Holenderska organizacja rzekomo broniąca praw kobiet przez internet sprzedaje Polkom nielegalnie środki aborcyjne. Dostarczane pigułki wywołują u kobiet poważny krwotok. W sieci może kupić je każdy, nawet nastolatka – informuje „Dziennik”, którego dziennikarka bez najmniejszego problemu zamówiła medykament. Według obliczeń lekarzy po jego zażyciu ponad 10 proc. pacjentek trafia w stanie ciężkim do szpitali.
– Większość tych aborcyjnych tabletek to leki na rozmaite choroby, bezpieczne dla ludzi. Ale ich składniki u ciężarnej kobiety wywołują poronienie, przy którym jest spore ryzyko krwotoku. A krwotok wewnętrzny jest bardzo groźny, bez interwencji lekarskiej może doprowadzić nawet do śmierci – mówi prof. Romuald Dębski, ginekolog-położnik.
Zamówienie tabletek aborcyjnych poprzedza wypełnienie ankiety na stronie internetowej Women on Web, która ma zastąpić konsultację lekarską. Okazuje się jednak, że w zasadzie cokolwiek by się napisało i tak pojawia się na koniec wynik, że "można dokonać aborcji”. System co najwyżej prosi o poprawienie niektórych odpowiedzi – czytamy w dzienniku. Kilka dni po przelaniu 70 euro darowizny na amsterdamskie konto organizacji nadchodzi przesyłka – sześć tabletek przeciwwrzodowego misoprostolu i jedna mifepristone, który jest zakazanym w Polsce środkiem aborcyjnym oraz test ciążowy.
Sądząc po ilości rejestracji na forum poświęconym tej organizacji środki do domowej aborcji od WoW kupiło już kilkaset Polek. Do lekarzy co i rusz trafiają ofiary internetowych aborcji. "Ostatnio była to 18-letnia pacjentka, która nie poroniła, tylko uszkodziła płód. Tabletki przyjęła dwa tygodnie wcześniej, przez cały czas krwawiła i miała bóle. Nie poszła od razu do lekarza, bo w internecie napisano, że to normalne objawy" – powiedziała „Dziennikowi” ginekolog z Olsztyna.
Z badań opublikowanych w specjalistycznym czasopiśmie "British Journal of Obstetrics and Gynaecology” wynika, że aż 11 proc. ze zbadanych 400 pań, które zażyły polecane przez Women on Web środki, wymagało zabiegu chirurgicznego. W niektórych przypadkach medykamenty nie doprowadziły do całkowitego przerwania ciąży, w innych wywołały krwawienie, omdlenia, a nawet anemię – informuje „Dziennik”.
Sprzedaż lekarstw poza aptekami jest karalna - w marcu sąd w Toruniu skazał na siedem lat mężczyznę, który handlował w sieci lekiem antynowotworowym mającym działanie poronne. Co najmniej jedna z kobiet, która kupiła od niego pigułki, zmarła. Mimo to nikt dotąd nie opanował panującego w internecie chaosu sprzedaży leków wywołujących ubocznie poronienie. Policja monitoruje sieć, ale zajmuje się tym jeden wydział, który ściga wszystkie przestępstwa internetowe. Służba Celna nie widzi problemu – czytamy w „Dzienniku”.
Źródło: „Dziennik”