Incydent ze spalonym Koranem zjednoczył afgańskie plemiona. Problemem staje się współpraca z lokalną administracją.
Incydent z poprzedniego tygodnia silnie zaciążył na sytuacji sił NATO. Afgańczycy jednoczą się przeciwko jednostkom ISAF, w trakcie ostatnich zamieszek zginęło ponad 30 osób. Apel prezydenta Karzaja, wzywającego do umiarkowania protestów, nie odniosły żadnego skutku. Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy rozpoczęli wycofywanie cywilnych doradców, pracujących dla centralnej i terenowej administracji. Przed rozpoczęciem demonstracji wycofanie cywilnych pracowników zapowiedział prezydent Francji, Nicolas Sarkozy. Była to reakcja na śmierć czterech Francuzów, zabitych przez afgańskiego rekruta.
Najpoważniejsze konsekwencje może mieć jednak ostatni incydent, w którym kilku pracowników NATO ucierpiało z ręki mundurowego. Afgański policjant otworzył ogień w pomieszczeniach administracyjnych, które miały mieć zapewniony najwyższy poziom bezpieczeństwa. Według informacji dziennikarzy, ofiarami zajścia byli amerykańscy oficerowie w stopniu majora i pułkownika. "Wirus infiltracji rozprzestrzenił się jak rak i musi zostać zoperowany. Leczenie go nie pomogło" - stwierdził afgański generał w rozmowie z BBC.
Odwołanie cywilnych ekspertów i szkoleniowców znacząco utrudni współpracę operacyjną z afgańskimi siłami. Wybuch zamieszek i kłopoty we współpracy z Afgańczykami zeszły się w czasie z serią nowych ataków ze strony Talibów.
Źródło: bbc.co.uk, rp.pl
Mat