- System szkolnictwa „centralnie” sterowanego, zideologizowanego, przymusowego musi prowadzić - bo taki jest jego rzeczywisty cel - do próby stworzenia „nowego” człowieka. Nie jest wskazane, aby człowiek ów posiadał wiedzę pomagającą zrozumieć mu otaczającą rzeczywistość, aby myślał krytycznie. Wystarczy wyposażyć go w zbiór określonych praktycznych umiejętności. Dlatego ogranicza się autonomię szkół, choć oficjalnie mówi się coś zgoła innego - powiedział dr Artur Górecki, dyrektor Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum i Liceum im. Cecylii Plater Zyberkówny w Warszawie, w rozmowie z Aleksandrem Majewskim z portalu Fronda.pl.
Fronda.pl: Według niedawno opublikowanych raportów, bazujących na danych brytyjskiego ministerstwa oświaty, tamtejsze szkoły katolickie przekraczają średnią osiąganą w szkołach państwowych. Z czego może wynikać przewaga takich placówek?
Zacznijmy od pewnego wyjaśnienia. W Polsce mamy zarówno szkoły katolickie niepubliczne (prywatne, społeczne), jak i publiczne prowadzone przez inne podmioty prawne niż jednostki samorządu terytorialnego. W całym kraju jest ich około 500. Oczywiście szkołami niepublicznymi nie są tylko, ani nawet przede wszystkim, szkoły katolickie.
Zasadniczą przewagą szkół niepublicznych jest większa swoboda planowania pracy dydaktyczno-wychowawczej. W praktyce oznacza to najczęściej bogatszą ofertę edukacyjną. Ogromne znaczenie ma również świadomy wybór tych szkół przez rodziców i uczniów. Placówki te istnieją, ponieważ jest na nie zapotrzebowanie ze strony społeczeństwa. Do tych czynników można również dodać mniej liczne klasy, lepszą bazę dydaktyczną, choć nie jest to regułą. W przypadku szkół katolickich, mamy ponadto jasno określony fundament aksjologiczny, wychowanie biorące pod uwagę człowieka w całości. Zewnętrznym przejawem tego jest znacznie większa dyscyplina - termin, któremu współczesna pedagogika nadaje często pejoratywne znaczenie - panująca w tych placówkach. Szkoły te zdecydowanie lepiej radzą sobie nawet z poważnymi problemami wychowawczymi. W wypadku wyników badań brytyjskich, które Pan przywołał, niebagatelnym czynnikiem jest również fakt, że zdecydowana część tych szkół, to placówki, które nie są koedukacyjne.
Często słyszymy o zmuszaniu katolickich szkół czy ośrodków adopcyjnych w Europie Zachodniej do sprzeniewierzenia się własnym zasadom. Czy nie obawia się Pan podobnie dramatycznej sytuacji w Polsce? Czy widmo „zapateryzmu” pojawia się na naszym horyzoncie?
Tego typu zjawiska można zaobserwować u nas od dawna, choć na pewno inna jest jeszcze skala. Przyznam jednak, że jestem sceptyczny, jeśli chodzi o przyszłość szkolnictwa katolickiego. System szkolnictwa „centralnie” sterowanego, zideologizowanego, przymusowego musi prowadzić - bo taki jest jego rzeczywisty cel - do próby stworzenia „nowego” człowieka. Nie jest wskazane, aby człowiek ów posiadał wiedzę pomagającą zrozumieć mu otaczającą rzeczywistość, aby myślał krytycznie. Wystarczy wyposażyć go w zbiór określonych praktycznych umiejętności. Dlatego ogranicza się autonomię szkół, choć oficjalnie mówi się coś zgoła innego. Na przykład próbuje się wprowadzać przepisy ograniczające swobodę zatrudniania lub zwalniania nauczycieli, których poglądy i postawy, nie licują z charakterem szkoły. Treści wpisane w podstawy programowe poszczególnych przedmiotów, to kolejne ważne narzędzie „nacisku”. Podobnie jest z podręcznikami, które muszą być zgodne z podstawą programową i zatwierdzone przez MEN. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudno jest „przebić się” z podręcznikiem zawierającym „niepoprawne politycznie” treści. Mówi się wtedy, że nie są one neutralne światopoglądowo, cokolwiek miałoby to znaczyć. Na całe szczęście jeszcze jest tak, że bardzo wiele zależy od mądrości nauczyciela, który bezpośrednio pracuje z uczniem. Zagrożeniem dla tożsamości szkoły może być również system kontroli zewnętrznej, który posługuje się określonymi narzędziami i oparty jest na określonej wizji edukacji. Kontrola ta może służyć eliminacji placówek nie wpisujących się w zadekretowane rozwiązania systemowe. Warto wspomnieć też o pojawiających się dyskusjach dotyczących obecności symboli chrześcijańskich w przestrzeni życia publicznego, w tym w szkołach. Wystarczy przypomnieć sytuację w której minister edukacji zasłaniała w czasie konferencji krzyż, który stanowił element panoramy miasta znajdującej się za jej plecami. Jestem katolikiem w domu, w kościele, w szkole - jako rodzic, nauczyciel, dyrektor. Nikt nie może wymagać ode mnie, abym z tego zrezygnował, oczekując, że zawieszę swoją wiarę „na kołku”. Wiara nie jest sprawą prywatną.
Nad „platerkami” opiekę sprawuje Kuratorium Oświaty. Jak więc wygląda relacja między szkołą a instytucją państwową?
Nad każdą placówką oświatową, która ma uprawnienia szkoły publicznej, nadzór pedagogiczny sprawuje kuratorium oświaty (choć planuje się w tym względzie pewne zmiany organizacyjne). Zasadniczo nadzór ten powinien ograniczać się do kwestii związanych z realizacją podstawy programowej i przestrzegania przepisów prawa oświatowego w tym zakresie, w którym dotyczą one szkolnictwa niepublicznego. Bywa jednak różnie.
[...]
Pełny tekst:
Fronda.pl