„Jak tak wielu mądrych ludzi mogło doprowadzić Europę do tak złego stanu?” To pytanie, zadane niedawno przez brytyjskiego polityka Daniela Hannana w artykule wieszczącym upadek euro, w najbliższych miesiącach będzie zadawane coraz częściej. Guy Milliere z Stonegate Institute pisze o zbliżającym się upadku UE – sztucznego tworu, wymyślonego przez wąską elitę polityczną, która sprzeniewierzyła się idei wolności.
Milliere, podobnie jak wielu innych analityków podkreśla, że Europa została zbudowana w najlepszym razie na wielkim błędzie, jeśli nie na „przestępstwie przeciwko duchowi wolności”, który pierwotnie miał być źródłem inspiracji dla projektu europejskiego.
Pomysł, by zbudować społeczeństwo oparte na abstrakcyjnych zasadach – nie biorąc pod uwagę historycznych, społecznych i gospodarczych uwarunkowań poszczególnych państw członkowskich – często prowadzi do katastrofy. I tym razem nie jest inaczej – zauważa Milliere.
Błąd popełniono już na samym początku. Po zakończeniu II wojny światowej, patrząc na ruiny pozostawione przez nazizm i faszyzm, politycy z różnych krajów europejskich zdesperowani usunąć wszystkie dotychczasowe błędy popełnione na kontynencie, tak naprawdę tylko je utrwalili. Wierząc, że przyczyną kłopotów była silna tożsamość narodowa poszczególnych państw, zdecydowali się na „Wielkie Czyszczenie” i budowanie zupełnie nowego społeczeństwa, tworzonego przez nowych ludzi – Europejczyków. Zdając sobie sprawę, że demokracja może być niebezpieczna – dzięki niej przecież do władzy doszedł sam Hitler – rozwinęli instytucje, które miały ją skutecznie kontrolować. Zgodnie z wizją Ojców Założycieli projektu europejskiego, gospodarka europejska miała być odgórnie kierowana. Wprowadzono więc instrumenty planowania, najpierw w dziedzinie produkcji węgla i stali, a następnie w rolnictwie.
Doprowadziło to do utworzenia ponadnarodowych struktur, które połączyły się ze sobą dzięki układom zbiorowym, aż w 1957 roku powołano komitet złożony z biurokratów nie pochodzących z wyborów powszechnych, którzy ze swojej siedziby w Brukseli wydawali szereg regulacji dla firm i obywateli, mając niezwykle istotny wpływ na ich codzienne życie np. podejmowano decyzje o efektywnym wykorzystywaniu wody, kształcie pojemników na odpady, „odpowiedniej krzywiźnie bananów i ogórków” czy „zharmonizowanej definicji jogurtu”.
Spotkania szefów państw i rządów – grupy, która później stała się Radą Europejską – odbywały się poza zasięgiem wzroku obywateli. Politycy podejmowali kluczowe decyzje, takie jak subsydia dla przemysłu, decyzje o rozszerzeniu wspólnoty, o reformie instytucji europejskich, o rozszerzeniu swoich kompetencji itp. Powołano też Parlament Europejski, który jednak od samego początku nie miał większego znaczenia.
Wspólnota Europejska, którą początkowo tworzyło sześć krajów rozrosła się, skupiając 27 państw członkowskich. Zmieniono jej nazwę: dawna Europejska Wspólnota Gospodarcza stała się Unią Europejską. O ile na początku wydawało się, że powstaje struktura ekonomiczna, szybko okazało się, że powstała struktura polityczna. Można było odnieść wrażenie, że powstało państwo federacyjne, ale to nie było i nie jest państwo. Teoretycznie w skład tej struktury miały wchodzić kraje niezależne. Faktycznie jednak ich władza od samego początku została ograniczona. Teraz ma ona dwóch prezydentów: jeden stoi na czele Komisji, drugi jest szefem Unii. Parlament ma w zasadzie rolę „doradczą", zaś rzeczywista władza sprawowana jest przez członków Komisji, biurokratów i Radę Europejską, w skład której wchodzi wąska elita polityczna.
Ludzie wciąż głosują w wyborach krajowych, łudząc się, że ich rządy mają coś do powiedzenia. Tymczasem aż 70 proc. praw i wytycznych w dzisiejszej Europie jest wydawanych na poziomach, które są poza zasięgiem rządów krajowych. Co więcej, obywatelom pozwala się swobodnie wyrażać opinie tylko pod warunkiem, że popierają projekt europejski. Inna opcja jest niedopuszczalna.
Wprowadzenie wspólnej waluty miało teoretycznie doprowadzić do pełniejszej politycznej jedności systemów podatkowych i socjalnych. W rzeczywistości chodziło o zniesienie resztek demokracji. Jedność w ogóle nie pojawiła się w Europie. Euro miała być wspólną walutą całej UE, a obowiązuje tylko w 17 krajach.
Zamiast jedności, kraje te stopniowo zaczynają się odsuwać od siebie, a podziały i różnice obecnie stały się bardziej wyraźne, co prowadzi do zaburzeń rozwoju. Ani w Grecji, Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Irlandii, ani nawet we Francji nie widać, by gospodarki tych państw upodabniały się do gospodarki Niemiec lub krajów skandynawskich. Różnice w wydajności tylko się powiększają. Stopy procentowe, utrzymywane w niektórych państwach na określonym poziomie, okazały się niewystarczające dla innych gospodarek. Kurs euro stał się zbyt wysoki dla niektórych krajów. Skoro zaś dewaluacja jest niemożliwa, gospodarki poszczególnych państw zmuszone zostały do manewrowania poziomem bezrobocia, deficytu budżetowego i zadłużenia.
W celu budowania nowego społeczeństwa, transfer pieniędzy odbywał się z krajów bogatszych do biedniejszych. Mieszkańcy tych ostatnich cieszyli się przez jakiś czas złudzeniem, że mogą być coraz bogatsi bez konieczności uciekania się do cięższej pracy, stawania się bardziej wydajnymi i oszczędnymi.
Kraje Europy stworzyły państwo opiekuńcze, które chwaliło się obsługą ludzi od kołyski do grobu. Opracowało ono systemy ekonomicznej redystrybucji, które sprawiły, że ludzie stali się bardziej bierni i uzależnieni od pomocy państwa. Coraz większa rzesza ludzi jest przekonana, że obowiązkiem rządu jest zapewnienie im środków utrzymania. W związku z tym coraz większe obciążenia spadły na tych, którzy pracują. Na domiar złego społeczeństwo europejskie starzeje się. Przybywa imigrantów z biednych krajów, w przeważającej mierze muzułmanów, zamykających się w swoistych gettach, gdzie panuje bezprawie i szerzy się przemoc. Warunki te, w połączeniu z upadkiem gospodarczym sprawiają, że getta w pewnym momencie mogą eksplodować i w wielu krajach może dojść do poważnych zamieszek.
Upadek jest bliski – uważa Milliere. Niektóre kraje UE są już w stanie upadłości, nawet jeśli jest to utrzymywane w tajemnicy. O swój los w perspektywie długoterminowej niepewne są nawet te państwa, których gospodarki wydają się być w dużo lepszej kondycji. Współzależności, które powstały w wyniku integracji, mogą w dłuższym okresie spowodować poważne szkody.
Umowa zawarta 9 grudnia ub. roku., opisywana jako „Umowa Ostatniej Szansy,” ma być realizowana za kilka miesięcy. Jej celem jest zapewnienie władzom europejskim kompetencji w zakresie ratyfikowania budżetów wszystkich krajów w strefie euro. Innymi słowy decyzje dot. redystrybucji przychodów i inwestycji w poszczególnych krajach będą podejmowane przez niewybieralnych biurokratów i elity polityczne. Skutki tego będą wciąż takie same: kraje już będące w stanie upadłości nadal będą się pogrążać, ponieważ ich gospodarki są nieopłacalne. Standard życia będzie nadal spadać w całej strefie euro i deficyty będą narastać. Recesja w krajach już będących w upadłości będzie trwała. Niemcy nie będą w stanie ratować tych państw, które prędzej czy później będą musiały ogłosić upadłość.
Oficjalnym celem niedawnego porozumienia jest polityczna, podatkowa i społeczna jedność. Jednak prawdziwym celem polityków jest zapewnienie biurokratom i wąskim elitom politycznym władzy do realizacji tej jedności za wszelką cenę. Argument zawsze jest taki sam: zjednoczenie Europy jest gwarancją pokoju i dobrobytu, w przeciwnym wypadku Europa pogrąży się w chaosie.
W rzeczywistości może być bardzo różnie. W książce wydanej kilka lat temu, były dysydent Władimir Bukowski porównał były Związek Sowiecki do Unii Europejskiej, którą nazwał EUSSR. Bezpośrednio przed rozpadam ZSRR, jej przywódcy próbowali łatać dziury i przekonywali, że Związek będzie trwał. Mimo, że europejscy przywódcy także próbują łatać dziury i przekonują, że Unia Europejska będzie trwała, środki te jednak nie są wystarczające, by zapobiec jej rozpadowi.
Nikt naturalnie nie może dokładnie powiedzieć, jak będzie wyglądała Europa za dziesięć lat. Jednak zgodnie z pewnymi przewidywaniami będzie ona bardziej podzielona, bardziej konfrontacyjna i bardziej zbrutalizowana.
Źródło: Stonegate Institute, AS.