Dezinformacyjny montaż

2011-07-26 00:00:00
Dezinformacyjny montaż

To, co działo się i dzieje nadal w mainstreamowych mediach, od kiedy tylko poznano personalia zamachowca z Oslo, winno stać się przedmiotem ćwiczeń warsztatowych na uczciwych studiach dziennikarstwa, gdziekolwiek takowe jeszcze się uchowały. Jak w soczewce można tu dostrzec, w jaki sposób panujący system preparuje ideologiczny wizerunek wroga, jak chce zagospodarować zwiększony potencjał strachu i agresji, a nawet do pewnego stopnia można się zorientować, jakie są bardziej długofalowe plany odnośnie do eliminacji tego, co w jego gremiach decyzyjnych postrzegane jest jako zagrożenie.

Od pierwszych chwil przeto w montażowniach kłamstwa wykuwa się dwie podstawowe sztance identyfikujące Andersa Behringa Breivika - i to od razu jako figurę reprezentującą pars pro toto wroga ogólnego - "skrajny prawicowiec" i "chrześcijański fundamentalista". Dwa określenia i cztery słowa. Dwa z nich: "prawica" i "chrześcijaństwo", mają funkcję quasi-referencyjną, czytelnie, a nawet "łopatologicznie", powiadamiając, gdzie czai się zło. Dwa następne: "skrajny" i "fundamentalizm", spełniają funkcję ekspresyjną, bo przedmiotowo nie znaczą nic. "Skrajność" sygnalizuje tylko coś ogólnie nieprzyjemnego, bo nieumiarkowanego, "fundamentalizm" natomiast - słówko niezmiernie popularne, które trafiło nawet, niestety, do języka akademickiego - w przekładzie z żargonu demoliberalnego na język naturalny oznacza kogoś, kto naprawdę wierzy i traktuje serio swoją wiarę, zamiast już na wstępie ogłosić akt kapitulacji wobec wierzeń sprzecznych i konkurencyjnych. Używane w zasadzie w odniesieniu do wyznawców religii, czasem także do pewnych systemów przekonań, ale zawsze tylko tych, o których "wszyscy wiedzą", że są "niesłuszne". Proszę zauważyć, że nigdy nie mówi się o "fundamentalistycznym demokracie", "fundamentalistycznym liberale" ani nawet - co jeszcze ciekawsze - o "fundamentalistycznym rewolucjoniście".

Wróg uniwersalny

Naturalnie wizerunek z minuty na minutę obrasta następnymi "znakami szczególnymi". Dowiadujemy się, że Breivik jest nacjonalistą, a nawet nazistą i rasistą, ale również konserwatystą, też - a jakże - "skrajnym". Ze szczególnym wdziękiem połączyła to pewna młoda osoba wezwana w charakterze ekspertki, która na pytanie dziennikarki w studiu telewizyjnym, czy wiemy już coś o poglądach Breivika, odpowiedziała płynnie, mile się uśmiechając: "Tak, wiemy. Jest nazistą i chciał zaprowadzić skrajny konserwatyzm". Na czym polega nazistowska - a raczej, nazywajmy w końcu rzecz ściśle i po imieniu: narodowosocjalistyczna - metoda zaprowadzania konserwatyzmu, już niestety nie wyjaśniła. Bo i po co zresztą.

Jak widać, "portret pamięciowy" wroga uniwersalnego jest niemal kompletny. Do pełni szczęścia brakuje "montażystom" chyba tylko "homofobii", więc jak na razie na tym odcinku frontu ideologicznego muszą się zadowolić szczuciem na zacnego i mądrego prof. Aleksandra Nalaskowskiego. Tu jednak nie ma co ironizować, bo sposób, w jaki rozgrywany jest krwawy czyn Breivika, wyraźnie wskazuje na snucie planów jakiegoś "ostatecznego rozwiązania" kwestii "skrajnej prawicy" i "chrześcijańskiego fundamentalizmu". Gnijący od libertynizmu, który sam propaguje, podbijany przez inwazję ludów "licznych jak piasek morski", do której sam zachęca w obłędzie "wielokulturowości", bankrutujący finansowo od Grecji po Portugalię, socdemoliberalizm dostrzegł w mobilizacji sił do rozprawienia się z "wrogiem wewnętrznym" szansę na przedłużenie o kilka czy kilkanaście lat swojej agonii, z której nieuchronnością nie chce się pogodzić.

Masoński trop

Zostawmy jednak na boku prognozy i wróćmy do naszej analizy. W miarę jak napływają kolejne informacje, zwłaszcza publikacje samego sprawcy, który okazał się nie tylko mordercą, ale i nieokiełznanym grafomanem, jego "portret pamięciowy" mocno się komplikuje. Kluczowa staje się przede wszystkim wiadomość, że Breivik jest masonem należącym do loży Solene - pojawia się nawet jego zdjęcie w stroju "rytualnym". Fakt ten potwierdzili sami wolnomularze, wykluczając Breivika ze swoich szeregów. Informacji o masońskiej przynależności nie sposób ukryć, niemniej zdaje się ona kompletnie nie interesować tych, których z racji wykonywanego formalnie zawodu powinna interesować najbardziej. Nagle gdzieś zniknęli sławni "dziennikarze śledczy": czyżby wszyscy wyjechali na urlop, czy może jednak raczej dobrze wiedzą, że nie powinni wściubiać nosów tam, gdzie nie trzeba? W każdym razie fakt ów, tak kapitalnej wagi, podawany jest jako nic nieznacząca ciekawostka, ot tak, jakby chodziło o to, że lubi kolekcjonować znaczki. Nie twierdzę, że przynależność mordercy do masonerii ma na pewno bezpośredni związek z jego krwawym wyczynem; na razie brak na to bezpośrednich dowodów. Ale przecież elementarna wiedza historyczna pozwala nam stwierdzić, że masonerię spotykamy nieustannie jako siłę inspirującą i sprawczą znakomitej części, jeśli nie większości, spisków, rewolucji, przewrotów, zbrodni, zamachów, tak kolektywnych, jak i indywidualnych, jakie wydarzyły się przez ostatnie ponad dwa stulecia. Winno to skłaniać przynajmniej do zbadania, czy i tym razem nici nie prowadzą do tego diabelskiego kłębka. Jak słyszę, nasze ABW też jęło sprawdzać jakowyś "polski ślad" zamachu w Oslo: czy nie od tego należałoby zacząć?

[...]

Pełny tekst: "Nasz Dziennik"
Wiosną 2004 roku 54-letnia Francuzka Bernadette Marie Helene Vernamat wybrała się z pielgrzymką do Libanu, do grobu św. Charbela. Kobieta chorowała na złośliwego raka piersi i żołądka. Po spowiedzi i Komunii św. odmówiła cały Różaniec przy grobie świętego. Badania, które zrobiła po powrocie do domu, wykazały jej całkowite uzdrowienie. Tak działa ten wyjątkowy mnich z Libanu, za wstawiennictwem którego łaskę uzdrowienia otrzymały już tysiące osób.
Rankiem 16 lipca 1251 r., gdy Szymon Stock odmawiał piękną, ułożoną przez siebie modlitwę Flos Carmeli, wedle jego własnej relacji jaką zdał ojcu Piotrowi Swayngtonowi, swojemu sekretarzowi i spowiednikowi: "nagle ukazała mi się Matka Boża w otoczeniu wielkiej niebiańskiej świty i trzymając w ręce habit Zakonu, powiedziała mi: "Weź, Najukochańszy Synu, ten szkaplerz twego Zakonu, jako wyróżniający znak i symbol przywilejów, który otrzymałam dla ciebie i dla wszystkich synów Karmelu. Jest to znak zbawienia, ratunek pośród niebezpieczeństw, przymierze pokoju i wszechwieczna ochrona. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego".
„Proroctwa nie lekceważcie. Przepowiednie dla Polski” Pawła Kota i Adama Kowalika to fascynująca podróż po proroctwach, które Pan Bóg i Najświętsza Maryja Panna skierowali do nas za pośrednictwem polskich i zagranicznych wizjonerów.
Dlaczego we współczesnym świecie próbuje się pokazać wspólność celów ruchu syjonistycznego z chrześcijaństwem? Dlaczego „chrześcijański syjonizm” ma tak duży wpływ na decyzje polityczne o wymiarze globalnym, angażujące w politykę Izraela wiele państw świata, w tym Stany Zjednoczone? Czy „chrześcijański syjonizm”, mocny raczej w środowiskach ewangelickich, ma swoich zwolenników także w Polsce? Odpowiedzi na te pytania szukać można w nowym kwartalniku, który Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi przygotowało dla czytelników szukających rzetelnych informacji, które trudno znaleźć w innych mass mediach.
Przyjaciele „Przymierza z Maryją” to wspólnota istniejąca przy Stowarzyszeniu Ks. Piotra Skargi od ponad trzech lat. Gromadzi ona najbardziej oddanych Czytelników pisma, którzy w sposób szczególny postanowili pomagać w rozwoju naszego dwumiesięcznika. Ciebie też, Drogi Czytelniku, zapraszamy do tego grona – do rodziny Przyjaciół „Przymierza z Maryją”!