Temat numeru
 
„Zdrówko” jest najważniejsze?
Ks. dr Radosław Kacprzak

Spotykając się z ludźmi z okazji różnych uroczystości, słyszymy często słowa: Życzę ci zdrowia, bo ono jest najważniejsze! Czy rzeczywiście jest to priorytet i o jakie zdrowie nam chodzi? Zastanówmy się więc, gdzie przebiega delikatna granica w naszym życiu, polegająca na zachowaniu właściwych proporcji między zdrowiem duchowym i fizycznym.

 

Współczesna kultura nie zawsze potrafi podpowiedzieć, jak w integralny sposób zadbać o siebie, tak by w zdrowym ciele był też zdrowy duch. Czasami można bowiem popaść w skrajności. Z jednej strony pojawia się zaniedbanie zdrowia fizycznego i postawa typu: Jezus jest najlepszym Lekarzem, On mnie uzdrowi bez ludzkiej pomocy, wystarczy się pomodlić i sprawa jest załatwiona. Można też jednak popaść w inną skrajność i tak przesadnie dbać o swoje zdrowie fizyczne, że stanie się to swoistym bożkiem.


Spróbujmy zatem zastanowić się, jaka jest właściwa recepta na troskę o zdrowie w wymiarze duchowym, cielesnym, ale także psychicznym?


Choroba – szansa czy porażka?


Doświadczenie cierpienia, z którym spotykamy się na co dzień, może wywołać różne reakcje na „nieproszonego gościa”, jakim jest choroba. W takich chwilach zarówno osoba chora, ale także ci, którzy się z nią spotykają, mogą przeżywać różne stany emocjonalne. Dobrze jest uświadomić sobie, że każdy z nas ma prawo do własnego zdania i nie warto narzucać swojej wizji w tej dość trudnej sytuacji. Najbardziej kryzysowym momentem jest zazwyczaj chwila, gdy o chorobie dowiadujemy się nagle i nie wiemy, jak ona będzie przebiegała. Warto już na samym początku stanąć w prawdzie i nie wypierać tej sytuacji z przestrzeni duchowo-emocjonalnej. Mogą bowiem w takich chwilach pojawić się też różne pytania, na które nie jest łatwo znaleźć proste odpowiedzi.


Z mojego długiego doświadczenia posługi kapelana szpitala wynika, że te osoby, które nie pytały o to, dlaczego ich spotkała ta choroba, a raczej postawiły sobie pytanie o to, jak przejść przez życie w tym stanie, o wiele łatwiej znosiły swoje cierpienie. Prawdą jest, że każda choroba powoduje pewnego rodzaju spustoszenie w naszej psychice, ale także w relacji z Bogiem, innymi i samym sobą. Taka niełatwa sytuacja może sprawić, że pojawią się momenty buntu, wycofania, a nawet niechęci do spotkań z ludźmi oraz osobistej modlitwy. W takich chwilach wiele zależy od osoby chorej, która powie sobie po prostu: Mam prawo tak się czuć, to jest całkiem naturalne, daję sobie czas i pozwalam sobie na to, co jest teraz. Najgorzej jest, gdy chorzy słyszą słowa taniego pocieszenia: Będzie dobrze, nie martw się. Tego rodzaju komunikaty często wzbudzają w nich bunt i frustrację, a nawet agresję.


Kluczowym momentem w takich chwilach jest obecność przy osobie chorej i postawa słuchania. Tego typu zachowanie sprawia, że osoba cierpiąca widzi często nadzieję i szansę powrotu do zdrowia albo twórczego przejścia przez próbę, jaka ją spotkała.


Wiele razy w czasie rozmów z ludźmi chorymi słyszałem budujące świadectwa, że doświadczenie choroby było okazją do przewartościowania swojego życia, a także umocnienia się od strony duchowej. Potrzebny był jednak czas, by przekonać się, że choroba stała się szansą, żeby lepiej poznać samego siebie i zaufać Panu Bogu w tym doświadczeniu. Widziałem też wyraźnie, że w takich trudnych momentach – mówiąc językiem psychologicznym – dużym zasobem była wiara, która pomagała zwłaszcza w chwilach kryzysowych. Takie osoby często powtarzały, że patrząc na krzyż, widzą sens swojego cierpienia i taka lekcja, choć często trudna do zrozumienia, jest pomocą w rozwoju duchowym.


Choroba – kto zawinił?


W Ewangelii według św. Jana w sytuacji cierpienia niewidomego od urodzenia pojawia się pytanie o to, kto zgrzeszył w jego przypadku: on czy jego rodzice? Jezus odpowiada precyzyjnie, że ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże (zob. J 9,1–3). Taka odpowiedź zaprasza do spojrzenia na cierpienie w dwóch aspektach. Ze strony człowieka może pojawić się cierpienie zawinione, którego przyczyną jest złe wykorzystanie daru wolności oraz grzeszne życie. W takich sytuacjach często ludzie pomijają Boże przykazania i żyjąc bez odniesienia do nich, ponoszą skutki swoich złych wyborów oraz decyzji. Wtedy nie można mieć pretensji do Pana Boga, bo On obdarzył nas rozumem i wolną wolą po to, abyśmy we właściwy sposób korzystali z tych darów. Przypominam tu sobie rozmowę z pacjentem szpitala, w którym posługiwałem wiele lat. Powiedział on do mnie wówczas: Gdyby ludzie częściej przestrzegali Bożych przykazań, wielu z nich ­uniknęłoby ­tragedii i cierpienia. Bóg bowiem tak zaplanował nasze życie, abyśmy dzięki przykazaniom się nie pogubili i żyli we właściwy, odpowiedzialny sposób. W świecie niepotrzebne byłyby inne tak skomplikowane prawa i zasady, bo mądrzejszego od Pana Boga nie było i nie będzie.


Kiedy czytamy Pismo Święte, niejednokrotnie dostrzegamy, że Bóg automatycznie nie chroni ludzi przed skrajnie trudnym położeniem. Papież Benedykt XVI powiedział na początku swojego pontyfikatu ważne słowa: Cierpimy z powodu cierpliwości Boga. Tymczasem wszyscy potrzebujemy Jego cierpliwości.


Obok cierpienia zawinionego przez człowieka istnieje też takie, które jest dla nas wielkim znakiem zapytania. I wtedy, gdy ktoś nas zapyta, dlaczego tak się dzieje, najbezpieczniej jest odpowiedzieć „nie wiem” i pozwolić sobie na ciszę. Inne tłumaczenia nie dadzą bowiem jasnej odpowiedzi na ten problem. Znany amerykański pasterz Sługa Boży abp Fulton Sheen powiedział: Gdy człowiek dźwiga na swoich ramionach jakiś ciężar, może poczuć ulgę na dwa sposoby: albo jego ciężar stanie się lżejszy, albo jego ramiona staną się silniejsze. Bóg postępuje czasem z nami właśnie w ten drugi sposób. To jest ważna podpowiedź w kontekście pytania o to, kto zawinił w przypadku choroby. Bóg nigdy nie zostawia nas samych. Jezusowe słowa, podkreślające, że w przypadku cierpienia, którego nie rozumiemy, objawia się chwała Boża, są zaproszeniem, by spojrzeć na taką sytuację z perspektywy wiary. Świat, w którym próbuje się dziś uczynić Boga nieobecnym, podkreśla, że cierpienie jest bezsensownym zagrożeniem, tajemnicą i problemem, na który nie ma właściwej recepty. Jeden z pacjentów powiedział mi kiedyś, że on paradoksalnie po wielu latach dziękuje Bogu za cierpienie, bo choć jest sparaliżowany fizycznie, to jednak nie jest już sparaliżowany duchowo. Takie świadectwo można wypowiedzieć zapewne dopiero po pewnym procesie dojrzewania duchowego, w którym pojawiały się różne etapy.


Chrystus odpowiada na nasze pytania o cierpienie, utożsamiając się wiele razy z cierpiącymi i mówi: Jestem w tym doświadczeniu z Tobą, biorę na siebie Twój ból. Ktoś pięknie powiedział, że na pytanie o sens cierpienia niezawinionego Pan Jezus nie odpowiada nam z wysokości akademickiej katedry, ale z wysokości Krzyża.


Miłość – recepta na cierpienie


Św. Jan Paweł II w Liście apostolskim Salvifici Doloris podpowiada nam: Aby móc poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie „dlaczego cierpienie”, musimy skierować nasze spojrzenie na objawienie Bożej miłości, ostatecznego źródła sensu wszystkiego, co istnieje. Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia, które pozostaje zawsze tajemnicą: zdajemy sobie sprawę, że wszelkie nasze wyjaśnienia będą zawsze niewystarczające i nieadekwatne. Chrystus pozwala nam wejść w tajemnicę i odkryć „dlaczego cierpienie”, o ile jesteśmy zdolni pojąć wzniosłość miłości Bożej (por. SD, 13). Takie słowa są cenną wskazówką, by w doświadczeniu choroby i cierpienia zapytać się o miłość do siebie, Pana Boga i drugiego człowieka. Miłość idzie razem w parze z odpowiedzialnością.


Św. Tomasz z Akwinu pisał, że łaska bazuje na naturze. Taka podpowiedź jest zaproszeniem, by w odpowiedzialny sposób zadbać o swoje zdrowie fizyczne nie czyniąc z niego bożka, ale przypatrując się temu, co się dzieje z naszym ciałem. Zaopiekowanie się nim zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się cierpienie, jest wyrazem naszej miłości wobec samego siebie, ale także dbaniem o wypełnianie piątego przykazania Dekalogu. Gdy zatem przeżywamy cierpienie fizyczne, warto skorzystać z profesjonalnej pomocy medycznej, by poszukać źródła swojej choroby i jak najszybciej podjąć stosowne leczenie.


W stanach chorobowych istotne jest także zadbanie o swoją psychikę. Korzystanie z profesjonalnego wsparcia terapeutycznego jest dużą pomocą w odzyskiwaniu siły. Dobrze przeżyta psychoterapia, podczas której nie narzuca się własnych rozwiązań, ale próbuje się wzmocnić pacjenta, jest dobrym krokiem ku zdrowiu. W takim procesie pacjent może lepiej poznać i pokochać samego siebie oraz odkryć osobiste zasoby, które będą dla niego wsparciem. Warto dziś skończyć ze stygmatyzacją ludzi, którzy przeżywają w cierpieniu także problemy natury psychicznej. Profesjonalna pomoc medyczna w takich momentach może być także dużą pomocą w odzyskiwaniu zdrowia duchowego i właściwego obrazu Pana Boga. Niezwykle ważnym elementem jest tutaj także rozpoznawanie swoich emocji. Właściwe zaopiekowanie się swoimi stanami emocjonalnymi oraz łagodność wobec samego siebie jest istotnym elementem w procesie zdrowienia.


Najważniejsza jest troska o zdrowie duchowe


Człowiek wierzący jest zaproszony, by odkryć przede wszystkim, że ostatecznie najważniejsze jest zadbanie o swoje zdrowie duchowe. Jest to często możliwe, gdy we właściwy sposób zatroszczyliśmy się o nasze ciało i psychikę. Dobrze jest uszanować decyzję osoby chorej i we właściwym momencie zaproponować takie wsparcie, które będzie cennym umocnieniem duchowym. Podkreśla się, że ­prawdziwa miłość to tak naprawdę obecność i bliskość! Wspierając osobę chorą, nie warto narzucać się na siłę i „przemocowo” proponować przyjęcia Sakramentów Świętych. Warto poczekać, by sama osoba chora dojrzała do spotkania z Bogiem w Sakramentach Świętych, które nie działają magicznie i automatycznie, ale jako dar od Pana Boga umacniają wiarę tego, kto je przyjmuje.


Kiedy czytamy Ewangelię, wiele razy przekonujemy się o tym, że Jezus Chrystus w sytuacji choroby pytał o wiarę i dokonywał cudów uzdrowienia ze względu na wiarę. Patrząc na Jego życie, możemy też wyraźnie zauważyć, że jako Bóg i człowiek dbał w Swoim życiu o integrację ciała, psychiki i ducha. Kiedy bowiem potrzebował odpoczynku, potrafił zadbać o swój sen i zareagować dopiero wtedy, gdy inni Go prosili o pomoc. Mistrz z Nazaretu pielęgnował zdrowe relacje, odwiedzając swoich przyjaciół – Marię, Martę i Łazarza. Umiał też wyrazić swoje emocje, tj. radość, smutek, a nawet złość, o której czytamy w ewangelicznej opowieści o kupcach i bankierach w Świątyni Jerozolimskiej. Spotkanie z Bogiem nie może być bowiem traktowane jako miejsce targowiska i robienia z Nim osobistych interesów.


Zbawiciel daje nam wyraźny przykład, że najważniejsza jest troska o ducha. Wiele razy czytamy, że udawał się na miejsce pustynne, by rozmawiać z Ojcem. Takie chwile przeżywane na osobności i w ciszy były dla Niego ważną przestrzenią do podejmowania istotnych decyzji. W obliczu cierpienia wyrażał smutek i lęk, ale w ostateczności podkreślał: Ojcze, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Taka postawa jest inspiracją dla każdego z nas, by w doświadczeniu choroby szukać woli Bożej w naszym życiu. Choć nie zawsze potrafimy zrozumieć, co jest przyczyną tak przykrej życiowej próby, to jednak Bóg, gdy pozwolimy się Mu poprowadzić, pokaże nam, że w tych chwilach jest z nami. Wszystko jest bowiem po to, by objawiły się w nas sprawy Boże.

 

Kto wierzy, nigdy nie jest sam – te słowa papieża Benedykta XVI są cenną inspiracją, by w doświadczeniu choroby prosić o silną wiarę dla siebie i innych…