Ira Straus, prezes organizacji The Democracy International, amerykański koordynator w NATO, zasiadający w Komitecie ds. Europy Wschodniej i Rosji Sojuszu Północnoatlantyckiego, zastanawia się nad moralnym przewrotem, jaki dokonał się w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Przewrót ten jest szczególnie dobitnie widoczny na przykładzie reakcji wobec zamieszek na Bliskim Wschodzie. Obnaża podwójne standardy postępowania: zdradę zaprzyjaźnionych przywódców, umiarkowanych autokratów i wspieranie własnych wrogów.
„To ciekawy model. Kiedy Kaddafi i Assad zostali zaatakowani, nasze elity – fachowe pisma zajmujące się polityką zagraniczną, główne media i urzędnicy państwowi – natychmiast przestrzegli przez katastrofalnymi skutkami destabilizacji, w przypadku upadki ich rządów. Ale, gdy Ben Ali i Mubarak zostali zaatakowani, nasze elity mówiły, że ich upadek był nieunikniony i ostrzegały przed katastrofalnymi skutkami destabilizacji, jeśli ci przywódcy zdołają się utrzymać przy władzy” – zauważa amerykański ekspert.
Straus dodaje, że w normalnych warunkach powinniśmy się cieszyć z powodu upadku wrogów, a ubolewać nad upadkiem zaprzyjaźnionych reżimów. Tymczasem, w ostatnim czasie dzieje się zupełnie coś innego. Wspiera się wrogów, a „dobija” przyjaciół.
Zauważa, że reżimy Kdadafiego i Assada, to brutalne tyranie, wrogo nastawione do USA. Tymczasem rządy Ben Aliego i Mubaraka były jego zdaniem umiarkowane, stabilne. Byli to umiarkowani autokraci, dążący do zachowania pokoju w regionie, którzy nieraz się sprawdzili jako sojusznicy. Straus zatem pyta, dlaczego elity amerykańskie wspierają rządy tyranów, a występują przeciw swoim przyjaciołom?
Jego zdaniem, to zjawisko nie jest nowe. Podobna sytuacja miała miejsce w czasach rządów Ronalda Reagana. Wówczas znany sowietolog na początku lat 80. wieszczył rychły upadek komunizmu. Tymczasem, mówienie czegoś podobnego w owym czasie było niemal zakazane. Najważniejsi politycy, eksperci, media milczały na ten temat. Z tej ciszy wyrwało się kilku naukowców, m.in. Aleksander Janow, uchodźca rosyjski. Zupełnie to tabu przełamał prezydent Reagan, którego okrzyknięto niebezpiecznym ignorantem, chcącym rozpętać wojnę nuklearną, by pokonać Związek Radziecki.
Dzisiejsze amerykańskie podwójne standardy postępowania zauważa nawet Al-Jazeera. Straus pisze, że brak zdecydowanej reakcji USA wobec Kaddafiego działa tak naprawdę na niekorzyść USA.
Elity tłumaczą, że nie można obalić libijskiego przywódcy, bo ma wsparcie wśród części społeczeństwa. Tymczasem, gdy takie wparcie i to dużo większe miał rząd Mubaraka, czy Ben Aliego, elity powtarzały, że ci autokraci muszą odejść, gdyż nikt ich nie popiera.
Kiedy Mubarak przestrzegał przed radykalną opozycją – Bractwem Muzułmańskim, elity amerykańskie nic sobie z tego nie robiły, ale gdy Kaddafi oskarżył o bunt w kraju swoich przeciwników – Al-Kaidę – Hillary Clinton od kilku tygodni zastanawia się, czy to prawda, wstrzymując decyzję o interwencji amerykańskiej.
Prezydent Obama, w imię demokracji wręcz domaga się dopuszczenia do władzy w Egipcie jawnych wrogów USA, a wykluczenia z niej przyjaciół. Straus porównuje tę sytuację do tego, jakby po drugiej wojnie światowej zakazać działalności umiarkowanym partiom, a nie nazistom. Zastanawia się, w jaki sposób Amerykanie przyczyniają się dla dobra demokracji i postępu na świecie, wspierając wrogie Bractwo Muzułmańskie, które pała nienawiścią do liberalnych wartości?
„Ważne jest, aby dowiedzieć się, jakie są przyczyny naszych zachowań. Dlaczego oczerniamy łagodnych władców i usprawiedliwiamy tyranów? Dlaczego traktujemy znajomych gorzej niż wrogów? Dlaczego, w sumie, działamy wbrew logice i wbrew moralności?” – pyta.
W celu wyjaśnienia tej niejako podwójnej moralności, Straus odwołuje się do koncepcji prof. Jeane Kirkpatrick (autorki eseju „Dyktatura i podwójne standardy”), Jamesa Burnhama, byłego wykładowcy filozofii. Zwrócili oni uwagę na poczucie winy Zachodu wobec państw Trzeciego Świata, a także identyfikowanie się społeczeństwa liberalnego z lewicą. Społeczeństwo takie „poprawia sobie samopoczucie atakując prawicę i wartości cywilizacji zachodniej”. Społeczeństwo takie działa autodestrukcyjnie, wbrew własnym interesom.
Prof. Paul Hollander („Zrozumieć antyamerykanizm”), czy prof. Lewis Feuer, wskazują na wywoływanie zbiorowego poczucia winy wśród elit i wiodących mediów.
Strauss zauważa, że Amerykanie czują się winni za zbrodnie, których dopuściły się rządy pozostające w przyjaźni z nimi. To ich motywuje do działania nawet wbrew własnym interesom. Nie mają takiego poczucia, w przypadku wrogich reżimów, do podtrzymywania których sami się przyczyniają. Wyjaśnia, że Carter czuł się winny za tysiące komunistów więzionych przez Szaha, ale nie czuł się winny, gdy tysiące obywateli zostało zabitych przez ajatollaha, któremu rząd amerykański pomógł dojść do władzy.
Straus klasyfikuje reżimy, wskazując, że przyjazne są te, które pozwalają utrzymać porządek i ład na świecie, przyczyniając się do zachowania pokoju w danym regionie. Zauważa, że poczucie winy za ich wady prowadzi do moralnego przewrotu i do wypaczenia zasad, powodując jeszcze większe zło i auto-destrukcję. Apeluje, by zrozumieć tę mentalność i ją naprawić. Konsekwencje postępowania zgodnie z nią, będą jego zdaniem dramatyczne, co już powoli widać na Bliskim Wschodzie.
Agnieszka Stelmach
Na podstawie artykułu Ira Straussa „Moral Inversion In U.S. Foreign Policy”, opublikowanego w “The National Review”:
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy