Politycy PO i naukowcy przychylni obozowi rządowemu od kilku tygodni przekonują Polaków, że muszą się zgodzić na dłuższy okres pracy: mężczyźni o dwa, a kobiety aż o siedem lat. Wydłużenie wieku emerytalnego w obecnym stanie prawnym nie ma żadnego uzasadnienia, a osiągnięte oszczędności są mniejsze niż z dobrych reform, które popierają Polacy. Jeżeli dłuższa praca opłacałaby się Polakom, jak próbuje przekonać m.in. twórca trzyfilarowej reformy emerytalnej w Polsce prof. Marek Góra, to pracowaliby dłużej. Jeżeli nie, to znaczy, że bardziej niż o 50 zł wyższą emeryturę cenią sobie zdrowie i wolny czas.
Demograficzny problem Europy
Europa pogrążona jest w kryzysie demograficznym. Wyjątkiem są kraje, które prowadzą dobrą politykę prorodzinną - w ciągu ostatnich 10 lat liczba ludności Francji wzrosła o ok. 4 mln osób (do poziomu ok. 64,5 mln), a Szwecji o 600 tys. (do poziomu ok. 9,2 mln osób). Z państw będących członkami Unii Europejskiej bardzo dobrym wzrostem ludności może pochwalić się jeszcze Wielka Brytania. Polska jest w znacznie gorszej sytuacji. Według danych Narodowego Spisu Powszechnego, w ciągu 9 lat przybyło 95 tys. mieszkańców. W całym 2011 roku urodziło się zaledwie 391 tys. dzieci. Dla porównania - w latach 80. ubiegłego wieku liczba urodzeń oscylowała wokół 700 tys. rocznie. Polska ma niewątpliwie fatalną politykę prorodzinną. Od Nowego Roku podrożały wszystkie ubranka oraz obuwie dziecięce w wyniku podniesienia stawki VAT z 8 do 23 procent. Trzykrotny wzrost tego podatku przełożył się na piętnastoprocentową podwyżkę cen w sklepach detalicznych. Polityka prorodzinna w wykonaniu Platformy Obywatelskiej to już nawet nie puste słowa, z ust obecnie rządzących polityków takie sformułowanie w ogóle nie pada. A to przekłada się na niski przyrost naturalny, co powoduje, że społeczeństwo polskie się starzeje.
Rząd zauważył obecne trendy. W 2030 roku w Polsce będzie o prawie 3 miliony więcej emerytów i ponad 3 miliony mniej osób w wieku produkcyjnym. A spośród osób w wieku produkcyjnym tak naprawdę pracuje ok. 60 procent. W 2030 roku pracować może ok. 13 milionów osób, przy co najmniej 9 milionach osób w wieku emerytalnym. Jeżeli nic się nie zmieni, to wydatki emerytalne wzrosną o co najmniej 40 proc., według dzisiejszej siły nabywczej. Rozwiązanie tej sytuacji rząd widzi w podniesieniu wieku emerytalnego. Pytanie: po co? Czy dlatego, że oczekują tego od nas tzw. rynki finansowe, czy jest to rzeczywista potrzeba?
Jakie oszczędności
Rząd uważa za główny argument podniesienia wieku emerytalnego oszczędności. Z drugiej strony można usłyszeć głosy, że to wyższe emerytury są głównym powodem tej "reformy". Skoro emeryci mają zarabiać więcej, to znaczy, że oszczędności dla państwa nie będzie. Więc albo są oszczędności i emerytury nie zostaną podniesione, albo podniesione będą emerytury i nie będzie oszczędności. Obecny minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz oszacował oszczędności z tytułu podniesienia wieku emerytalnego na 0,2 mld zł w 2013 roku, 1,9 mld rok później i 3,8 mld zł w 2015 roku.
Tekst jest fragmentem artykułu Marka Łangalisa.
Całość dostępna na stronie:
NaszDziennik.pl.