„Nie wolno wam o nic zapytać, a gdy przekręcicie jakiś wyraz, dostaniecie lanie rózgą po plecach. Dodatkowe baty będziecie otrzymywać co sobotę” – w ten oto sposób Tomasz Małkowski i Jacek Rześniowiecki, autorzy dopuszczonego przez MEN podręcznika „Historia i społeczeństwo”, z którego uczniowie klasy piątej będą uczyć się historii, zaprezentowali metody nauczania stosowane w szkołach przyklasztornych średniowiecza. Mediewiści ostrzegają: spaczone przedstawianie średniowiecza wskazuje na ignorancję autorów podręcznika, którzy z lubością przedstawiają, zresztą niezgodnie z prawdą, nauczyciela z tamtej epoki jako prymitywnego okrutnika.
Wpieranie na jednym z pierwszych etapów edukacji, bo w szkole podstawowej, przeświadczenia o średniowieczu jako „wiekach ciemnych” może długo pokutować w umysłach uczniów. Tym bardziej właściwie przygotowani naukowo nauczyciele powinni zadbać o pokazywanie prawdy o tej epoce. Niestety, zdarza się, że najnowsze podręczniki powielają stare przesądy.
„Wasz nauczyciel, tak jak inni, jest zdania, że częste i mocne bicie to najlepszy sposób wychowania dzieci. Jeśli akurat nic nie zbroiliście, i tak dostaniecie «wypłatę» rózgą - abyście byli grzeczni w przyszłości” – wykładają autorzy podręcznika sposób nauczania dzieci w szkołach przyklasztornych wieków średnich. Poświęcony tej problematyce jest rozdział trzeci tej książki, zatytułowany „Dzieci średniowiecza”.
Już na wstępie piątoklasista dowiaduje się, że raz w roku organizowano wycieczkę uczniów do lasu, bynajmniej nie po to, by zdobyć jakieś wiadomości o przyrodzie, ale jedynie po to, by zbierać brzozowe rózgi, którymi nauczyciele bili ich potem „za wszelkie przewinienia”. Jak tłumaczą dzieciom autorzy, nauczyciele („surowi zakonnicy” czytający po łacinie) uważali, że bicie uchroni uczniów przed znacznie surowszą karą w piekle. Taki sposób wychowywania dzieci, zdaniem Tomasza Małkowskiego i Jacka Rześniowieckiego, popierali skwapliwie rodzice. Dlaczego? By przygotować je do trudów życia. Ponadto podręcznik stawia tezę, że średniowieczni rodzice nie byli mocno przywiązani do własnych dzieci, gdyż te, rodząc się po ośmioro lub dziewięcioro w rodzinie, zazwyczaj szybko umierały.
– Autorzy podręcznika epatują tematem bicia i z lubością przedstawiają dawnego nauczyciela jako prymitywnego okrutnika. Zgadują jego myśli i intencje, pisząc, że uważał on, iż „częste i mocne bicie to najlepszy sposób wychowania dzieci”, a co więcej, ekstrapolują je na wszystkich średniowiecznych nauczających. Tego rodzaju kreowanie skrajnej postaci pedagoga jest wysoce niepedagogiczne - zaznacza dr Wanda Bajor z Międzywydziałowego Zakładu Historii Kultury w Średniowieczu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Jak dodaje, na pewno zdarzali się na tym stanowisku ludzie nieodpowiedni, ale w nie większym stopniu, niż dzieje się to dzisiaj. - W tym sensie dawny nauczyciel nie różnił się od dzisiejszego, zarówno jeden, jak i drugi przekazuje wiedzę, jednak metodami właściwymi swej epoce i w swym środowisku. Zamiast straszenia dzieci średniowiecznym nauczycielem warto byłoby np. pokazać, jaki był program nauczania w dawnej szkole. Autorzy podręcznika do klasy piątej powielają przestarzałe i tendencyjne fikcje, które - jak się okazuje - mają dłuższy żywot niż prawda historyczna. Jako historycy popełniają kardynalny błąd metodyczny: ahistoryczne podejście do dawnych faktów - ocenia dr Wanda Bajor.
Pełny tekst w „
Naszym Dzienniku”