We wtorek na rynku amerykańskim ukazała się książka biograficzna Abby Johnson pt. „unPlanned”- nawróconej byłej szefowej ośrodka aborcyjnego Planned Parenthood w Teksasie. Johnson przyznała, że sama, mimo stosowania antykoncepcji, dwukrotnie zaszła w niechcianą ciążę i zdecydowała się uśmiercić swoje dzieci. Były to dla niej „traumatyczne przeżycia”, które w końcu wpłynęły na podjęcie decyzji o rezygnacji z pracy i zaprzestaniu doradzania kobietom w sprawach antykoncepcji, która jej zdaniem jest wysoce zawodna i prowadzi nieuchronnie do aborcji, niszczącej życie fizyczne i emocjonalne kobiety.
Abby Johnson kierowała ośrodkiem Bryan w Teksasie. Ostatecznie decyzję o rezygnacji z pracy podjęła po asystowaniu w aborcji trzynastotygodniowego dziecka, którą monitorowała za pośrednictwem aparatury ultrasonograficznej.
Sama dokonała aborcji w latach 2000 i 2003, kiedy zaszła w nieplanowane ciąże, mimo stosowania środków antykoncepcyjnych. – Nie sądziłam, że będę osobą, która zdecyduje się na aborcję. W końcu jednak to zrobiłam – mówiła w programie, poświęconym doświadczeniom aborcyjnym, prowadzonym przez gwiazdę MTV Markala Durhama.
Johnson powiedziała, że niewiele pamięta z pierwszej aborcji chirurgicznej i aż do tej pory nikomu o niej nie wspominała. – Sama dźwigałam ten ciężar – przyznała. Gdy jednak ponownie zaszła w ciążę, mimo stosowania antykoncepcji stwierdziła: – Pamiętam to uczucie, jakby był to ostateczny upadek. Jeśli nie było to najgorsze, to z pewnością jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu – zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym – dodała. – Było to doświadczenie traumatyczne, z powodu którego cierpiałam fizycznie przez 8 tygodni po zażyciu środka powodującego aborcję.
Mimo to wróciła do pracy jako wolontariuszka w ośrodku Planned Parenthood, by usprawiedliwiać aborcję. – Tymczasem w środku – jak sama mówi – czułam się zawiedziona jako kobieta. Moje ciało mnie nie słuchało. Bóg mnie opuścił... było to przytłaczające uczucie porażki.
Nowa książka Abby Johnson, zdaniem szefa Kampanii 40 Dni dla Życia, Davida Bereita „może być punktem zwrotnym, który zapoczątkuje koniec aborcji w USA”. Podał on na stronie internetowej Kampanii, że Johnson zaczęła pracę dla organizacji aborcyjnej jeszcze w koledżu, praktycznie nic o niej nie wiedząc. Jej uwagę zwróciło stoisko organizacji Planned Parenthood, które „dosłownie tonęło w ulubionym przez nią kolorze różowym”.
Johnson zaczęła mieć poważne wątpliwości co do zasady upowszechniania środków antykoncepcyjnych, które rzekomo skutecznie mają chronić przed nieplanowaną ciążą, a w efekcie przed aborcją. Bereit przytoczył wypowiedź Johnson: – Z własnego doświadczenia, a także doradzając innym kobietom – w większości stosującym środki antykoncepcyjne – przekonałam się, że wcale tak nie jest, jak twierdzą szefowie Planned Parenthood. Wręcz przeciwnie: częste stosowanie antykoncepcji zwiększało liczbę aborcji, co zresztą dowiodły ostatnie badania.
Dzieje się tak, gdyż kobiety zyskują fałszywą pewność, że biorąc pigułki, czy też inne środki nie mogą zajść w ciążę i decydują się na przypadkowe kontakty seksualne. Kiedy już są w ciąży, by „pozbyć się problemu” decydują się na aborcję. – To nie miało sensu dla mnie. Naszym celem było upowszechnianie antykoncepcji, by obniżyć odsetek aborcji (...) Myślałam. że ma to sens na papierze, że ma sens mówienie o tym i, że musi to mieć sens w praktyce. Jednak wcale tego nie zaobserwowałam, doradzając kobietom – stwierdziła Johnson.
Abby Johnson mówiła także o obsesji szefostwa PP, które dążyło za wszelką cenę do zwiększenia liczby aborcji oraz upowszechnienia niebezpiecznych środków aborcyjnych, co budziło jej zaniepokojenie. Firma dzieliła Amerykę na czerwone i zielone punkty. Zielone punkty oznaczały kliniki, które nie świadczyły aborcji, a czerwone - ośrodki, które przeprowadzały aborcje. – Szczególnym celem było przekształcenie zielonych punktów w czerwone – mówiła Johnson.
Była szefowa ośrodka PP w Teksasie musiała stoczyć batalię sądową z pracodawcą, który chciał jej zabronić ujawniania jakichkolwiek szczegółów dotyczących pracy w ośrodku. Mówiła także o tym, że praca w tego typu klinikach jest bardzo ciężka i wstydliwa dla personelu, gdyż ludzie doskonale wiedzą, co oni robią – odbierają ludziom życie. Zachęciła do porzucenia tego niechlubnego procederu.
Źródło: LifeSiteNews.com, AS