O komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa, o pokoleniu zainfekowanym propagandą, a także o śmierci Staszka Pyjasa mówi dr Filip Musiał, autor książki "Raj grabarzy narodu" w wywiadzie udzielonym Jakubowi Maciejewskiemu.
Pana artykuły, zebrane w książce "Raj grabarzy narodu", jednoznacznie oceniającą funkcjonariuszy UB i SB, pokazując też rozbudowany aparat bezpieki, jako skuteczny, zdolny do niebywałych okrucieństw i kłamstw. Z jednej strony mamy potężne struktury, szkolone jeszcze w latach 40-tych przez NKWD, struktury wyspecjalizowane w prowokacjach, niemal wszechwiedzące, profesjonalne. Ale gdyby się wgłębić w biografie pojedynczych funkcjonariuszy, o czym też Pan pisze, wynika, że to często byli ludzie bez wykształcenia, bez polotu, bez szerokich horyzontów myślowych... No bo trudno nazwać szkolenia z marksizmu jakimś poszerzaniem horyzontów... Jak to jest - czy ten system był skuteczny, czy wiedza UB o społeczeństwie polskim była wniklia i ugruntowana? A jeśli tak, to jak to możliwe, że tacy barbarzyńcy, sadyści czasem, potrafili osiągnąć taki stan wiedzy...
Filip Musiał: Jeśli chodzi o esbeków i ubeków w zakresie ich formalnego wykształcenia, to trzeba tu wprowadzić pewien podział. Ten pierwszy rzut funkcjonariuszy UB, czyli ci, którzy do resortu przychodzili w pierwszym dziesięcioleciu Polski Ludowej, to byli ludzie, którzy mieli często niepełne wykształcenie podstawowe – zwłaszcza ci, którzy zajmowali niższe stanowiska w aparacie. Na wyższych stanowiskach w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego znajdowali się z kolei ludzie niezwykle inteligentni, a także wszechstronnie wykształceni. To oni byli wykonawcami sowieckich wytycznych, mówiących o fizycznym zniszczeniu podziemnych struktur niepodległego państwa polskiego. Dzieło niemieckie i sowieckie w zakresie niszczenia i tłamszenia elit politycznych, artystycznych i intelektualnych miało być dokończone rękami komunistycznej bezpieki. Słabe wykształcenie, prymitywizm niższych kadr bezpieki, potęgował okrucieństwo w wykonywaniu tych rozkazów – w tym brutalizację śledztw. Po 1956 roku ta sytuacja się zmienia, bowiem od tego czasu, żeby uzyskać awans w resorcie, formalnie należało mieć przynajmniej skończoną maturę, potem studia. Od lat 70-tych wchodzi zasada polegająca na przyjmowaniu do resortu (może poza pionami technicznymi) tylko absolwentów szkół wyższych. Dodatkowo funkcjonariusze bezpieki, chociaż mieli tytuły magistrów, czy inżynierów, byli kierowani do Akademii Spraw Wewnętrznych na studia podyplomowe. Tam zdobywali szlif, z jednej strony w zakresie nauk politycznych – marksizmu, a z drugiej strony w zakresie specjalistycznej wiedzy, przydatnej w resorcie.
Tajemnica skuteczności funkcjonariuszy, niezależnie jakim formalnym wykształceniem się legitymowali, będzie polegała na przewadze informacyjnej. Jeśli mamy taką sytuację, w której opozycja działa w warunkach konspiracji, to jej wiedza o przeciwniku – bezpiece – jest niepełna. Co więcej, aktywność tej opozycji jest ograniczona tym, że wszelkie pomaganie jej grozi bardzo poważnymi represjami ze strony komunistycznego państwa. Opozycja, która w takich warunkach działa dysponuje tylko cząstkową informacją. Aparat represji będzie miał tę przewagę, że wszelkie dane będzie gromadził regularnie i systematyzował, będzie mógł przechowywać je w sposób nieskrępowany w swoich komendach. To wszystko przekładało się na skuteczność działania bezpieki.
W takim razie prześledzmy ewolucję postrzegania aparatu represji, chociażby na przykładzie nazewnictwa ruchu komunistycznego. Przed wojną mówiło się o bolszewikach, o sowietach. Po wojnie łagodzi się tę ostatnią nazwę, zamieniając ją – tylko w Polsce – na "radziecki". Po 1956 r. pojawia się cały nurt myślowy, przekonujący, że to już była nasza Polska, trochę jeszcze niedoskonała, ale ewoluująca ku dobremu. Cóż więc pod koniec PRL-u? Parę jakichśtam morderstw niekontrolowanych się zdarzyło, np. księdza Popiełuszki.
Z drugiej jednak strony pod koniec lat 80-tych mamy wielkie nasilenie rekrutacji tajnych współpracowników, która u schyłku PRL sięga liczby z jej stalinowskich początków. Jak ewoluował ten system na przestrzeni lat PRL-u?
F. M.: Ta ewolucja była możliwa dlatego, że w życie wchodziły nowe pokolenia, które nie zaznały wolności myśli i słowa. Pamiętajmy, że społeczeństwo polskie żyło pod ceznzurą i miało bardzo ograniczoną możliwość wymiany myśli od roku 1939. Ten czas naprawdę ma znaczenie. Coraz aktywniejsi zaczynali być ludzie, którzy wychowali się w szkołach już ze zmienionym komunistycznym programem, nie znający innych srodków przekazu niż komunistyczne: cenzurowane radio, cenzurowana prasa, cenzurowana telewizja. Nawet jeśli wywodzili się z rodzin – których zresztą była przeważająca ilość – nie wspierających czynnie reżimu, czy takich, które dbały o to, by edukować je np.w zakresie białych plam historii, to jednak są to pokolenia, które stopniowo nasiąkały peerelowskim kłamstwem. To wsiąkanie w system bierze się z nieustannego przekonywania, że innego państwa nie będzie, że takie są uwarunkowania geopolityczne, że pewnych rzeczy się nie zmieni. Wynika to też z nazewnictwa, które funkcjonuje dziś nie tylko w publicystyce, ale także w nauce historycznej. To przekonanie, że Polska została w 1944 roku wyzwolona przez Armię Czerwoną. Dwadzieścia lat po roku 1989 wciąż możemy coś takiego przeczytać w podręcznikach akademickich! W jednym z najnowszych podręczników, wydanym w zeszłym roku, podrozdział "Wyzwolenie Polski" zaczyna się od opisu zajęcia Polskich Kresów przez Armię Czerwoną. Stosowanie tego terminu wobec Lwowa, czy Wilna musi wywoływać zgrozę.
Z jednej strony więc mamy wsiąkanie w PRL, z drugiej zaś, dość powszechne chyba przekonanie, że na jakimś poziomie opór wobec reżimu jest koniecznością. Chociaż po to warto się sprzeciwiać, by nie mieć wyrzutów sumienia, że legitymuje się dyktaturę. Z drugiej strony coraz powszechniejsza staje się zgoda, na tę państwowość, no bo innej Polski nie ma. To jest fenomen łagodnej opozycji, która właśnie czyni koncesje na rzecz systemu, poprzez uznawanie państwowości komunistycznej.
[...]
Pełny tekst:
"ARCANA"