Niedawna strzelanina w centrum Liege, w której zginęły 2 osoby a ranny odniosły dalsze 64, zwróciła ponownie uwagę na pomijany milczeniem problem rosnącego ekstremizmu fundamentalistów islamskich. Choć w informacjach podawanych w głównych mediach wstydliwie unikano wzmianek o narodowości i religii 40-letniego zamachowca Nordine Amraniego, w internecie pojawia się coraz więcej materiałów wyprodukowanych przez grupy, które mogły go zainspirować, choćby takie jak Shariah4Belgium, wzywająca do wprowadzenia w Belgii szariatu i obalenia demokratycznego porządku kraju.
Na zamieszczonym w internecie 11 grudnia klipie video, lider tej grupy a zarazem guru wszystkich belgijskich dżihadystów, szejk Abu Imran zapowiada że "czarna flaga dżihadu już wkrótce powiewać będzie na belgijskim Pałacu Królewskim a później na wszystkich pałacach Europy, aż do zwycięskiego jej zatknięcia na Białym Domu". Imran ubrany na filmie w strój wojskowy wzywa do poddania wszystkiego prawu szarii oraz do zniszczenia innego symbolu Belgii,pomnika stojącego w centrum Brukseli - Atomium.
Shariah4Belgium nie jest być może organizacją masową, ale żadną miarą lekceważyć jej nie można. Choć w Belgii tylko 6% stanowią muzułmanie, to należy pamiętać, że jeszcze kilka lat temu było to zaledwie 3,5%. W samej tylko Brukselii, roszczącej sobie prawo do miana "stolicy Europy", aż 300 tysięcy spośród 1,5 mln mieszkańców to muzułmanie. Według niektórych przewidywań do 2020 liczba belgijskich wyznawców "proroka" sięgnie 10% a w samej Brukselii nawet 50%, co gorsza w większości są to wyzawcy ultraortodoksyjnego salafityzmu, pragnącego zjednoczyć świat pod władzą islamskiego kalifa.
Shariah4Belgium otwarcie przyznaje, że zamierza stworzyć alternatywny wobec oficjalnego system sądowy oparty oczywiście na szariacie. Nie są to tylko słowa, bo pierwszy z takich sądów powołano już do życia w dzielnicy Borgerhout, gdzie żyje najwięcej muzułmanów i gdzie sąd szariacki zajmuje się ich kwestiami rodzinnymi oraz majątkowymi. Wobec tej inicjatywy całkowitą biernością wykazuje się państwo belgijskie i to pomimo bezspornego złamania konstytucji i traktatów międzynarodowych, których Belgia jest sygnatariuszem. Sąd szariacki nie zamierza bowiem respektować zasad równości kobiet i mężczyzn, a w wielu kwestiach dotyczących przemocy domowej, czy prawa przemieszczania się, jego wyroki są pogwałceniem prawa państwowego.
Państwo jednak milczy i udaje że tego nie dostrzega, choć może słowo państwo w odniesieniu do Belgii jest określeniem "na wyrost". Cóż można bowiem powiedzieć o tworze, który przez półtora roku po wyborach nie mógł sformować rządu, w którym żyją koło siebie dwa coraz bardziej obce sobie narody i który w świecie bardziej się kojarzy z ponadnarodową sektą biurokratów, niż jakimiś belgijskimi elitami. Belgii de facto już nie ma, zatem groźby islamistów, najbardziej zmotywowanej i żywotnej mniejszości, żyjącej na jej dawnym terytorium muszą być traktowane jak najbardziej serio.