W jakim stopniu papież może zmieniać nasze obrzędy i w jakim celu?

2021-12-07 00:00:00
W jakim stopniu papież może zmieniać nasze obrzędy i w jakim celu?

Już sam tytuł referatu, wygłoszonego przez prof. Petera Kwasniewskiego podczas spotkania Klubu „Polonia Christiana” 25 listopada 2021 r. w Krakowie, brzmi mocno intrygująco. Postawienie pytania „Czy papież może zmienić naszą wiarę?” to zwrócenie uwagi na ważny problem - trwania wiernych w Kościele i praktykowania obrządku, który nie zmieni podstaw doktryny i uszanuje sacrum, cementujące jedność wspólnoty katolickiej. Referat prof. Petera Kwasniewskiego, z niewielkimi zmianami redakcyjnymi (w tym śródtytułami), przedstawiamy Państwu, gorąco zachęcając do wgłębienia się w tematy, wobec których żaden katolik nie może być obojętny.

 

- Zmieniając obrządek Mszy Świętej – treść stanowiących go modlitw, ceremonii, muzyki, ciszy itd. – niechybnie dokonuje się zmiany w wierze ludzi: czym dla nich jest Msza i co robią (i czego nie robią) podczas Mszy. Właśnie do takiej zmiany doszło w latach 60. i 70. – i tak jak jej skutki są w nie mniejszym stopniu odczuwalne do dzisiaj, tak też środek zaradczy pozostaje niezmiennie ten sam - twierdzi prof. Peter Kwasniewski, który przebywał w Krakowie na zaproszenie wydawnictwa Key4 oraz Stowarzyszenia Polonia Christiana.

Papież a liturgia Kościoła

W dyskusjach dotyczących tego, czy papież ma władzę, aby radykalnie zmieniać liturgię Kościoła, można się spotkać z twierdzeniem, że „skoro może dokonać zmiany z chleba kwaszonego na niekwaszony oraz ograniczyć przyjmowanie [Komunii św.] do jednej postaci – a obie te kwestie dotyczą przecież samej substancji sakramentu! – to oczywiście może zrobić wszystko”. Chciałbym zatem wyjaśnić, dlaczego to twierdzenie stanowi gigantyczne non sequitur.

Przedtem chciałbym jednak zauważyć, że nie ma jednoznacznych dowodów historycznych, świadczących o tym, że we wszystkich starożytnych liturgiach stosowano kwaszony chleb do momentu, aż któryś z następców Piotra naprężył swoje papieskie muskuły i stwierdził: „Dość! Od tej pory będziemy używać wyłącznie niekwaszonego chleba”.

Zamieszczony w Dictionnaire d’Archéologie Chrétienne et de Liturgie (Słownik archeologii i liturgii chrześcijańskiej, tom I, kol. 3254–60) obszerny artykuł autorstwa historyka Kościoła Don Fernanda Cabrola, poświęcony „azymes” (chlebowi przaśnemu) nie wspomina nic o takiej rzekomej papieskiej zmianie.

Materia sakramentu

Musimy uważać, żeby nie wpaść w pułapkę powszechnego założenia (co na polu liturgii jest całkowicie nieusprawiedliwione), że w Kościele wschodnim wszystko jest starsze niż w zachodnim i w ogóle nie podlega zmianom – ergo: skoro w Kościele wschodnim używa się kwaszonego chleba, a w zachodnim niekwaszonego, to najpewniej dlatego, że stosowanie kwaszonego chleba jest starszym i „pierwotnym” zwyczajem, który na Zachodzie zmieniono.

W każdym razie nie ma dowodów na poparcie twierdzenia, że jakakolwiek zmiana nastąpiła po prostu w wyniku papieskiego fiat. Ogólnie rzecz biorąc, historia wczesnego Kościoła jest o wiele bardziej skomplikowana, zagmatwana i polimorficzna – a z pokorą należy tu także przyznać, że znacznie słabiej udokumentowana – niż my, posługujący się starannie posegregowanymi scholastycznymi szufladkami, byśmy sobie tego życzyli.

Tak czy owak, załóżmy – na użytek tej dyskusji – że papież faktycznie może zmienić materię sakramentu i że któryś z papieży rzeczywiście wprowadził taką zmianę. Przyjmijmy też, że na tej samej zasadzie mógłby wyrazić zgodę lub jej brak na udzielanie Komunii św. pod dwoma postaciami, że mógłby dodać – lub nie – „Filioque” [do Credo] i wprowadzać dowolną ilość tego typu zmian. Należałoby wtedy postawić pytanie: jakie to ma znaczenie i czego to dowodzi?

Chleb Życia, Chleb Prawdy

Przyjmując kwaszony chleb, który został konsekrowany, przyjmuję Jezusa. Przyjmując niekwaszony chleb, który został konsekrowany, przyjmuję Jezusa. Oba rodzaje chleba są stosowne [do konsekracji] z różnych powodów. Przyjmując Komunię pod dwoma postaciami, przyjmuję całego Jezusa. Przyjmując Komunię tylko pod postacią chleba, również przyjmuję całego Jezusa. W Boskim darze, jakim jest Chleb Życia, nie brakuje niczego. Żaden z powyższych przypadków nie ma wpływu na sakrament Eucharystii, stanowiącej samą „oś” i „centrum” Świętej Liturgii. Substancjalnie rzecz biorąc, oba te przypadki się od siebie nie różnią.

Głosimy chwałę Pana Boga

Obrządek liturgiczny to jednak znacznie więcej niż sakrament, który on w sobie zawiera (jak bowiem wszyscy dobrze wiemy, są liturgie niesakramentalne, jak na przykład Oficjum, które w Kościele od zawsze uważa się za bardzo ważne). Chcąc zrozumieć, co jest słuszne a co niesłuszne w kwestii obrządków – czyli jeśli chcemy Chleba Prawdy, że się tak wyrażę – musimy przyjrzeć się temu, jak wyrażają prawdę wiary i jak przekazują treści na poziomie doktrynalnym i doksologicznym.

Wyobraźmy sobie liturgię eucharystyczną, która po długotrwałym rozwoju osiągnęła perfekcję. Nie szczędzi słów chwały dla Trójcy Przenajświętszej i dla Wcielonego Słowa. Często przywołuje Matkę Bożą i świętych. Wyraźnie stwierdza, że Msza Święta jest prawdziwą i właściwą ofiarą składaną na przebłaganie za nasze grzechy oraz za dobro żywych i umarłych. Jej oracje wyrażają dogmaty wiary, bez pominięć i onieśmielenia: mówią o zasługach, wstawiennictwie, cudach i objawieniach świętych; o oderwaniu od dóbr ziemskich i tęsknocie za tym, co wieczne; o walce z herezjami i schizmami, o nawróceniu niewierzących oraz o konieczności powrotu do Kościoła katolickiego i niezafałszowanej prawdy; o Bożym gniewie wobec grzechu i o możliwości wiecznego potępienia.

Troska o godne przyjęcie Chrystusa

W swoich czytaniach ten obrządek nie cofa się przed trudnymi fragmentami z Pisma Świętego, łącznie z przestrogą przed niegodną Komunią z Ciałem Chrystusa. I w końcu ten obrządek darzy ogromnym szacunkiem ołtarz, tabernakulum, krzyż i relikwiarze, a także nie szczędzi gestów adoracji wobec Najświętszego Sakramentu, i to nie tylko w momencie konsekracji, ale jeszcze w trakcie przygotowania do niej, jak i po niej, podczas rozdzielania Komunii św. Na te wszystkie sposoby ten obrządek ukazuje pełnię biblijnej i tradycyjnej doktryny wiary katolickiej, przemawiając do intelektu chrześcijanina i przygotowując jego duszę do godnego i owocnego przyjęcia Chrystusa.

Historyczna zmienność liturgii?

Następnie wyobraźmy sobie inną liturgię eucharystyczną, która została w pośpiechu ułożona przez komisję ze starych i nowo stworzonych elementów, przefiltrowanych przez eksperckie hipotezy i która zasadza się na teorii dotyczącej potrzeb ludzi na bardzo konkretnym etapie historii. W tej liturgii znacznie ograniczono wzmianki i gesty [czci] wobec Trójcy Przenajświętszej, Wcielenia, Matki Bożej oraz świętych, których święta poważnie ograniczono. Usunięto również wiele treści dotyczących ołtarza, ofiary i przebłagania za grzechy – na rzecz stołu, posiłku i wspólnoty.

W modlitwie za zmarłych liturgia przybrała radosny ton. W jej oracjach zachował się jedynie niewielki ułamek oracji tradycyjnych, a nowe przemilczają fundamentalne kwestie mistyczne i ascetyczne, jednocześnie bagatelizując wyraźnie katolickie treści postrzegane jako trudne lub obraźliwe.

W podobny sposób zredagowano czytania biblijne, pomijając „trudne” fragmenty, jak chociażby [wspomnianą już] przestrogę o niegodnym przyjmowaniu Komunii św. Gesty czci i adoracji zostały poważnie ograniczone.

Ogólnie rzecz biorąc, ten obrządek nie eksponuje pełni biblijnej i tradycyjnej doktryny wiary katolickiej. Z uwagi na wszystko powyższe, osoby biorące udział w tej liturgii nie będą równie dobrze formowane w wierze ani równie dobrze przygotowane do godnego i owocnego przyjęcia Komunii św.

„Zmiękczanie” i jego skutki

Czy można zasadnie zaprzeczyć, że przejście od pierwszej liturgii do tej drugiej – i to nawet uznając, że obie są ważne – jest czymś o wiele drastyczniejszym, mającym o wiele większe oddziaływanie niż przejście od chleba kwaszonego do przaśnego i od udzielania Komunii św. pod dwiema postaciami do jednej? To bowiem w obrębie obrządku liturgicznego wyraźnie uwidacznia się rzeczywistość teologiczna oraz implikacje moralno-duchowe, dotyczące Chleba Życia, czyli to, w co jesteśmy zobowiązani o nim wierzyć i wyznawać, jak powinniśmy się wobec niego zachowywać i jak mamy się przygotowywać do przyjmowania go w Komunii Św.

Rodzaj chleba pszenicznego oraz sama postać, pod jaką jest rozdawany, ma znacznie mniejsze znaczenie niż ogół modlitw, gestów, czytań, śpiewów, kadzidła itp. – które mówią nam o tym, co tak naprawdę robimy.

Obrzęd liturgiczny, który nieodpowiednio wyrażałby wiarę Kościoła – a jego nieodpowiedniość mogłaby wynikać z różnych przyczyn: przemilczenia, dwuznaczności, przeładowania treści czy braku pożytecznych powtórzeń – mógłby z czasem doprowadzić wiernych do utraty wiary. Rozwadnianie dogmatów, przemilczanie trudnych prawd i bojaźliwe świadczenie o realnej obecności – to wszystko podważyłoby wiarę, która ma zasadnicze znaczenie dla czynnego udziału [w liturgii] i dla owocnego przyjmowania sakramentów.

Jak dokonać sabotażu katolickiej wiary?

Na użytek dalszej dyskusji proponuję eksperyment myślowy. Jeśli jakaś grupa sabotażystów chciałaby podważyć wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa [w Najświętszym Sakramencie], to zaczęłaby od przeniesienia głównego akcentu Mszy Świętej z Eucharystii na „celebrację wspólnoty”, na „przewodniczącego” i na „zgromadzenie” – w ten sposób nie byłoby już oczywiste, że wszystko koncentruje się na Jego obecności na ołtarzu.

Pełna szacunku cisza Kanonu rzymskiego, która pomaga uświadomić wszystkim, że oto właśnie dokonuje się coś niezwykłego i nadprzyrodzonego, również musiałaby zniknąć – pod pretekstem, że „wszyscy powinni wszystko słyszeć i rozumieć”. Uciekając się do zwodniczej wymówki „usunięcia bezużytecznych powtórzeń”, ograniczyliby oni liczbę pocałunków składanych przez kapłana na ołtarzu, liczbę przyklęknięć przed Najświętszym Sakramentem, pokłonów i znaków krzyża, trzykrotne „Panie, nie jestem godzien” oraz modlitwy odmawiane przez kapłana przygotowującego się do Komunii.

Pod pretekstem „upraszczania obrzędów” (czy to dlatego, że współczesny człowiek jest zbyt zajęty i niecierpliwy, żeby wysiedzieć w kościele, czy może jest zbyt głupi, żeby śledzić coś skomplikowanego i nielinearnego) z całego porządku Mszy Świętej wycięliby wiele poruszających fragmentów Pisma Świętego, które podkreślają powagę tego aktu czci – od Psalmu 42 na jej początku, po prolog do Ewangelii według św. Jana na jej końcu.

Niszczące akty desakralizacji

 Z kolei kierując się rzekomym „powrotem do starożytnej praktyki”, pozbyliby się jednego z najczytelniejszych znaków, świadczących o wierze w realną obecność [Chrystusa w Najświętszym Sakramencie], jaki można znaleźć w liturgii Kościoła zachodniego, a mianowicie przyjmowanie Ciała Chrystusa na język i na klęcząco przy balaskach, czego nie robilibyśmy, gdyby chodziło o zwykły pokarm albo tylko o symbol. Sabotażyści nalegaliby natomiast, żeby wszyscy pozostawali w pozycji stojącej i po przyjęciu Hostii na ręce sami umieszczali ją sobie w ustach – aktowi desakralizacji o tak niszczycielskim potencjale trudno byłoby się im oprzeć.

Z kolei gdyby chcieli podważyć wiarę w tajemnicę Mszy Świętej jako uobecnienia Ofiary Krzyża, usunęliby z liturgii treści mówiące o przygotowywaniu i składaniu ofiary, o żertwie, przebłaganiu itp. – tak, żeby nie było w niej nic obraźliwego dla liberalnego kalwinisty.

Cały powyższy akapit można by poszerzyć do rozmiarów książki opisującej wszystkie zmiany, których dokonaliby sabotażyści wiary katolickiej, gdyby chcieli zniszczyć tradycyjną wiarę katolików – tak jak została dogmatycznie zdefiniowana na Soborze Trydenckim.

Osłabianie wiary w realną obecność

To jednak zostało już na szczęście uczynione, i to więcej niż jeden raz. Wspomnę tu tylko trzy takie książki: Nowa Msza papieża Pawła autorstwa Michaela Daviesa, The Work of Human Hands („Dzieło rąk ludzkich”) Anthony’ego Cekady i The Traditional Mass („Tradycyjna Msza”) Michaela Fiedrowicza. Otrzeźwiająco działa fakt, że w ramach reformy liturgicznej przeprowadzonej po II Soborze Watykańskim dokonano wszystkiego, o czym była mowa powyżej. A jeszcze zanim novus ordo wszedł w życie, kardynałowie Bacci i Ottaviani w akcie odwagi złożyli swoje podpisy pod listem załączonym do krótkiej analizy teologicznych braków nowego rytu – była to słynna „interwencja Ottavianiego” – wykazującej, że [nowa Msza] niechybnie sprowadzi katolików na manowce i że zarówno tuż po promulgacji, jak i w przyszłości nie będzie przekazywać wiary Kościoła.

Można powiedzieć, że Bacci i Ottaviani z dużym wyprzedzeniem przewidzieli, iż w czasie reżimu novus ordo wiara w realną obecność osłabnie, co ilustruje przeprowadzona w 2019 roku ankieta Pew Research Study, według której ogromna większość katolików w USA nie wierzy w rzeczywistą obecność (a niewątpliwie mielibyśmy do czynienia z podobnym – jeśli nie gorszym – wynikiem, gdyby uczestników ankiety zapytać o to, czy Msza jest prawdziwą i właściwą ofiarą).

Reakcją na wynik tego badania nie powinno być wybałuszanie oczu ze zdziwienia i żywienie płonnej nadziei na atrakcyjniejsze filmy katechetyczne, lecz popiół i wór pokutny, powszechne palenie książek i kursy poświęcone tradycyjnej Mszy łacińskiej.

Powinniśmy także pamiętać, że pierwszą i podstawową formą aktywnego uczestnictwa we Mszy Świętej jest fizyczna obecność wiernych w ławkach. W niestabilnym okresie zmian liturgicznych rozpoczął się masowy exodus wiernych, i mimo uporu, z jakim Paweł VI twierdził, że nowy ryt odnowi lud Boży, Kościół nie przestał wykrwawiać się z wiernych, którzy coraz mniej licznie praktykują „pełny, świadomy i czynny udział w obrzędach liturgicznych”, do którego są „uprawnieni i zobowiązani” (SC 14).

Obrządek to locus katolickości

Wobec mojej powyższej analizy nikogo nie powinien dziwić taki stan rzeczy – ani równoległe zjawisko rosnącej liczby wiernych w środowiskach Tradycji. Skoro bowiem nowy ryt zawęża nasz horyzont do wymiaru czysto horyzontalnego, to nie może się ostać wobec kultury świeckiej, która o wiele skuteczniej przemawia do naszej (upadłej) natury.

A skoro tradycyjny ryt pociąga nas „na osi wertykalnej” do oddawania czci transcendentnemu Trójjedynemu Bogu i pobudza nas do składania hołdu Chrystusowi jako naszemu Królowi, to przejednuje i zdobywa ludzkie serca, które tęsknią za Bogiem i za wybawieniem od tego świata i grzechu.

Dlaczego w trakcie trwania paniki i lockdownów z powodu COVID-u to akurat głównie tradycyjni kapłani nadal odprawiali Msze – i to nawet po kryjomu, gdy zachodziła taka potrzeba – a wierni Tradycji podejmowali szczególny wysiłek, żeby dotrzeć na Mszę, podczas gdy świat novus ordo (ogólnie rzecz biorąc) zapadł w sen zimowy?

Dlaczego wierni przywiązani do Tradycji byli gotowi brać fizyczny udział we Mszy i w obliczu zakazu przyjmowania Komunii na język byli równie gotowi nie przyjmować Ciała Chrystusa przez szczególny wzgląd na to, co właściwe i stosowne? Dlaczego w sytuacji, gdy biskupi oświadczyli, że wszyscy są zwolnieni z obowiązku uczestnictwa w niedzielnej Mszy, tradycjonaliści nadal próbowali dotrzeć na Mszę, często mimo dużych utrudnień?

I dlaczego po tym, jak kurz już opadł i przywrócono niedzielny obowiązek, ilość wiernych w kościołach głównego nurtu nie wróciła do poprzedniego stanu, podczas gdy w miejscach celebracji tradycyjnej liturgii rozkładano krzesła dla nadliczbowych wiernych?

Dwie różne liturgie

Ryt novus ordo, jako produkt uproszczeń i banalizacji, jest podatny na anulowanie. Logika redukcjonizmu jest bowiem bezwzględna i ślepa: każdy, kto chwyta za nożyczki, od nożyczek ginie. Postrzeganie wielowiekowych modlitw jako niepotrzebnych powtórzeń będzie prowadzić do postrzegania prywatnych Mszy jako niepotrzebnych powtórzeń, a ostatecznie do postrzegania całego życia sakramentalnego jako cyklu niepotrzebnych powtórzeń.

Mówimy tu o konkretnych i praktycznych skutkach dwóch różnych liturgii: jedna wyraźnie koncentruje się na Świętej Ofierze i na realnej obecności, natomiast ta druga nie uwypukla ani jednego, ani drugiego. Duchowni wierzą i postępują zgodnie z tym, jak formuje ich liturgia, a w nie mniejszym stopniu jest tak w przypadku wiernych świeckich. W godzinie próby ujawniły się instynkty i zwyczaje, które kształtowały się przez całe dziesięciolecia. Owoce i jednej, i drugiej formacji mówią same za siebie.

Zmieniając obrządek Mszy Świętej – treść stanowiących go modlitw, ceremonii, muzyki, ciszy itd. – niechybnie dokonuje się zmiany w wierze ludzi: czym dla nich jest Msza i co robią (i czego nie robią) podczas Mszy. Właśnie do takiej zmiany doszło w latach 60. i 70. – i tak jak jej skutki są w nie mniejszym stopniu odczuwalne do dzisiaj, tak też środek zaradczy pozostaje niezmiennie ten sam.

Głębsze spojrzenie na wspólną tradycję

W ciągu swojego życia wielokrotnie uczestniczyłem we Mszy Świętej obrządku bizantyjskiego. Na pierwszy rzut oka różni się ona bardzo od tradycyjnej Mszy łacińskiej, która jest moim domem i dziedzictwem jako rzymskiego katolika. W rycie bizantyjskim przyjmuję Komunię Św. na stojąco, po wykonaniu głębokiego pokłonu, ale to kapłan (wyłącznie) umieszcza Najświętsze Ciało i Krew pod postaciami kwaszonego chleba zamoczonego w winie bezpośrednio w moich ustach za pomocą łyżeczki. W rycie rzymskim natomiast klękam, żeby przyjąć Ciało Chrystusa pod postacią Hostii z przaśnego chleba. W obydwu przypadkach przyjmuję mojego Pana i Zbawiciela – na odpuszczenie moich grzechów i na życie wieczne.

Z czasem stało się dla mnie zupełnie jasne, że tradycyjne obrządki Wschodu i Zachodu, mimo powierzchownych różnic, łączy głęboka więź z racji ich wspólnych – tradycyjnych – cech: powagi i uroczystości aktu czci, które znajdują odzwierciedlenie w tekstach, muzyce i rytuałach; jednoznacznej ortodoksji w tekstach modlitw; oczywistego teocentryzmu rytuałów; składania Bogu Najświętszej Ofiary i pierwszeństwa [Boskiego aktu] wtargnięcia Jego królestwa do naszego świata.

Czego brakuje w novus ordo?

To właśnie dlatego opublikowany na portalu New Liturgigal Movement artykuł skierowany do szerokiego odbiorcy zatytułowałem The Byzantine Liturgy, the Traditional Latin Mass, and the Novus Ordo—Two Brothers and a Stranger („Liturgia bizantyjska, tradycyjna Msza łacińska i novus ordo – dwaj bracia i jeden obcy”).

W każdym obrządku tradycyjnym oddajemy cześć Bogu w pięknie świętości, w prawdzie ortodoksji, w odpowiednich (choć nie w idealnych – bo te są zarezerwowane dla nieba) formach wyrażających tajemnice, które je uobecniają i przez które je przyjmujemy. Po wielu latach uświadomiłem sobie, że to wszystko niestety nie dokonuje się w novus ordo.

Z racji samej swojej natury na fundamentalnym poziomie temu rytowi brakuje tradycyjnych cech liturgii sprawowanej w ramach apostolskiego kultu chrześcijańskiego; co gorsza, nowa liturgia jest tak skonstruowana, że wraz z biegiem czasu będzie oddziaływać na wiarę ludzi jak rozpuszczalnik – chyba że w ramach heroicznej inicjatywy będzie się uzupełniać jej braki elementami spoza niej samej.

Władza papieska nie może niszczyć

Przeprowadziłem własną ankietę typu „pew research” – wśród wiernych zasiadających w ławkach (choć ściślej mówiąc, w większości były to osoby przebywające na chórze), gdzie regularnie przebywałem przez kilka dekad, i jej wyniki skłoniły mnie kilka lat temu do wyciągnięcia konkretnego wniosku i powzięcia konkretnego postanowienia: bez względu na to, co postanowią inni, nie mogę sobie pozwolić na to, żeby aktywnie promować ani biernie aprobować sztucznie stworzoną liturgię, która podkopuje wiarę katolicką. Liturgia istnieje – i może istnieć wyłącznie – w formie tradycyjnego kultu. I żaden papież nie ma władzy go znieść.

Co więcej: jest rzeczą o wiele poważniejszą, jeśli papież radykalnie zmienia obrządek liturgiczny – owo lex orandi, które zawiera w sobie i zakorzenia w wierzących lex credendi – niż gdyby zmienił rodzaj chleba pszenicznego lub postaci, pod którymi jest udzielana Komunia św.

Stąd też z samego faktu, że papież posiada władzę, żeby dokonać tego drugiego wcale nie wynika, że mógłby dokonać pierwszego. Władza papieża ma bowiem służyć budowaniu, nie niszczeniu.

 

 

Prof. dr. Peter Kwasniewski: absolwent Thomas Aquinas College w Kalifornii i The Catholic University of America w Waszyngtonie. Wykładał w International Theological Institute w Austrii oraz w ramach programu dla studentów z Austrii na Franciscan University w Steubenville. W 2006 roku współdziałał przy zakładaniu Wyoming Catholic College, gdzie wykładał teologię, filozofię, muzykę i historię sztuki. Prof. dr Peter Kwasniewski regularnie publikuje teksty na wielu portalach internetowych (między innymi na New Liturgical Movement, OnePeterFive, LifeSiteNews, Rorate Caeli, The Remnant i Catholic Family News). Dotychczas napisał dziewięć książek, z których trzy są poświęcone tematyce tradycyjnego katolicyzmu. Jego publikacje zostały przetłumaczone na co najmniej trzynaście języków.

Źródło: Stowarzyszenie Polonia Christiana

 

Czy i jaką przyszłość mają relacje polsko-ukraińskie? Co z milionami Ukraińców w Polsce? Czy są szanse na zawieszenie broni za naszą wschodnią granicą i jak rzutuje to na bezpieczeństwo Polski? Zapraszamy Państwa na kontynuację zapoczątkowanego w Krakowie cyklu spotkań „Polska - Ukraina. Jakie sąsiedztwo?”. Kolejne spotkania organizujemy w Olsztynie i Elblągu.
Nasze Kluby w Pilźnie i Rakszawie organizują spotkania w ramach cyklu mającego na celu przywrócenie pamięci o wielkim biskupie, Polaku i patriocie - abp. Zbigniewie Szczęsnym Felińskim. Warto, przyjść, posłuchać i podyskutować o tej postaci oraz podobnych do niego wzorach świętości i polskości, i to w dodatku w obecności relikwii świętego hierarchy.
We wtorek 16 kwietnia br. prof. Marek Czachorowski w Klubie „Polonia Christiana” wygłosi wykład pt. „Spór o etykę św. Tomasza z Akwinu”. Mimo dużego upływu czasu nauka, jaką pozostawił on Kościołowi jest wciąż żywa i warta osobistego odkrywania. Zapraszamy więc do Warszawy na spotkanie z prof. Czachorowskim i rozważania o schedzie naukowej oraz religijnej, formującej od wieków wiernych Kościoła Rzymskiego.
Już w czwartek 11 kwietnia spotykamy się w Warszawie, by zaprotestować przeciwko zbrodniczej polityce tzw. „koalicji 13 grudnia”. Mowa o czterech nieludzkich i łamiących konstytucję projektach ustaw, pozwalających na zabijanie poczętych dzieci. Polacy nie mogą milczeć, gdy politycy próbują legalizować zabijanie bezbronnych ludzi. Prosimy o przybycie na wyznaczone miejsce zbiórki oraz poinformowanie znajomych.
Wychowana w chrześcijańskiej rodzinie, szanującej wartość każdego życia, Mary Wagner jest prawdziwą bohaterką naszych czasów. Czasów pełnych zakłamania i budowania fałszywej moralności, która zabijanie dzieci nazywa „wolnością”. O życiu i odwadze działania Mary Wagner, kanadyjskiej działaczki wielokrotnie więzionej za obronę nienarodzonych, opowie w Ropczycach Jacek Kotula, podkarpacki aktywista pro-life. Zapraszamy Państwa na środę 17 kwietnia do Ropczyc, na spotkanie w Powiatowym Centrum Edukacji Kulturalnej przy ul. Mickiewicza 10.