Zaczyna ziszczać się sen Radosława Sikorskiego. Niemcy i Francja przygotowują nowy pakt stabilności, który zamierzają przedstawić na grudniowym szczycie UE. Ma on dotyczyć zrzeczenia się przez kraje członkowskie części dotychczasowych uprawnień, np. suwerenności w podejmowaniu decyzji finansowych.
Zmiany mają dotyczyć „harmonizacji” systemów emerytalnych i podatkowych, jednolitych zasad dyscypliny budżetowej, wprowadzenia limitów zadłużenia i deficytów budżetowych, a także kontroli budżetów narodowych. Nowy niemiecko-francuski pakt stabilności ma mieć formę traktatu międzyrządowego, a nie umowy o charakterze unijnym. Jest rozwiązaniem „tymczasowym i kryzysowym”, bowiem celem Berlina i Paryża jest stworzenie nowego unijnego traktatu, który zwiększy dyscyplinę budżetową państw Unii. Zapewne na zasadzie oddawania kolejnych segmentów suwerenności.
Tymczasowy pakt ma być podpisany nie tylko przez kraje eurostrefy, której upadku obawiają się Merkel i Sarkozy, ale ma być także otwarty na inne kraje. Polski i Szwecja są według niemieckiego dziennika "Bild", pierwsze w kolejce. Natomiast Komisja Europejska oraz Wielka Brytania nie będą w tej sprawie konsultowane.
Przystąpienie Polski do nowego paktu stabilności, w którym ma obowiązywać ścisła dyscyplina budżetowa, może być ekstremalnie niebezpieczne. Zamknie się bowiem możliwość korzystania z drugiego sposobu finansowania rozwoju, a więc wszelkie inwestycje będziemy musieli prefinansować wyłącznie sami, z własnych podatków. Działając w ten sposób nie ma szans byśmy dogonili kraje rozwinięte, a wręcz przeciwnie – gospodarczo będziemy się cofać. A przecież głównym argumentem propagatorów wejścia Polski do Unii była właśnie szansa na wielki skok cywilizacyjny.
Źródło: rp.pl, naszdziennik.pl