Na łamach gazety „The Miami Herald” ukazał się godny uwagi tekst dot. rozprzestrzeniającego się w Ameryce Południowej ustroju socjalistycznego. Carlos Alberto Montaner w pisze, że w krajach Ameryki Łacińskiej urzeczywistnia się obecnie socjalizm pod pięcioma postaciami, który wprowadza w nich chaos, antyrepublikańskie i autorytarne rządy. Wyróżnia je antyamerykanizm, pogarda dla rynku, przekonanie, że jednostka ma służyć państwu a nie odwrotnie i, że caudillo wie dokładnie, co jest dobre a co złe dla wszystkich obywateli. Caudillos różnią się od siebie.

W Ameryce Łacińskiej swoją wizję socjalizmu ma Kuba, Wenezuela, Boliwia, Ekwador i Nikaragua.
Najważniejsza jest Kuba. Montaner pisze, że bez kubańskiej dyktatury w Ameryce Łacińskiej nie istniałyby inne „socjalizmy”. Kuba bowiem jest dla pozostałych państw liderem strategicznym, który uczy metod politycznej i społecznej kontroli, propagandy międzynarodowej i dostarcza wzorów instytucjonalnego działania. Szkoli personel wojskowy oraz medyczny. Co jednak najważniejsze, Kuba uczy wszystkich tego, czego sama nauczyła się w ciągu trzydziestoletniej współpracy ze Związkiem Radzieckim, gdy należała do bloku wschodniego.
„Wielkim paradoksem jest, że Raul Castro przestał być marksistą i żałuje, że wraz z bratem pchnął swój kraj na drogę komunizmu, gdy tymczasem jedynym towarem jaki ma do zaoferowania, to totalitarne metody rządzenia” – zauważa amerykański dziennikarz. Za te metody Hugo Chavez dostarcza Kubie 108 tys. baryłek ropy dziennie i przyznaje różne subwencje, co daje w sumie 5 mld dol. rocznie. Raul nie podziela wizji podboju świata wenezuelskiego przywódcy, ale nie ma to w tej chwili większego znaczenia.
Chavez postrzega siebie jako spadkobiercę Fidela Castro. Chce także osiągnąć to, czego nie udało się zrealizować Moskwie. Chce zbudować i kierować wielkim antyzachodnim obozem, skupiającym państwa nienawidzące liberalnej demokracji. Chociaż uważa się za marksistę, nie szuka ideologicznej jednolitości. W jego bloku jest miejsce dla Iranu, Białorusi, Zimbabwe, Korei Północnej itp. Wszystkie państwa ma łączyć odrzucenie oświeceniowego modelu państwa.
„Problem Evo Morlaesa jest inny” – pisze Mintaner. Dodaje: „On nienawidzi nowoczesności, postępu, zachodniego rozwoju. Uwielbia za to coca colę, szanuje boginię świata Pachamama i chciałby powrotu do systemu handlu wymiennego. Marzy o powrocie do przeszłości, do idyllicznych pre - kolumbijskich wartości. Jego wizja socjalizmu nie jest z XXI wieku ale raczej z XV”. Morales chce powrotu do tego co było, zanim do Ameryki przybył Pizaro ze swoją „kulturą śmierci".
Z kolei eksperyment socjalistyczny Rafaela Correasa z Ekwadoru, został trafnie określony przez Rene Remaireza, urzędnika odpowiedzialnego za Narodowy Sekretariat Planowania i Rozwoju. Stwierdził on, że „prawdziwy socjalizm jest bio-socjalizmem republikańskim, który zmierza do zbudowania biopolis, czyli społeczeństwa opartego na bio-wiedzy, na eko-turystyce i ekologicznej produkcji rolnej, oddanego twórczemu lenistwu, erotyzmowi, sztuce i rzemiosłu, prowadzącemu badania poświęcone kwestiom egzystencji, uczestniczącemu w różnego rodzaju imprezach i uroczystościach, rautach pracowniczych itp.
Carlo Daniel Ortega z Nikaragui, podobnie jak Raul przestał wierzyć w komunizm, ale też nie stał się demokratą. Obecnie jest kimś na kształt neo-Somozy. Chce pozostać przy władzy za wszelką cenę, aby rządzić i móc się bogacić. To jego model socjalizmu. Dlatego skutecznie kontroluje wymiar sprawiedliwości w kraju. Ortega przekupuje parlamentarzystów, sędziów, dziennikarzy i wyborców. Środków na ten cel dostarcza mu sam Chavez w postaci 1 mld dol. rocznie. To wystarczająco dużo dla tak biednego kraju, jakim jest Nikaragua, by utrzymać się skutecznie przy władzy.
Źródło: The Maiami Herald, AS.