W trakcie kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych kandydaci zwykle postulują zwiększenie wydatków na zbrojenia i większe zaangażowanie Ameryki w obronę sojuszników. Steve Clemonse, redaktor naczelny magazynu „The Atlantic” przekonuje, że to głupi, bo kosztowny pomysł.
Komentator uważa, że w polityce zagranicznej USA zwycięży pragmatyzm. Jest także pewny, że nie dojdzie do bombardowania Iranu, chyba, że Izrael zrobi jakiś niekontrolowany ruch geostrategiczny – np. wciągając w wojnę koalicjanta. Do konfliktu może dojść też jeśli siły irańskie doprowadzą do eskalacji konfliktu, w wyniku czego gwałtownie pogorszy się sytuacja w Zatoce Perskiej.
Publicysta skrytykował również większość kandydatów Partii Republikańskiej, domagających się większych zbrojeń i większego zaangażowania w obronę strategicznych sojuszników.
Clemonse jest przekonany, że USA – ze względu na koszty prowadzenia wojny – nie zaangażują się prędko w konflikt z Iranem. Pisze, że już wcześniej wiele osób było przekonanych, iż USA zbombardują Iran w lecie 2007 roku. Tak się jednak nie stało. Mówiono później, że atak nastąpi do końca 2010 r. W lecie 2010 roku, niektórzy analitycy po lewej stronie byli pewni, że USA zbombardują Iran przed sierpniem, jednak do ataku znów nie doszło. Także i dzisiaj coraz więcej analityków ma wątpliwości, czy poprzez ewentualne bombardowanie Iranu, USA osiągną jakiekolwiek cele strategiczne. Spece od bezpieczeństwa narodowego uważają bowiem, że atak na Iran w efekcie zagrozi bezpieczeństwu USA, Izraela, w ogóle bezpieczeństwu na Bliskim Wschodzie, a także niepotrzebnie narazi na perturbacje gospodarkę światową.
Źródło: The Atlantic Magazine, AS