Bronił praw Kościoła, był zwolennikiem idei powrotu wschodniego chrześcijaństwa do jedności z Rzymem, niósł cywilizację zachodnią daleko na wschód nie zważając na pomówienia i groźby. Św. Jozafat Kuncewicz, związany ze wschodnią tradycją liturgiczną, oddał życie za wierność Stolicy Apostolskiej...
W XVI w. Cerkiew prawosławna przechodziła głęboki kryzys. Patriarchat Konstantynopolitański oraz ważniejsze stolice biskupie pozostawały pod panowaniem tureckim. Z drugiej strony car moskiewski, pragnący uczynić swe miasto „trzecim Rzymem”, czyli stolicą prawosławia, bardziej dbał o wykorzystanie Cerkwi do własnych celów politycznych niż o wsparcie jej działalności duszpasterskiej. To wszystko odbiło się także na stanie prawosławia na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Widoczna była tu ignorancja teologiczna duchowieństwa i niemoralne prowadzenie się popów.
Aby uzdrowić sytuację, hierarchowie zwrócili się o pomoc do papieża. Pod koniec 1595 r. Ojciec Święty Klemens VIII przyjął episkopat i wiernych prawosławnych do jedności z Kościołem katolickim, oczywiście po wcześniejszym odrzuceniu przez ich przedstawicieli schizmatyckich błędów. Zawarta w Rzymie unia została w roku następnym przyjęta przez synod duchowieństwa prawosławnego w Brześciu. W ten sposób powstał Kościół greckokatolicki, zwany potocznie unickim, stanowiący część Kościoła powszechnego, a czczący Boga według wschodniej tradycji liturgicznej.
Ugodzony w serce…
Piętnaście lat wcześniej, w 1580 r., we Włodzimierzu Wołyńskim przyszedł na świat chłopiec, który w dziejach Kościoła unickiego miał odegrać wybitną rolę. Jan Kunczyc – bo takie było pierwsze imię i nazwisko św. Jozafata Kuncewicza – urodził się w rodzinie mieszczańskiej. Według planów rodziców miał w przyszłości zostać kupcem. Dlatego po ukończeniu szkoły cerkiewnej we Włodzimierzu wyjechał do Wilna, gdzie rozpoczął naukę handlu u tamtejszego kupca.
Chłopca jednak, bardziej niż handel, pociągały sprawy duchowe. Kiedyś wyznał, że jako pięciolatek przeżył dziwne zdarzenie. Gdy pewnego razu wpatrywał się w ikonę Ukrzyżowanego, od obrazu oderwała się złota iskra i ugodziła go w serce… Aż zabolało. Odtąd nabożeństwa cerkiewne były mu szczególnie miłe.
W habicie bazyliańskim
Ówczesne Wilno było jednym z ważniejszych centrów prawosławia. Nic dziwnego, że stało się areną sporów między unitami a prawosławnymi niezadowolonymi ze zjednoczenia Cerkwi z Kościołem katolickim. Jan Kunczyc nie miał jednak wątpliwości, że prawdę znajdzie jedynie w Kościele katolickim, którego częścią była jego ukochana Cerkiew unicka.
Żywo interesował się teologią. Wprawdzie nie znając łaciny nie mógł uczęszczać na wykłady akademickie, jednak starał się to nadrobić utrzymywaniem żywych kontaktów z wybitnymi teologami i duszpasterzami katolickimi oraz lekturą dzieł z zakresu duchowości. W 1604 r. zdecydował, że jego miejsce jest w klasztorze i poprosił unickiego metropolitę Kijowa Hipacego Pocieja o habit bazyliański. Dojrzałe powołanie i szeroka wiedza religijna przyszłego świętego spowodowały, że jednego dnia nastąpiły obłóczyny i złożenie profesji zakonnej, a parę miesięcy później otrzymał święcenia diakonatu. Zgodnie z tradycją mniszą przyjął też nowe imię – Jozafat.
„Duszochwat”
Jako bazylianin przyszły święty podjął studia teologiczne, ucząc się, jakbyśmy to dziś powiedzieli, „indywidualnym tokiem”. W tym czasie powstały jego pierwsze dzieła polemiczne. Przykład jaki dawał swoim życiem i słowem, przyciągał do zakonu wielu nowych kandydatów. Nic więc dziwnego, że po otrzymaniu święceń kapłańskich został kierownikiem nowicjatu. Z wielką gorliwością umartwiał ciało: pościł, biczował się, nosił włosiennicę… Wiele godzin spędzał pielęgnując w szpitalu chorych i niedołężnych. Dał się również poznać jako świetny kaznodzieja i spowiednik. Pozyskiwał dla Unii wielu nowych wiernych. Prawosławni przerażeni skalą konwersji dokonujących się za jego sprawą nazwali go „duszochwatem”, czyli łowcą dusz.
Na duszpasterskie sukcesy zwolenników Unii Brzeskiej, jej przeciwnicy odpowiedzieli przemocą. W 1608 r. napadli na wileński klasztor św. Trójcy i używając na przemian próśb, gróźb, a gdy to nie dało rezultatu, także policzkowania, próbowali przeciągnąć Kuncewicza na swoją stronę. Rok później posunęli się dalej, nasyłając na metropolitę Hipacego Pocieja zamachowca. Na szczęście skończyło się „tylko” na utracie przez hierarchę dwóch palców u dłoni, którą się zasłonił przed szablą niedoszłego zabójcy.
Nieustraszony ordynariusz połocki
W 1614 r. Jozafat został archimandrytą, czyli zwierzchnikiem klasztoru św. Trójcy. Z czasem swoją opieką objął kilka innych domów mniszych. Spod jego ręki wyszło całe nowe pokolenie pobożnych zakonników przedkładających służbę Bogu i Kościołowi nad wszystko inne.
Świętość Kuncewicza zdawały się dostrzegać swym instynktem nawet zwierzęta. Istnieje kilka opowieści na ten temat. Przytoczmy tu jedną z nich. Pewna kobieta rozzłoszczona zabiegami św. Jozafata, który chciał ją nawrócić, poszczuła go potężnymi brytanami. Nieoczekiwanie znane ze swej agresywności psy podbiegły do świętego i zaczęły się do niego łasić. Wtedy w kobiecie coś pękło i poprosiła o spowiedź.
Jesienią 1617 r. przyszły święty został biskupem pomocniczym. Miał pomagać staremu, ciężko choremu, arcybiskupowi Gedeonowi Brolnickiemu, zwierzchnikowi diecezji połockiej, witebskiej i mścisławskiej. Opory Kuncewicza pragnącego pozostać zwykłym mnichem przełamał jego zwierzchnik, a zarazem przyjaciel, metropolita kijowski Welamin Rutski, oświadczając mu, że nie ma innych, nadających się do tej funkcji kandydatów.
Jako koadiutor, a po śmierci Brolnickiego ordynariusz połocki wziął się energicznie do pracy duszpasterskiej i administracyjnej. Zaczął wizytować poszczególne parafie. W wielu z nich najstarsi wierni nie pamiętali wizytacji biskupiej. Tam, gdzie znalazł nieporządek, pouczał proboszczów lub mianował gorliwych wikariuszy. Czynił zabiegi, by wszystkie parafie miały uposażenie pozwalające utrzymać niezależność od opiekującej się nią szlachty. Niejednokrotnie osobiście zajmował się odbieraniem majątków kościelnych zawłaszczonych przez świeckich. Nie szczędził również środków na remont cerkwi.
Spisek dyzunitów
Wielkim ciosem w Unię Brzeską, a przy okazji w dzieło metropolity Kuncewicza, była podróż przez ziemie Rzeczypospolitej patriarchy Jerozolimy Teofanesa (jednocześnie agenta sułtana), który dokonał święceń nowych schizmatyckich biskupów. Wywołało to dezorientację wśród wiernych i wzmocniło siły przeciwników Unii (dyzunitów), którzy zyskali naturalnych liderów.
Skutki nie dały na siebie długo czekać. Wzmógł się opór wobec legalnych hierarchów. Coraz częściej dochodziło do napadów na unitów i różnych awantur. Jozafat Kuncewicz „zyskał” na terenie diecezji połockiej konkurenta w postaci prawosławnego abpa Melecego Smotryckiego, który rozpoczął intensywną działalność antyunijną. Wraz ze swoimi zwolennikami starał się zepchnąć Kuncewicza na margines społeczności rusińskiej. Kampania nienawiści wkrótce przyniosła tragiczny owoc – dyzunici zawiązali spisek na życie prawowitego arcybiskupa Połocka.
Męczeńska śmierć
12 listopada 1623 r. zamachowcy wraz z podburzonym tłumem wtargnęli na teren domu arcybiskupiego w Witebsku. Naprzeciw niszczącej wszystko i prześladującej służbę pałacową tłuszczy wyszedł abp Kuncewicz. – Dziatki, dlaczego bijecie czeladkę moją. Nie zabijajcie ich. Jeśli macie coś przeciwko mnie, owóż jestem – powiedział metropolita, składając ręce na piersi.
Zapadła cisza. Gdy wydawało się, że już nikt nie odważy się podnieść ręki na pomazańca Bożego, z bocznych drzwi wypadło dwóch zamachowców. Jeden z nich uderzył męczennika w głowę pałką, a drugi rozpłatał ją toporem. Potem przez pewien czas siepacze pastwili się nad martwym ciałem, włócząc je po ulicach miasta, by w końcu utopić w rzece.
Wyniesiony na ołtarze
Mord wstrząsnął społecznością Rzeczypospolitej. I stał się cud: na katolicyzm obrządku wschodniego zaczęły przechodzić ogromne ilości prawosławnych. Unię przyjęło nawet 20 z 21 osób ukaranych śmiercią za ten mord.
Szczególnie zaskakująca była jedna konwersja – abpa Smotryckiego – ponoszącego moralną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Witebsku. Dotychczasowy wróg katolicyzmu zachwiał się w swoich poglądach. By uspokoić sumienie wyjechał na wschód, do Konstantynopola i Ziemi Świętej, czyli tam, gdzie spodziewał się znaleźć lekarstwo na nurtujące go wątpliwości. Zamiast tego zobaczył patriarchę zafascynowanego kalwinizmem i opłakane skutki niewoli tureckiej. W końcu wrócił w granice Rzeczypospolitej, złożył unijne wyznanie wiary i przystąpił do zwalczania… swych dawnych poglądów, wyrażanych wcześniej w licznych pismach i książkach.
Niemal natychmiast po pochowaniu ciała Jozafata Kuncewicza rozpoczęto zbieranie zeznań o jego życiu i cudach z myślą o przyszłej beatyfikacji. Proces zakończono w 1642 r., a papież Urban VIII ogłosił go błogosławionym. Na kanonizację – przez bł. Piusa IX – arcybiskup Połocka czekał do roku 1867. Jego wspomnienie Kościół obchodzi 12 listopada. Św. Jozafat jest jednym z patronów Polski.
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy