Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Federalna Komisja Łączności przyjęła nowe zasady neutralności Internetu. Jak napisała gazeta „The Wall Street Journal”, jest to sukces organizacji liberalnych. Stracić mogą jednak zwykli użytkownicy Internetu, gdyż pod pretekstem przepisów o tzw. użyteczności publicznej i legalności zostanie znacznie ograniczona wolność wypowiedzi. Mogą także wzrosnąć koszty korzystania z sieci.
Zasady neutralności sieci wprowadzają cenzurę treści Internetu komórkowego: regulamin uchwalony przez przewodniczącego FCC Juliusa Genachowskiego absurdalnie utworzył różne reguły korporacyjnej cenzury dla przewodowego i bezprzewodowego Internetu, dzięki czemu duże korporacje będą mogły blokować strony internetowe wg własnego uznania, nie zezwalając zwykłym użytkownikom telefonów komórkowych na ich oglądanie. Jest to jawne pogwałcenie neutralności sieci.
Co więcej, wprowadza się opłaty za szybki transfer. Dostawcy usług internetowych będą mogli pobierać opłaty za dostęp do „szybkiego pasma”. Duże firmy, które mogą sobie pozwolić na zapłacenie, takie jak Google czy Amazon będą miały swoje strony internetowe dostarczane do odbiorców szybko, a niezależne portale informacyjne, blogerzy, wszelkiej maści innowatorzy i mali przedsiębiorcy, dla których wydatek taki może okazać się za wysoki, będą skazani na mniejszą prędkość przesyłu danych, co niszczy warunki równej konkurencji w sieci i również jest oczywistym naruszeniem neutralności sieci.
Zgodzono się również na tworzenie „publicznych” i „prywatnych” poziomów dostępu do Internetu. Zasady pozwalają na utworzenie sieci „publicznej” dla każdego oraz „prywatnej” – płatnej i o szybszym transferze dla wybranych, jak również na stosowanie w sieci publicznej wszystkich nowych rozwiązań dla tych, którzy płacą więcej. Jest to de facto śmierć Internetu i tworzenia przestrzeni wolności słowa oraz innowacji, które dostępne będą tylko wtedy, gdy kieszeń jest wystarczająco głęboka na opłacenie korporacji świadczącej usługi internetowe.
Krytycy nowej regulacji przyjętej przez Federalną Komisję Łączności zwracają uwagę na fakt, że po pierwsze rząd miesza się w regulację rynku Internetu, która nie była konieczna i w związku z tym w przyszłości należy się spodziewać coraz większej ingerencji rządu w tę dziedzinę. Po drugie, nowe przepisy zawierają niebezpieczne stwierdzenia o nieograniczaniu dostępu do legalnych informacji. Niedługo rząd może zechcieć określić, które informacje są legalne a które nielegalne. Tym samym znacznie bardziej ograniczy wolność wypowiedzi w Internecie. Po trzecie, administracja prezydenta Barcka Obamy pozbawiła wielu użytkowników możliwości swobodnego funkcjonowania w sieci, przez co należy się spodziewać wstrzymania inwestycji i wzrostu kosztów dostępu do Internetu. W ten sposób regulator osiągnie odwrotny skutek od zamierzonego - mniej ludzi będzie miało dostęp do sieci.
Niezadowolonych z przyjęcia nowych zasad jest ponad 300 kongresmenów, którzy wysłali już specjalny list do przedstawicieli komisji, domagając się usunięcia niekorzystnych przepisów. Gorącym orędownikiem nowych regulacji jest prezydent Obama, który ignoruje stanowisko kongresmenów, a nawet orzeczenie sądu federalnego z kwietnia tego roku, który zakazał instytucji rządowej wprowadzania jakichkolwiek przepisów regulujących kwestie dostępu do Internetu.
W przypadku przepisów o neutralności sieci warto zwrócić uwagę na kilka okoliczności, które towarzyszyły posunięciom nadzorowanej przez Obamę Federalnej Komisji Łączności. Barack Obama już dawno zapowiadał uregulowanie przepływu informacji w Internecie. Szef Federalnej Komisji Łączności, Julius Genachowski - notabene bliski przyjaciel Obamy ze studiów prawniczych - był mocno zaangażowany w opracowanie nowych przepisów.
Nad projektem regulacji pracował także Robert McChesney, profesor komunikacji na uniwersytecie w stanie Illinois, który w 2002 r. założył liberalną organizację lobbingową „Free Press”. Rok wcześniej McChesney pisał na łamach marksistowskiego periodyku „Monthly Review”, że: „jakiekolwiek poważne próby zreformowania systemu medialnego z konieczności musiałyby być częścią rewolucyjnego programu zmierzającego do obalenia samego sytemu kapitalistycznego” .
McChesney przyznaje, że jest socjalistą. Zarówno on, jak i związani z jego fundacją ludzie mieli bardzo duży wpływ na kształt nowych przepisów, regulujących przepływ informacji w sieci. Niektórzy jak np. Mark Lloyd, współautor raportu przygotowanego przez „Free Press”, wzywał do wprowadzenia regulacji ograniczających swobodę wypowiedzi w niektórych stacjach radiowych, w tzw. political talk radio.
„Free Press” finansowana jest przez sieć fundacji liberalnych, które pomogły wymyślić rzekomy problem do rozwiązania, jakim jest stworzenie równego dostępu do Internetu. Tak naprawdę obmyślili oni strategię polityczną, która ma na celu narzucenie kontroli rządowej na dostawców Internetu. Fundacja „Free Press” zapłaciła sporo pieniędzy za opracowanie rzekomo niezależnych badań, z których wynikało, że większość Amerykanów domaga się kontroli Internetu przez rząd. Opłaciła ona także aktywistów promujących nowe rozwiązania.
Źródło: The Wall Street Journal, Yahoo, AS