości, szczególnie w obliczu naszego zmęczenia ciągłą wrzawą postindustrialnego społeczeństwa informacyjnego? Zwłaszcza, że z początku nie wszyscy odkryją, że za mirażem staromodnego świata drewnianych zabawek skrywa się wytatuowane oblicze plemiennego szamana, w którego dzikich oczach czai się obłęd…
Piotr Doerre
Za:
Polonia Christiana nr 5/2008