12 września minęła 325. rocznica wiktorii wiedeńskiej, czyli wiekopomnego zwycięstwa wojsk sprzymierzonych, dowodzonych przez polskiego króla Jana III Sobieskiego. A chociaż nie jest to okrągła rocznica tego wydarzenia, to i tak zaplanowano w ramach wrześniowych obchodów kilkadziesiąt rozmaitych przedsięwzięć realizowanych z dużym rozmachem na terenie całego kraju.
Nasuwa się pytanie, czemu wspomniana rocznica zawdzięcza aż tak wielką oprawę i taki splendor? I dlaczego do dziś pozostaje we wdzięcznej pamięci Polaków?
Nie ulega żadnej wątpliwości, że wyprawa wiedeńska naszego króla ocaliła całą ówczesną Europę chrześcijańską przed ekspansją islamu reprezentowanego wówczas przez potęgę Imperium Ottomańskiego. Używa się przy tym nawet niekiedy i określenia – tak jak to robił np. prof. Feliks Koneczny – że nastąpiło ocalenie cywilizacji łacińskiej, co jednak nie jest do końca prawdą, zważywszy, iż ze zwycięstwa wiedeńskiego liczne korzyści wyniosła również i prawosławna Rosja – wchodząca na równi z Polską, Austrią, Wenecją i Państwem Kościelnym w skład antytureckiej koalicji zwanej Ligą Świętą, a zawiązanej niemal zaraz po oswobodzeniu Wiednia spod nieprzyjacielskiego oblężenia, bo już w 1684 r.
W każdym razie zwycięstwo polskiego króla i wojsk sprzymierzonych wpłynęło w zasadniczy sposób na dalszy bieg dziejów Europy, aczkolwiek — w przeciwieństwie do Bitwy Warszawskiej 1920 r. – nie zostało zaliczone przez lorda Edgara d’Abernona do osiemnastu najważniejszych bitew świata. We wspomnianym spisie figuruje natomiast na pierwszym miejscu bitwa pod Maratonem, która rozegrała się dokładnie tego samego dnia co wiktoria wiedeńska, czyli 12 września (tylko że 490 roku p.n.e.), co później pozwoliło na porównywanie znaczenia obu tych wydarzeń. Wymieniona bitwa starożytna ocaliła bowiem również cywilizację europejską (utożsamianą wówczas z Grekami) przed nieprzyjacielem pochodzącym z Azji i niosącym zupełnie inne cywilizacyjne „wartości”, a dysponującym kilkukrotną przewagą militarną. Ten aspekt strategiczny bitwy pod Wiedniem zaznaczył zresztą sławny badacz historii wojen i wojskowości, pruski generał Carl von Clausewitz, który jedynie Sobieskiego spośród Polaków wymienia w gronie najwybitniejszych wodzów wszech czasów.
W opinii naszych rodaków było to zaś jeszcze dodatkowo ostatnie zwycięstwo dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, stanowiące niejako militarny testament upadającej Ojczyzny, a na dalsze trzy stulecia — źródło moralnej siły i narodowych nadziei na przyszłość. Uwiarygodniało ono pozycję Polski jako
antemurale christianitatis, zgodnie ze słowami samego króla Jana z jego odręcznego listu do papieża Innocentego XI napisanego tuż przed wyruszeniem pod Wiedeń:
Gdy chodzi o dobro Kościoła i chrześcijaństwa, przelewam krew wraz z całym mym królestwem do ostatniej kropli. Królestwo bowiem moje i ja to dwa przedmurza chrześcijaństwa. Takie określenia korespondowały zresztą z zaszczytnym tytułem „obrońcy chrześcijaństwa”, jakim już po zwycięstwie Jan III Sobieski był nazywany na okolicznościowych medalach wybijanych w Rzymie czy w licznych poematach, a nawet i na drzeworytach publikowanych w różnych krajach europejskich.