Z badań przeprowadzonych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) i Fundusz Narodów Zjednoczonych ds. Ludnościowych (UNFPA) wynika, że w krajach rozwiniętych znacznie częściej niż w innych państwach dochodzi do tzw. aborcji medycznej w pierwszym trymestrze ciąży. Jest to związane z łatwiejszym dostępem do środków poronnych. Organizacje pro-aborcyjne wraz z agendami ONZ chcą, aby „pigułki aborcyjne” we wszystkich krajach mogły rozprowadzać pielęgniarki i położne.
Dr I.K Warriner ze Światowej Organizacji Zdrowia zauważył, że tzw. medyczna aborcja w pierwszym trymestrze ciąży „jest praktycznie niestosowana" w krajach rozwijających się, ze względu na utrudniony dostęp do pigułek poronnych, które mogą rozprowadzać zwykle tylko lekarze.
Dr Warriner przeprowadził badania, które sugerują, że aborcja medyczna (innymi słowy chemiczna) może być wykonywana dzięki mniej wykwalifikowanemu personelowi. „Sprawdzaliśmy czy tzw. aborcja medyczna świadczona w pierwszym trymestrze ciąży przez personel medyczny średniego stopnia (dyplomowane pielęgniarki i położne) była równie bezpieczna i skuteczna, jak aborcja wykonywana przez lekarzy w Nepalu” – wyjaśniał autor badania w raporcie opublikowanym w piśmie medycznym „Lancet”.
W badaniu wzięło udział 1295 kobiet, które „losowo przydzielono do lekarza lub personelu niższego szczebla, rozprowadzającego środki poronne, mające doprowadzić w ciągu miesiąca do kompletnej aborcji, bez konieczności zastosowania ręcznego próżnociągu”.
„Podobne wyniki kliniczne", to znaczy osiągnięcie kompletnej aborcji, zarówno przez lekarzy, jak i położne, skłoniły autora badań do wniosku, że odpowiednio przeszkolony personel medyczny średniego stopnia, może zapewnić bezpieczną, niewymagającą skomplikowanych zabiegów aborcję dla kobiet, bez konieczności udziału lekarzy.
W ostatnich latach obserwuje się zwiększony nacisk na położne i pielęgniarki, by to one mogły przeprowadzać tzw. aborcję medyczną, dostarczając kobietom środki poronne i instruując, jak je mają stosować.
Organizacje pro-aborcyjne są zaniepokojone zmniejszającą się liczbą lekarzy ginekologów, przeprowadzających aborcję chirurgiczną.
W 2007 roku w Wielkiej Brytanii Królewska Akademia Ginekologów i Położników (RCOG) wszczęła alarm z powodu rezygnacji brytyjskich lekarzy („w bezprecedensowej ilości”) z działalności aborcyjnej. Lekarze coraz częściej odmawiają uśmiercania dzieci poczętych ze względu na przekonania etyczne i religijne.
Rzecznik Akademii, Kate Guthrie żaliła się, że z roku na rok „zwiększa się liczba młodych lekarzy, którzy nie biorą udziału w szkoleniu dot. Aborcji”. – Uczelnie i ministerstwo zdrowia naprawdę się tym martwią – mówiła.
W Hiszpanii, organizacje pro-life twierdzą, że zdecydowana większość (96 proc.) hiszpańskich lekarzy odmawia przeprowadzania aborcji, co zdaniem organizacji International Planned Parenthood sprawiło, iż aborcja w zasadzie praktykowana jest w prywatnych ośrodkach.
Włoskie Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że między rokiem 2003 a 2008 liczba ginekologów, odmawiających przeprowadzania aborcji ze względu na sprzeciw sumienia, wzrosła z 58,7 procent do blisko 70 procent.
Podobna sytuacja występuje w Kanadzie, gdzie pro-aborcyjne organizacje skarżą się, że choć aborcja jest praktycznie legalna aż do ostatniego miesiąca ciąży, to jednak duży odsetek lekarzy nie godzi się na jej wykonywanie, przez co dostęp do „zabiegu przerwania ciąży” jest ograniczony.
To skłoniło Vicki Saport, prezes Amerykańskiej Federacji Aborcyjnej (National Abortion Federation), do zażądania od lekarzy kanadyjskich bezwzględnego przestrzegania prawa i świadczenia usług, które ono gwarantuje. „Wiele kobiet nie może mieć aborcji w ogóle, lub są narażone na zbyt długie opóźnienia" – pisała w liście skierowanym do Stowarzyszenia pracowników służby zdrowia (CMA). „CMA powinno więc wymagać od lekarzy przeprowadzenia aborcji, czy tego chcą czy nie" – stwierdziła.
Źródło: LifeSiteNews.com, AS