Poważna recesja, w jakiej pogrążyły się wielkie gospodarki, pozostawiła kraje zachodnie w stanie zadłużenia, osłabienia i podatności na wahania rynkowe. Uwagę kieruje się coraz częściej w stronę krajów wschodzących, a szczególnie w stronę Chin, jako ostatniej deski ratunku, która może uchronić świat od Wielkiego Załamania o nieobliczalnych konsekwencjach.
Cena, jaką trzeba by zapłacić za pomoc ze strony Chin, to przymknięcie oczu na gwałcenie praw człowieka, liberalizacja rynku zbrojeniowego i uznanie Chińskiej Republiki Ludowej za państwo o gospodarce rynkowej – czego konsekwencją będą korzyści ekonomiczne, polityczne i militarne dla Pekinu. Czy warto pójść na takie ustępstwa? Czy Chiny są w stanie przyjąć niezachwianą pozycję lokomotywy wzrostu gospodarczego na świecie? Czy wynikająca z tego hegemonia polityczna przyczyniłaby się do pokoju i stabilności na świecie, czy też – przeciwnie – zwiększyłaby ryzyko destabilizacji i konfliktu?
Widok wieżowców Szanghaju może sprawić, że niekiedy zapominamy, w jak głębokiej nędzy jeszcze do niedawna pogrążone były Chiny, niemające dosłownie czym wyżywić własnych obywateli. Taki był rezultat komunizmu, a w szczególności straszliwej Rewolucji Kulturalnej zainicjowanej przez Mao Zedonga w połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.

Jeśli udało im się rozwinąć i wznieść do obecnej pozycji wschodzącej gospodarki, to tylko dzięki pomocy makrokapitalistycznych firm zachodnich, które poczyniły w Chinach kolosalne inwestycje i zlokalizowały tam niemal całą swoją produkcję przemysłową.
Z inicjatywy Deng Xiaopinga Chiny wprowadziły – poczynając od roku 1978 – elementy gospodarki rynkowej, zezwalając na kontrolowane wejście kapitału zagranicznego i tworząc w pasie wschodniego wybrzeża tak zwane Specjalne Strefy Ekonomiczne (gdzie swoje siedziby znalazły firmy o kapitale mieszanym). Dzięki owym strefom Chiny mogą inwestować, przy wsparciu naukowców europejskich i północnoamerykańskich, w naukę i nowe technologie. Z kolei w sektorze rolnym odpowiedzialność za produkcję, własność środków produkcji i możliwość podejmowania decyzji zostały przeniesione z gmin i samorządów na samych rolników.
Zaledwie dwadzieścia pięć lat później, w roku 2003, inwestycje zagraniczne wzrosły z pięciu do sześćdziesięciu miliardów dolarów, PKB został pomnożony niemal siedmiokrotnie, dochód na głowę – pięciokrotnie, a wydajność siły roboczej – czterokrotnie. Jeśli chodzi o parytet siły nabywczej, udział Chin w światowym PKB zwiększył się w tym samym okresie z pięciu do piętnastu procent. Łączna wartość chińskiego handlu wzrosła z 20,6 miliardów dolarów w roku 1978 do 1,1548 tryliona w roku 2004, awansując z trzydziestego ósmego na trzecie miejsce w rankingu światowym. W ubiegłym roku Chiny zdetronizowały Niemcy z pozycji największego eksportera na świecie.
Począwszy od roku 2004, ciągły wzrost chińskiej gospodarki utrzymuje się na średnim poziomie rocznym 9,65 procent. W lutym bieżącego roku Chiny jako druga największa gospodarka światowa wyprzedziły Japonię. Dzięki nadwyżce handlowej Chiny zgromadziły ogromne rezerwy walutowe (4,21 tryliony dolarów, co odpowiada 30 procentom rezerw światowych). W czasach współczesnych żaden jeszcze kraj nie zebrał takiej ilości środków finansowych. Niezależne środki finansowe umożliwiają Chinom neokolonialną ofensywę na wszystkich szerokościach geograficznych, szczególnie w Afryce i Ameryce Południowej – bogatych w surowce, których na chińskim terytorium brakuje. (...)
Chociaż wiele firm jest notowanych na giełdzie papierów wartościowych bądź oficjalnie sprywatyzowanych, w rzeczywistości rząd zachowuje co najmniej połowę – czy nawet dwie trzecie akcji, a zarząd tych przedsiębiorstw jest wybierany przez Komisję Nadzoru i Administrowania Państwowymi Aktywami, po konsultacji z Komunistyczną Partią Chin. Nic zatem dziwnego, że dwie trzecie członków zarządów i trzy czwarte menedżerów należy do partii komunistycznej. Partia ta liczy 85 milionów członków, a lista kandydatów liczy 80–100 milionów oportunistów. Obecny premier Wen Jiabao jeszcze w roku 2008 chwalił się, że chińska partia komunistyczna reprezentuje lud i dlatego dyktatura proletariatu jest najlepszym ustrojem na świecie...
Chiny nadal działają w oparciu o „plany pięcioletnie”, stąd rachityczny sektor prywatny zmuszony jest działać w obrębie ścisłych ram ustalonych przez dyktatorską partię, która w umożliwieniu swobodnego rozwoju większości populacji widzi zagrożenie dla swej władzy. Stąd też żaden przedsiębiorca nie może rozwinąć działalności bez całkowitego podporządkowania się rozkazom monopartii i bez przekupywania urzędników państwowych. Poza tym, swoisty system dzierżawy obowiązujący w Chinach od wielu lat sprawił, że nic tak naprawdę nie należy do osób prywatnych: ani ziemia, ani nawet mieszkania. (...)
Najpoważniejszą jednak piętą achillesową Chińskiej Republiki Ludowej jest starzenie się społeczeństwa – rezultat irracjonalnej polityki jednego dziecka, wprowadzonej przez chiński rząd w roku 1979. Współczynnik dzietności szacuje się pomiędzy 1,5 a 1,8 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym, czyli poniżej poziomu koniecznego do utrzymania stabilnej populacji (2,1). Z polityki jednego dziecka wynikają trzy najważniejsze konsekwencje. Po pierwsze, brak liczebnej równowagi pomiędzy płciami (głównie z powodu aborcji dokonywanych na mających się narodzić dziewczynkach). Obecnie na 100 dziewczynek przypada 120 chłopców, przez co brakuje od 20–30 milionów młodych kobiet, które młodzi Chińczycy mogliby pojąć za żony.
Jose Antonio Ureta
Tekst jest fragmentem artykułu.
Czytaj artykuł w całości w wydaniu elektronicznym „Polonia Christiana” lub zamów papierowy egzemplarz dwumiesięcznika.