13 grudnia 1981 roku komunistyczny reżim wytoczył na ulice polskich miast czołgi, aby zdławić wolnościowe aspiracje Polaków. Stan wojenny trwał formalnie półtora roku, faktycznie do końca lat osiemdziesiątych. Nadal połowa społeczeństwa akceptuje i usprawiedliwia jego wprowadzenie. To wynik skutecznej propagandy ludzi odpowiedzialnych za zamach na wolność narodu. Jego skutki są jednak o wiele głębsze, poważniejsze i bardziej dalekosiężne, niż pierwotnie mogło się wydawać.
Papieska pielgrzymka do Ojczyzny w roku 1979 zaowocowała duchowym przebudzeniem Polaków. To z niej wyrósł ogólnonarodowy ruch „Solidarność”. W kilka tygodni po Sierpniu’80 Polska stała się innym krajem. Doświadczenie wolności i wiara, że działając razem można zmienić bieg historii, zderzyły się z peerelowską rzeczywistością, ukazując jej fasadowość oraz obnażając fałsz komunistycznej ideologii. Polacy skupieni wokół „Solidarności” chcieli podjąć próbę naprawy państwa oraz odbudowy tożsamości narodowej i wspólnotowej tkanki społecznej. Panowała niemal powszechna zgoda co do konieczności działań w tych sferach. Nie kwestionowano potrzeby leczenia skutków demoralizacji wyrządzonej dekadami komunistycznych rządów.
Istotę sierpniowych przemian trafnie oddał bł. Jan Paweł II, mówiąc o czasie chwytającym za serca i sumienia, kiedy robotnik polski upomniał się o siebie z Ewangelią w rękach i modlitwą na ustach. Jeszcze dobitniej wyraził to w innej homilii: Co w szczególności dawało do myślenia szerokiej opinii publicznej – to fakt, że w wydarzeniach tych chodziło przede wszystkim o sam ład moralny związany z pracą ludzką, a nie tylko o podwyższenie zapłaty za nią. I tak właśnie tę odnowę pojmował niemal cały naród, który się w nią zaangażował.
Dla Polski czas stracony
Przerwało ją wprowadzenie stanu wojennego. Bezprawie dotknęło miliony Polaków, również niezaangażowanych politycznie, zwykłych ludzi. Nikt nie policzył ich dramatów, rodzinnych tragedii, pokrzyżowanych planów, złamanych nadziei i zgruchotanej przyszłości. Wobec ponad setki śmiertelnych ofiar aparatu przemocy z lat 1981–1989 wydają się one drobiazgami, ale wszystkie dopisują się do rachunku zbrodni i krzywd doznanych po 13 grudnia 1981 roku.
Dla Polski był to czas bezpowrotnie stracony. W latach osiemdziesiątych z kraju wyjechało bądź zostało wypchniętych na emigrację ponad osiemset tysięcy ludzi. Powstała ogromna demograficzna wyrwa – zwłaszcza, że byli to ludzie aktywni, przedsiębiorczy, często zaangażowani społecznie. Ich ogromny potencjał został dla kraju zaprzepaszczony, co jest także jednym z pomijanych skutków stanu wojennego. Najbardziej jednak fatalnym spadkiem, jaki pozostawił, okazała się moralna zapaść.
Z czasem opór przeciwko rządom Jaruzelskiego stawał się coraz słabszy. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza i brak jakichkolwiek nadziei na zmiany wywoływały apatię. Ludzie byli coraz bardziej zmęczeni, a w powrót „Solidarności” wierzyli tylko nieliczni. Solidarnościowe manifestacje gromadziły już nie tysiące, ale setki osób, powoli wykruszały się podziemne struktury. Ale komunizm już gnił. Choć nikt nie wierzył w jego przyszłość, nadal był zdolny utrzymać rządzonych w uległości. Siłę wspierały kłamstwa propagandy. Jej symbolem stał się rzecznik prasowy rządu, okrzyknięty „Goebbelsem stanu wojennego” – rzecznik kłamstwa, pogardy, cynizmu, które ilustruje wypowiedź: Wyjaśniamy także, że nasi ZOMO wcy wieczorami mdleją z przerażenia przy telewizorach, kiedy oglądają aktualne obrazki z rozpędzania w Paryżu różnych demonstracji. Potem padły słowa przed zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki – organizatora sesji politycznej wścieklizny – że upiory, które żoliborski magik polityczny wypuszcza spod ornatu, same pozdychają.
Pogrzeb przyszłego Błogosławionego zgromadził pół miliona Polaków, ale w tym czasie reżimowe związki zawodowe powstałe w miejsce „Solidarności” liczyły już kilka milionów. Nie brakło też gotowych do zajęcia miejsc w redakcjach po wyrzuconych z nich dziennikarzach, przychodzili również młodzi, korzystając z nadarzającej się okazji, a niejeden uczony złożył podpis za wręczony paszport. Liczba agentów bezpieki sięgnęła 79 tysięcy, czyli poziomu z okresu stalinowskiego (w roku 1980 było ich 30 tysięcy). Jaruzelska normalizacja kusiła… i łamała sumienia. I ten jej bagaż destrukcyjnych postaw przeniesiony został do III RP.
Historia „mniejszego zła”
Tymczasem, od końca wiosny 1988 roku młodzi robotnicy i studenci zamarzyli o kolejnym Sierpniu. Były ich już jednak nie miliony, a zaledwie tysiące. I drugiego Sierpnia nie było. Stan wojenny skutecznie zdusił społeczną aktywność, większość wybrała rolę statystów. Tym razem to bezpieka, to generałowie dyktowali warunki, a nowi przywódcy „Solidarności” je przyjmowali. Tych „niekonstruktywnych” się pozbyto. Rozmów nie toczono w stoczniowej Sali BHP w świetle kamer i wobec tysięcy strajkujących, żywiołowo reagujących na każde wypowiedziane słowo, ale w rządowych, pilnie strzeżonych willach, gdzie nikt nie przeszkadzał. Nie dochodziły tam wznoszone przez studentów hasła Sowieci do domu! czy Precz z komuną!.
Echa tych nastrojów znalazły jednak swe odbicie w wynikach wyborów kontraktowych 4 czerwca 1989 roku, które stały się plebiscytem „za” czy „przeciw” komunistycznym rządom. Większość wyborców zmiotła za pomocą kartki wyborczej ekipę PZPR u, wykreślając jej kandydatów. Jednak wbrew społecznemu werdyktowi, podała jej rękę część solidarnościowych partnerów z niedawnych rozmów „okrągłego stołu”, a Jaruzelskiego – twórcę stanu wojennego, wybrała ostatnim prezydentem PRL u.
Tym samym u progu wolnej Polski odrzucono możliwość nie tylko osądzenia win stanu wojennego i zła, jakie przyniósł, ale nawet jego oceny. Tę – w znacznym stopniu pozostawiono twórcom grudniowego zamachu. Zbratanie części solidarnościowych elit z ekipą stanu wojennego – dziś możemy stwierdzić, że niestety trwałe – zatruło rozległe obszary życia publicznego w Polsce.
Jaruzelski zadbał też o swą historię. Zajął się tym powstały przed ósmą rocznicą wprowadzenia stanu wojennego specjalny Zespół Programujący utworzony z przedstawicieli Kancelarii Prezydenta (Jaruzelskiego), KC PZPR, MON, MSW i Prokuratury Generalnej. W przygotowanym dokumencie autorzy zalecali m.in. łączenie „rzeczowej” analizy przyczyn wprowadzenia stanu wojennego z ukazywaniem tego, w jaki sposób przerwanie groźnego biegu wydarzeń z 1981 roku umożliwiło późniejsze porozumienie, a w efekcie „okrągły stół” i głęboką transformację systemu politycznego Polski.
Szczególnie mocno miał być wyeksponowany motyw mniejszego zła, czyli teza, którą Jaruzelski i jego obrońcy konsekwentnie rozwijają po roku 1989. Następnie proponowali „zabieganie” ze strony sowieckiej o „sygnał” świadczący, iż stan wojenny uchronił Polskę od zewnętrznej interwencji. Proponowano również zastosowanie podstawowej metody z arsenału dezinformacji, czyli rozważenie sprawy podjęcia ważnych inicjatyw politycznych tak, aby uwaga opinii publicznej została, przynajmniej częściowo, odwrócona od problematyki historycznej, a skupiona na rozwiązywaniu problemów dnia dzisiejszego i jutra.
Realizacji tej koncepcji służyły rozmowy przeprowadzone z przedstawicielami opozycji, Kościoła, redaktorami naczelnymi, aby właśnie w tym świetle przedstawiali rocznicę. I tak była – i jest – ona przedstawiana przez wielu do dzisiaj, z krótką przerwą po roku 2005.
Nieosądzone zło wraca
Tym łatwiej o to, iż po roku 1989 nie zerwano z komunistyczną spuścizną, nie ujawniono agenturalnych powiązań, nie podjęto trudu budowy struktur niepodległego państwa, wychowania nowego pokolenia, odbudowy zatraconych elit. Sięgnięto po te rodem z PRL, wykorzystano peerelowskich „fachowców”, także tych z 13 grudnia 1981 roku. Środków masowego przekazu i organów wymiaru sprawiedliwości nie uwolniono od osób robiących kariery w stanie wojennym. Jeżeli dodamy do tego długoletnie rządy postkomunistów oraz wpływowych obrońców Jaruzelskiego ze słynnym michnikowym Odp… się od generała! czy zapraszaniem go do Rady Bezpieczeństwa Narodowego, to powstanie całkiem spora gromada zwolenników „mniejszego zła”.
Dzisiaj zbierają swe owoce. Wśród nich rzecznik stanu wojennego. Znów owacje jak po zwycięstwie postkomunistów w roku 1993. Tym razem młoda, antycywilizacyjna formacja, a gdzieś w jej cieniu byli funkcjonariusze bezpieki z wydziału IV – ci od walki z Kościołem. Młodzież już nie ta, z Garwolina czy Włoszczowej – strajkująca w obronie krzyży w swych szkołach, ale „młodzi, wykształceni” z Krakowskiego Przedmieścia. Ten sam język, to samo „świeckie państwo”, „seanse nienawiści”, na pewno więcej o tolerancji i Europie…
Może już niedługo przydadzą się paragrafy. Są gotowe, jak ten przeciwko bł. ks. Jerzemu z września 1983 roku, iż nadużywa praktyk religijnych do wystąpień antypaństwowych, a jego wypowiedzi wyczerpują znamiona przestępstwa z art. 194 kk, a w kazaniach nadużywa wolności sumienia i wyznania w ten sposób, że permanentnie oprócz treści religijnych zawiera w nich zniesławiające treści polityczne, a w szczególności pomawia, że te władze posługują się fałszem, obłudą i kłamstwem, poprzez antydemokratyczne ustawodawstwo niszczące godność człowieka.
Nieosądzone zło powraca…