Gdy mówimy „obecny kryzys gospodarczy”, mamy zwykle na myśli niedawny (a właściwie trwający) kryzys bankowy i giełdowy. Nie zapominając o tych objawach, należy powiedzieć, że jest to tylko ułamek kryzysu cywilizacji zachodniej, którego przejawami są głównie: mały wzrost gospodarczy, bezrobocie i biurokracja, jak też załamanie demograficzne.
Istotną moralno-ekonomiczną przyczyną tego kryzysu jest rezygnacja z tego, na czym opiera się każda normalna i uczciwa gospodarka, to znaczy z ochrony własności: majątku i dochodów obywateli. Mówiąc wprost – rezygnacja z wypełniania przykazania „nie kradnij!”. Znacznie częściej mówi się o braku wolności gospodarczej. Wolność ta stanowi jednak aspekt własności, gdyż własność to nic innego, jak prawo do swobodnego dysponowania rzeczami.
Złe mechanizmy
Obecne zagrożenia gospodarki świata zachodniego wynikły z zaprzeczenia tym zasadom. Własność i wolność gospodarowania są podważane trojako. Po pierwsze, budżety krajów europejskich przekraczają już połowę dochodu narodowego, tyle więc przeciętnie oddajemy państwu. A skoro świadczenia otrzymywane w zamian są warte mniej, znaczy to, że obywatele i gospodarka są okradani przez biurokrację, a to musi mieć zły wpływ na wyniki ekonomiczne.
Następnie, własność jest dotkliwie ograniczana przez przepisy, na przykład budowlane, zmniejszające wartość i użyteczność naszego majątku. To samo dotyczy mnóstwa zbędnych regulacji dotyczących przedsiębiorstw, ich kontrolowania przez czterdzieści różnych instytucji, itd. Idą za tym duże koszty, spowolnienie pracy oraz ogromne bezrobocie. W Polsce składają się na nie także przedwczesne emerytury oraz emigracja, w rezultacie których zawodowo pracuje zaledwie około połowy obywateli w wieku produkcyjnym. Moralna przyczyna tego stanu rzeczy to raz jeszcze chciwość i niesprawiedliwość władzy.
Wysokie podatki i składki są jednym z powodów, dla których rodzice rezygnują z większej liczby dzieci. W praktyce oznacza to często aborcję. Początkiem było wprowadzenie przed przeszło stu laty dobrodziejstwa emerytur państwowych. Rodziny zaczęły maleć, ubywało dzieci, a tym samym przyszłych płatników podatków i składek, a obciążenia rosły. Dziś rodziny w miastach mają częstokroć jedno dziecko, ale liczą na sutą emeryturę. Grozi to bankructwem państw europejskich oraz powoduje zalew imigrantów.
Państwo opiekuńcze
Ten sposób działania państwa jest usprawiedliwiany jego funkcjami opiekuńczymi. Państwo obciąża obywateli podatkami, ale w zamian troszczy się o nich od kołyski aż po grób. My, katolicy, powinniśmy pamiętać, że Pan Jezus zalecił, aby proroków oceniać po owocach. Tymczasem owoce socjalistycznej troski społecznej to w krajach zachodnich aborcja i eutanazja, bezrobocie i lenistwo, rozpad rodziny, rozrzutność i nieodpowiedzialność. Dlaczego, skoro intencje wydawały się dobre?
Niestety, te dobre intencje istnieją tylko na poziomie haseł propagandowych. Prawdziwy zamiar biurokratycznego państwa opiekuńczego to przechwycenie możliwie dużej części majątku i dochodu obywateli przez rządzących i kastę urzędniczą. Dzielą się oni częścią zysku z rozmaitymi naciągaczami, począwszy od tych, co wyłudzają renty, aż po kombinatorów działających na styku państwowego z prywatnym. System ten popierają naiwni oraz ci, którzy liczą na darmochę od państwa. Opieranie ustroju na kradzieży musi jednak przynieść złe skutki, w tym ekonomiczne.
Najnowsze objawy
Kryzys bankowy i giełdowy z ostatniego roku to kolejny przejaw kryzysu chorego od dawna systemu, którego źródłem również jest zamaskowana kradzież. W USA instytucje finansowe od kilku lat udzielały kredytów osobom niezdolnym do ich spłacenia. Przyczyny były różne: zaniżenie ceny kredytów przez bank centralny; uznawanie za dyskryminację odmowy kredytu osobom mniej wiarygodnym (bezrobotnym Murzynom, mówiąc politycznie niepoprawnie); chęć stworzenia większych aktywów, choćby pozornych, po to, by nimi obracać.
Narzucanie zbyt niskiej w stosunku do sytuacji rynkowej stopy procentowej, co czynił amerykański bank centralny (np. stopa podstawowa 1 proc.), podważa prawo do dysponowania własnością. Korzyści przesuwa się sztucznie od posiadających pieniądze do pożyczkobiorców, co jest nieuczciwe. Motywy manipulowania rynkiem bywają różne, ale prawa popytu i podaży nie da się obejść.
Skutkiem łatwego pożyczania jest nadmierne zadłużenie, a więc większe ryzyko bankructwa tak dla dłużników, jak wierzycieli. Spośród biedniejszych chętniej pożyczali nieuczciwi i nieodpowiedzialni, którym pieniędzy absolutnie nie należało powierzać. A skoro pieniądze bankowe pochodzą głównie od oszczędnych, którzy je w banku złożyli, w ostatecznym rozrachunku oni są wierzycielami – i ich oszukano.
Pożyczając, banki liczyły na utrzymanie się wysokich cen nieruchomości, których zlicytowanie zawsze pozwoli przynajmniej na zwrot kosztów. Druga korzyść była taka, że zobowiązania pożyczkobiorców wykazywano jako aktywa, co zwiększało możliwości dalszego pożyczania i obracania zobowiązaniami. Przekształcano je w mało klarowne finansowe „instrumenty pochodne” bez prawdziwego pokrycia.
Tymczasem w wyniku rozwoju budownictwa i coraz większej podaży, a także licytacji, ceny w końcu bardzo spadły. Niewypłacalni dłużnicy, lekkomyślni czy nieporadni, wszystko stracili. Banki ogołocone z pozornych aktywów bankrutują, gdyż zmarnowały powierzone im pieniądze.
Skutki „ratowania gospodarki”
Ponieważ, oprócz spekulantów, tracą ubodzy dłużnicy oraz ci, którzy oszczędzali w złych bankach, rząd spieszy z pomocą i je ratuje. Na miejsce pozornych pieniędzy, jakim były ich aktywa, chce wpompować pieniądze rzeczywiste, pochodzące z budżetu państwa, a więc z podatków jego obywateli. A zatem, żeby uratować pechowych i nieudolnych, okrada się przezornych i efektywnych.
Oczywiście, kolejna malwersacja gospodarki nie uratuje – wręcz przeciwnie. Pożyczkobiorcy i spekulanci nabiorą śmiałości, widząc, że rząd każe ludziom uczciwym płacić za ich ryzykanctwo. Rząd weźmie pod swą kontrolę albo znacjonalizuje banki, co obniży sprawność gospodarki. Straty takich banków w sposób trwały będą pokrywane przez podatnika. Instytucjonalna kradzież zmieni Amerykę z wolnego kraju w biurokratycznego mamuta, a jej obywateli w klientów państwa.
Michał Wojciechowski
Za:
Polonia Christiana nr 5/2008