Jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu najpierw rozum odbiera – mówi stare przysłowie.
Patrząc na Polaków A.D. 2010 można było wyraźnie zauważyć narastające zamroczenie intelektualne i zanik zwyczajnego zdrowego rozsądku nie tylko w życiu publicznym, ale również prywatnym. Gdyby mi przyszło podsumować ubiegły rok w jednym zdaniu, to narzuca się jedno określenie „Hulaj dusza piekła nie ma!”.
Samozadowolenie z osiągnięć w życiu politycznym i gospodarczym, a także osobistym zdaje się sięgać apogeum, a upojeni propagandą sukcesu ludzie jeszcze bardziej brną w dogadzaniu sobie na kredyt. Coraz wyraźniej widać efekty medialnej anestezji sumień oraz moralnej i religijnej ciemnoty, które owocują lekkomyślnością i brakiem roztropności. Z tego stanu ducha bierze się z jednej strony skłonność do samozadowolenia i bałwochwalczego wręcz kultu świętego spokoju, że nic się złego nie dzieje i dziać się nie może, a z drugiej poczucie bezkarności w popełnianiu grzechów osobistych i społecznych.
Biorąc pod uwagę grzechy społeczne, nasze prawodawstwo nie jest tak bardzo „postępowe” w legalizacji związków jednopłciowych czy aborcji na żądanie, jednak zepsucie obyczajów, czyli niepisanych norm regulujących nasze zachowania postępuje w zastraszającym tempie. W ciągu ostatniego dwudziestolecia byliśmy świadkami narastającego przyzwolenia społecznego dla obecności pornografii i rozwiązłości w przestrzeni publicznej, handlu w niedziele i święta, nieuczciwości w rodzinach, pracy i interesach, konkubinatu zwanego eufemistycznie wolnym związkiem, chamstwa i wulgarności w rozmowach i zachowaniach, etc. Te patologiczne przykłady można by mnożyć.
Warto jednak zwrócić uwagę na coraz bardziej powszechną nieuczciwość, czyli nieszczerość intencji w podejmowanych działaniach. Co innego się mówi, a co innego robi. Coraz częściej narzekamy na nieuczciwych pracodawców czy pracowników, sprzedawców i fachowców z różnych branż, nawet lekarzy, sędziów, dziennikarzy, nie wspominając już o politykach i urzędnikach. Trzeba jasno stwierdzić, że nieuczciwość jest w Polsce plagą społeczną. Jednak nieuczciwość niszczy ostatecznie zaufanie między ludźmi, będące podstawą jakichkolwiek relacji i struktur społecznych. Bez zaufania społeczeństwo się atomizuje, a w momencie kryzysu ulega anarchii i ostatecznemu rozpadowi. Taka też perspektywa stoi przed III RP otrąbioną mianem „zielonej wyspy” Europy, która stanie się niebawem gigantyczną masą upadłościową.
Jednak zaślepienie społeczne i bezkrytyczne samozadowolenie większości Polaków są tak duże, że nie widać możliwości ucieczki przed wodospadem historii, ku któremu jako naród i państwo nieuchronnie zmierzamy. Skoro dopuszczone przez Opatrzność napomnienia dla narodu w postaci katastrofy smoleńskiej czy dotkliwych powodzi nie obudziły zbyt wielu sumień, to tym bardziej nie należy liczyć na samodzielność i trzeźwość myślenia Polaków przed poniesioną szkodą.
Nurt wydarzeń staje się coraz bardziej wartki, a to nieuchronnie zwiastuje zbliżanie się wodospadu, w którym jednocześnie skumulują się wszystkie negatywne zjawiska społeczne, polityczne, gospodarcze, demograficzne, a przede wszystkim moralne i religijne. Nie trzeba tu być jasnowidzem, czy mieć szczególne objawienie, aby dostrzec kierunek, w którym zmierzają dzieje naszego narodu, podobnie jak Ks. Piotr Skarga, który mówił: „Jać objawienia osobliwego Pana Boga o was i o zgubie waszej nie mam. Ale poselstwo do was mam od Pana Boga i mam to poruczenie, abych wam złości wasze ukazował i pomstę na nie, jeśli ich nie oddalicie, opowiadał”.
Nadchodzący historyczny kataklizm naszej cywilizacji, a więc obejmujący Polskę i inne kraje z pewnością będzie wystawieniem rachunku za dotychczasowe życie naszego narodu i zapewne obudzi sumienia wielu ludzi. Pozostaje jednak pytanie: czy w momencie próby popadną oni w rozpacz czy też się nawrócą? Ufajmy, że Maryja Królowa Polski obdarzy nas nadzieją, która umożliwi nam przetrwanie dziejowej zawieruchy i doczekanie triumfu Jej Niepokalanego Serca zapowiedzianego przez Nią w Fatimie.
Sławomir Olejniczak
9 stycznia 2011 r.