Na stronie internetowej kancelarii prezydenta Czech został opublikowany zapis spotkania prezydenta Vaclava Klausa z deputowanymi do Parlamentu Europejskiego, które miało miejsce 5 grudnia na hradczańskim zamku. Zadziwia pełna pychy postawa, bynajmniej nie szeregowych, członków europejskiej instytucji przedstawicielskiej. Wizyta była związana z rychłym objęciem przewodnictwa Unią Europejską przez Czechy.
Przywódca europarlamentarnej frakcji zielonych Daniel Cohn-Bendit, bez dbania o formy dyplomatyczne zwrócił się do prezydenta Czech: „Przyniosłem Panu flagę (...). To jest flaga Unii Europejskiej (...). To będzie trudne przewodniczenie. Czechy będą miały do czynienia z projektem dyrektywy ws. prawa pracy i pakietem klimatycznym. Pakiet klimatyczny UE reprezentuje mniejszą cząstkę, niż byśmy sobie życzyli. To konieczne, aby tego minimum dotrzymać. Jestem przekonany, że zmiany klimatyczne stanowią nie tylko zagrożenie, ale i niebezpieczeństwo dla dalszego rozwoju planety. Opieram się na poglądzie naukowym i zgodzie większości w PE. Wiem, że się Pan ze mną nie zgodzi. Może Pan wierzyć, w co chce, ja jestem przekonany, że globalne ocieplenie jest rzeczywistością, nie jest to kwestia mojej wiary. Traktat Lizboński: Pana pogląd na to mnie nie interesuje, chcę wiedzieć, co pan zrobi, aby zatwierdził go czeski sejm i senat. Będzie Pan respektował demokratyczną wolę przedstawicieli narodu? Będzie Pan musiał to podpisać. Co więcej, chcę, aby Pan mi wyjaśnił, jaki jest poziom Pana przyjaźni w panem Declan Ganley’em z Irlandii. Jak może Pan się spotykać z człowiekiem, co do którego nie jest jasne, kto go opłaca? Będąc na swoim stanowisku, nie może się Pan z nim spotykać. To jest człowiek, którego majątek pochodzi z wątpliwych źródeł i chce je teraz wykorzystać na finansowanie swojej kampanii wyborczej do PE”.
Wypowiedź sfrustrowanego przedstawiciela skrajnej lewicy, jednego z przywódców rewolty 1968 r., nie była jednak jedynym mało dyplomatycznym akcentem. Inni członkowie delegacji wpadli w podobny ton. Należący do rzekomo prawicowej partii Irlandczyk Brian Crowley, powołując się na niepodległościowe zasługi swoich przodków, uzurpował sobie prawo do wypowiadania się w imieniu swoich rodaków. Wyrażając na dodatek opinię przeciwną tej, którą wyrazili w referendum mieszkańcy Zielonej Wyspy zadeklarował, że „Irlandczycy chcą Traktatu Lizbońskiego”.Także on nie omieszkał wytknąć prezydentowi Klausowi, że po przyjeździe do Irlandii spotkał się z Ganley’em, a przez to „dopuścił się obrazy irlandzkiego narodu”. „Ten człowiek nie wykazał, z czego finansował swoją kampanię. Spotkać się z kimś, kto nie posiada mandatu z wyboru jest niebywałą zniewagą narodu irlandzkiego - perorował Crowley – samozwańczy wyraziciel uczuć Irlandczyków.
Niewiele od tego tonu odbiegła w swej wypowiedzi słowacka eurodeputowana, Irena Belohorská: „Traktat z Nicei jest traktatem dla 15 krajów, ale Unia się rozszerzyła.Traktat Lizboński jest traktatem dla 27 krajów i dlatego jestem niezadowolona z tego, że najwyższy przedstawiciel jednego z nowych krajów członkowskich występuje przeciw temu właśnie traktatowi, nad którym wspólnie pracowaliśmy”.
W takich warunkach, można podziwiać spokój prezydenta Czech, który odpowiedział: Dziękuję za to nowe doświadczenie, które zyskałem, spotykając się tu z państwem. Nie przypuszczałem, że coś takiego jest możliwe, i w ciągu ostatnich 19 lat nic podobnego nie przeżyłem. Myślałem, że to należy już do przeszłości, że żyjemy w demokracji, ale w UE doprawdy działa postdemokracja. Mówili państwo o wartościach europejskich. Wartością europejską jest przede wszystkim wolność i demokracja, zwłaszcza poszanowanie dla obywateli państw członkowskich UE. To jest dziś w UE szczególnie istotne. Trzeba tego bronić i starać się o to.
Przede wszystkim chciałbym podkreślić to, co myśli większość obywateli Republiki Czeskiej, że dla nas dla członkostwa w UE nie ma alternatywy. To ja składałem wniosek o nasze przystąpienie do UE w 1996 roku, a w 2003 roku podpisałem traktat akcesyjny.
(...) Jeśli chodzi o traktat lizboński, chciałbym przypomnieć, że nie jest on jeszcze ratyfikowany nawet w Niemczech. Traktat konstytucyjny, za który uważany jest lizboński, w referendum został odrzucony wolą dwóch innych krajów. Jeżeli pan Crowley mówi o zniewadze irlandzkich wyborców, to muszę z kolei przypomnieć, że największą zniewagą wobec irlandzkiego elektoratu jest nierespektowanie tego, co zostało przegłosowane w czerwcowym referendum ws. traktatu lizbońskiego. Ja spotkałem się w Irlandii z kimś, za kim stoi zdanie większości w kraju, a pan, panie Crowley, jest rzecznikiem poglądów, które w Irlandii są mniejszościowe. To jest namacalny wynik referendum”.
Spotkanie na Hradczanach wiele mówi o „elitach” nadających ton polityce Unii Europejskiej. Widać, chcąca uchodzić za „otwartą i tolerancyjną”, śmietanka unijnych polityków w rzeczywistości jest taką tylko wobec osób, które podzielają ich poglądy. Względem eurosceptyków, a nawet eurorealistów czują wyłącznie pogardę i zniecierpliwienie. Warto więc przyglądać się im uważniej, bo potrafią dobrze się maskować - wszak potrafili zaskoczyć nawet tak wytrawnego polityka jakim jest prezydent Vaclav Klaus
Źródło: fronda.pl