Fatima
 
Bł. Franciszek Marto

Franciszek, Hiacynta i Łucja: wybrane objawienia prywatne - część I

BŁ. FRANCISZEK MARTO: nieustanne pragnienie pocieszania Pana Jezusa


Trójka pastuszków z Fatimy, którym dane było doświadczyć objawień Matki Bożej w ciągu sześciu miesięcy 1917 roku, dostąpiła również w czasie swego ziemskiego życia objawień prywatnych. Część z nich, na podstawie książki „Fatima - orędzie tragedii czy nadziei?" będziemy publikowali na tych stronach w ciągu najbliższych numerów „Przymierza z Maryją". Zacznijmy od Franciszka, który w czasie objawień miał 9 lat. Posłuchajmy jego słów z uwagą.

Franciszek, jak wynika z relacji siostry Łucji, był tym, który wyróżniał się największą gorliwością w pocieszaniu Pana Jezusa znieważanego grzechami ludzi. Dzień przed swoją śmiercią rozmawiał z Łucją:
- Słuchaj! Czuję się bardzo źle, już niedługo pójdę do nieba.
- Ale pamiętaj, abyś nie zapomniał i tam modlić się za grzeszników, za Ojca Świętego, za mnie i za Hiacyntę.
- Tak, będę o to prosił, ale wiesz, powiedz to raczej Hiacyncie, bo ja boję się, że zapomnę, kiedy zobaczę Pana Jezusa. Wolałbym Go wtedy pocieszyć.

Jak pisze siostra Łucja: „Franciszek wydawał się być tym z nas, który był pod najmniejszym wrażeniem wizji piekła". Zdaniem ks. Joaquina Marii Alonso, doświadczenie mistyczne Franciszka było najwyższego stopnia i „sama wizja piekła nie zrobiła na nim takiego wrażenia, zapewne dlatego, że kontemplował tajemnicę Niegodziwości w wyższym świetle mistycznej kontemplacji".

W o wiele większym stopniu zajmował go więc ten ból, jaki Najświętszemu Sercu Pana Jezusa stale zadają niewdzięczne dusze grzeszników, niż przerażająca rzeczywistość piekła.

Jego pragnienia i wysiłki skupiały się więc na tym, jak pocieszać Boskiego Zbawiciela za te niegodziwości grzeszników.

Siostra Łucja dopowiada: „To co zrobiło na nim większe wrażenie albo go bardziej absorbowało, to był Bóg, Trójca Przenajświętsza, niezmierne światło, które nas przenikało do głębi duszy". To nieustanne pragnienie pocieszania Pana Jezusa zostało nagrodzone w chwili jego śmierci. „Tego dnia - 4 kwietnia 1919 r. w pewnym momencie wykrzyknął: - „O matko moja, jakie piękne światło jest tu przy naszym oknie!" - I po kilku minutach słodkiego zachwytu: - „Teraz już nie widzę" - Po upływie chwili jego twarz rozbłysła anielskim uśmiechem i około godziny 10 rano, bez konania, bez konwulsji, bez jęku, zmarł słodko".

Jak podaje Borelli, można przypuszczać, że sam Bóg, który jest nieskończenie pięknym światłem, w ten sposób objawił się w ostatnim momencie życia tego powiernika Maryi, jakim był bł. Franciszek Marto.(1)

Oprac. Sławomir Skiba


(1) Na podstawie: A. Borelli, Fatima - orędzie tragedii czy nadziei?, Kraków 2003, s. 50 - 51.