Felieton
 
Błogosławieństwo czy przekleństwo?
Jerzy Wolak

Wydarzyło się to niedawno na Ukrainie. U pewnego starszego mężczyzny zdiagnozowano nowotwór jamy ustnej – jedyny ratunek leżał w amputacji języka. Tuż przed podaniem pacjentowi narkozy młody lekarz, który miał dokonać operacji, zadał „dowcipne” pytanie:

 

– No, dziadku, jakie będą wasze ostatnie słowa w życiu?

Staruszek spojrzał nań bez gniewu czy nawet zdziwienia i odpowiedział poważnie:

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

 

A jakie będą moje ostatnie słowa? Warto sobie tę sprawę zawczasu dokładnie przemyśleć i włączyć w głowie odpowiedni „program”, żeby kiedyś, zwłaszcza w chwili niebezpieczeństwa, a już szczególnie w godzinie śmierci, równie zdecydowanie i bez namysłu, wręcz odruchowo wyznać wiarę, a nie na przykład – choćby z powodu silnego napięcia nerwowego, strachu, skoku adrenaliny czy innego zjawiska tego rodzaju – bluznąć ohydnym przekleństwem.

Podczas oblężenia pewnej duńskiej twierdzy – wspomina Jan Chryzostom Pasek – wychodząc z fosy, kazałem ja swoim wołać: „Jezus, Maryja!”, chociaż inni wołali: „Hu, hu, hu!”, bom się spodziewał, że mi więcej pomoże Jezus niż ten jakiś pan Hu.

 

Tak przemawia dojrzała wiara.

Żeby zaś wiara była dojrzała, potrzeba jej refleksji. Bo jak tu w coś lub w kogoś wierzyć, gdy się tego nie ma nieustannie przed oczyma duszy: w głowie i w sercu?

Gorzko nad takim stanem (dość zresztą powszechnym u katolików) ubolewa Siostra Faustyna, niespodziewanie uświadomiwszy sobie w szpitalnej sali: Mój Jezu, jak ludzie mało mówią o Tobie. O wszystkim, tylko nie o Tobie, Jezu. A jak mało mówią, to pewnie i nie myślą wcale

 

Marna taka wiara milcząca i bezmyślna. Jakiż z niej pożytek? Jakie świadectwo?

Kilka miesięcy po operacji młody lekarz przyszedł do cerkwi z prośbą o chrzest.

 

Jerzy Wolak