W tych ciężkich dla wszystkich dniach minionego tygodnia zobaczyliśmy nagle wokół nas państwo polskie – pisze Dominik Zdort na swoim blogu Rzeczpospolitej.
Nie chodzi o silne państwo wymarzone przez jednych czy o sprawną administrację oczekiwaną przez innych. Chodzi o państwo rozumiane jako obecność jego symboli. Trumnę Lecha Kaczyńskiego okryto prezydencką chorągwią z białym orłem na czerwonym tle, tłumy ze łzami w oczach intonowały Rotę i Mazurka Dąbrowskiego. Powiewały tysiące biało-czerwonych flag, w żałobnej ciszy wielokrotnie rozlegał się miarowy stukot butów Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego.
W III Rzeczypospolitej tych symboli na pewno nie nadużywano, można nawet powiedzieć, że ich szczędzono Polakom. Niektórzy pewnie się obawiali, że mogą one obudzić demony nacjonalizmu, inni uważali, że są niepotrzebne nowoczesnemu społeczeństwu. Czas po smoleńskiej tragedii pokazał, że prezydencka trumna złożona na armatniej lawecie nie wygląda śmiesznie, że ułani na koniach asystujący żałobnym konduktom nie są wcale anachroniczni. Że całkiem naturalnie przyjmujemy salwy honorowe oddawane z dział na cześć zmarłego prezydenta i z dumą słuchamy premiera, który witając na lotnisku długi rząd okrytych polskimi sztandarami trumien, mówi o ofiarach tragedii: bohaterowie.
Mało tego, zdaliśmy sobie sprawę, że z tym patriotycznym patosem doskonale harmonizuje religijne uniesienie. Że powiewające na wietrze żałobne fioletowe ornaty biskupów świetnie pasują do lasu biało -czerwonych sztandarów. Że pożegnanie zmarłego tragicznie polskiego prezydenta i jego małżonki może być odpowiednio wzniosłe tylko podczas mszy świętej w miejscu takim jak bazylika Mariacka.
Powszechnie zaakceptowaliśmy fakt, że nie wolno rozdziału państwa od Kościoła traktować rygorystycznie, ale wręcz odwrotnie – że w ważnych dla narodu chwilach Kościół i państwo zawsze muszą być razem. Majestat żałobnych uroczystości w wawelskiej katedrze spowodował, że bez znaczenia są już protesty przeciw religii w szkole czy wieszaniu krzyży w klasach.
Ktoś może powiedzieć: to była tylko krótka chwila, pod wpływem wstrząsu na moment ujawniły się atawistyczne cechy Polaków. Warto jednak pamiętać, że atawistyczne to wcale nie znaczy nienaturalne, ale wręcz odwrotnie – prawdziwe, głęboko zakodowane w naszej osobowości.
Za:
blog.rp.pl