To historyczny moment dla Węgier. Zgromadzenie Narodowe przegłosowało w minionym tygodniu przyjęcie nowej konstytucji. Dokument odwołuje się do Boga i Świętej Korony Węgierskiej. Socjaliści i liberałowie nie chcieli przyjąć do wiadomości wprowadzanych - opartych na tradycji - "nowości", jak definicja małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny oraz zapisu o ochronie ludzkiego życia od momentu poczęcia. W rezultacie nie wzięli udziału w procesie tworzenia tekstu tego podstawowego zestawu praw kraju i narodu ani w głosowaniu parlamentarnym - ich krzesła pozostały 18 kwietnia puste.
Dotychczasowa konstytucja państwa węgierskiego narzucona została narodowi w Węgierskiej Republice Ludowej w 1949 roku, a oparto ją na konstytucji ZSRS z 1936 roku. Jej generalne przetworzenie nastąpiło co prawda w 1989 r., jednak była to jak gdyby tylko przeróbka starego ubrania, by wyglądało jak nowe. Nie było - jak podają twórcy konstytucji obecnie przegłosowanej - ciągłości konstytucyjnej, powoływania się na tysiącletnie istnienie chrześcijańskiej państwowości węgierskiej zapoczątkowanej prawami sformułowanymi przez pierwszego króla Węgier Stefana I Świętego i przez stulecia broniącej Europy.
Na tym ostatnim, najnowszym przykładzie - konstytucji - warto zatrzymać się jeszcze na chwilę, aby zorientować się, jakim siłom - i przy pomocy jakich argumentów - zależeć może na niepowodzeniu dzisiejszego, przyjętego przez wyraźną większość obywateli, pronarodowego, prochrześcijańskiego, broniącego własnej tradycji i niezawisłości, a jednocześnie tolerancyjnego i otwartego na nowości państwa węgierskiego. Węgierskie partie opozycyjne głoszą, że konstytucja "nie posiada żadnej legitymacji [narodu - K.S.], gdyż jest konstytucją partyjną, separującą siły będące przeciwwagą dla władzy i powstałą zatem w interesie jednej partii" i "nadejdzie czas, kiedy demokraci będą musieli usiąść przy jednym stole i zaprojektować drogę powrotną do demokracji" (przewodniczący Węgierskiej Partii Socjalistycznej Attila Mesterházy). Nie minął dzień, a francuski liberalny "Le Figaro" już podał, że "parlament wyraźną przewagą przyjął tekst "ultrakonserwatywny"", "uznany przez opozycję za sprzeczny z zasadami wolności", który "stanowi cofnięcie się w sprawie przerywania ciąży", co jest "wyraźnym dowodem na zwiększenie się wpływów kościoła i ruchu ochrony życia". Atak rozpoczął się także w Parlamencie Europejskim. Delegacja MSZP przekazała posłom PE pismo zawierające krytykę konstytucji. Wiceprzewodniczący europejskiej Partii Ludowej (PPE) József Szájer (Fidesz) podkreślił jednocześnie, że reguły prawne konstytucji opierają się na węgierskich i europejskich tradycjach konstytucyjnych oraz na przepisach Karty Praw Podstawowych. Niezależnie od owych uwag przedstawicieli Fideszu przewodniczący europejskiej frakcji liberalnej (ELDR) Guy Verhofstadt od razu wezwał Europejską Komisję Praw Podstawowych, aby dokonała dokładnej kontroli treści konstytucji, czy odpowiada zasadom unijnym. Zaś przewodniczący europejskiej frakcji socjalistycznej (PSE) Martin Schulz taki sam apel skierował do Komisji Europejskiej i Rady Europy.
Nowa konstytucja to kolejne już posunięcie rządu Victora Orbána, które wywołało wielką burzę. Pierwszym z nich, zrealizowanym jeszcze pod koniec ubiegłego roku i obowiązującym od stycznia roku bieżącego, jest ustawa medialna. Została ona opracowana w miejsce przestarzałej i objęła wszystkie rodzaje środków medialnych. Ustawa ta spotkała się z całkowicie negatywną oceną opozycji lewicowej MSZP oraz nowej liberalnej partii Polityka Może Być Inna (LMP, powstałej w miejsce Związku Wolnych Demokratów). Partie te zarzuciły ustawie, że umożliwia wprowadzenie cenzury i swoje protesty wyniosły także na forum Parlamentu UE, gdzie rozgorzała wojna słowna pomiędzy przedstawicielami lewicy (Socjalistów, Liberałów, Zielonych) a prawicy (Partii Ludowej, do której należy też Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa). Przeciwnicy starali się przy tym połączyć sprawę ustawy z rozpoczynającą się w styczniu węgierską prezydencją, w celu dyskwalifikacji ich obydwu. Obecnie ataki na węgierską ustawę medialną już nieco ucichły po przyjęciu jej przez Komisję Europejską, tym bardziej że zagrożenie w formie cenzury na Węgrzech też nie zaistniało, a z zadań prezydencji rząd węgierski wywiązuje się aktywnie i bez zastrzeżeń.
Koalicja centroprawicowa na Węgrzech wprowadza w życie swoje zamierzenia niespełna od roku. Jest to zatem okres zbyt krótki, ażeby można było w pełni ocenić, na ile będzie w stanie plany te zrealizować. Dzięki prezydencji, którą za niecałe trzy miesiące przejmie przyjaźnie ustosunkowana Polska, szanse na podniesienie się, a więc na powrót Węgier do grupy państw stabilnych, wzrastają. Czteroletni okres między wyborami mija jednak szybko. Czy rząd będzie w stanie gospodarczo w tak krótkim czasie doprowadzić do podniesienia się stopy życiowej przeciętnego obywatela na tyle, aby ten zrozumiał, że to, co w tej chwili ulega przekształceniom, czynione jest i w jego interesie? Trzeba wiedzieć, że ten rząd nadal będzie musiał działać w otoczeniu nie tylko przyjaznej mu dziś większości narodu, ale i zajadłych przeciwników politycznych: pozornie lewicowych nowobogackich kapitalistów MSZP oraz nieasymilujących się kosmopolitów i globalistów posiadających także za granicą niesłychanie możnych popleczników. Wszak premier Viktor Orbán i minister gospodarki narodowej Gyorgy Mátolscy, opodatkowując banki oraz zagraniczne giganty handlowe i przemysłowe, niejako włożyli kij w mrowisko światowej finansjery. Tym bardziej że i inne państwa, a może i sama Unia, zamierzają w podobny sposób zwiększać swoje możliwości budżetowe.
Fidesz przejmuje władzę
Ubiegłoroczne wybory parlamentarne na Węgrzech przyniosły zdecydowaną przewagę centroprawicowej koalicji Partii Obywatelskiej Fidesz oraz Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) - 68,13 procent, a zepchnęły na opozycyjne krzesła rządzącą uprzednio przez dwie kadencje (osiem lat) postkomunistyczną Węgierską Partię Socjalistyczną (MSZP) - 15,28 proc. i doprowadziły do całkowitego rozpadu współrządzący z nią liberalno-kosmopolityczny Związek Wolnych Demokratów (SZDSZ). Przewaga rzędu powyżej dwóch trzecich wszystkich głosów pozwoliła koalicji Fidesz - KDNP nie tylko na swobodny wybór rządu, którego premierem został Viktor Orbán (podobnie jak był nim w latach 1998-2002), ale także umożliwiają uchwalanie wszelkiego rodzaju ustaw, jako że cały ich szereg - najważniejszych, takich jak zmiana konstytucji - wymaga zgody przynajmniej dwóch trzecich stanu parlamentu liczącego 386 posłów.
Owe wyniki sprzed roku są znane właściwie całemu - interesującemu się polityką - światu, rodzi się natomiast pytanie: jak obecna władza korzysta z otrzymanego od rzeszy wyborców olbrzymiego kredytu zaufania? Obietnice przedwyborcze głosiły w pierwszym rzędzie odnowę gospodarczą i moralną we wszystkich dziedzinach życia. Aby móc na to pytanie odpowiedzieć, należy z jednej strony dokonać przynajmniej skrótowego przeglądu całego minionego dwudziestolecia, rozpoczętego w 1990 roku zastąpieniem rządów jednopartyjnych przez wielopartyjną demokrację parlamentarną oraz pełnym wyzwoleniem się spod komunistycznych wpływów istniejącego jeszcze (do końca 1991 roku) Związku Sowieckiego, zaś z drugiej strony trzeba przeprowadzić analizę sytuacji kraju w okresie dwóch, a nawet trzech ostatnich cykli wyborczych. Oczywiście ramy czasopiśmiennicze nie pozwalają na szczegółowe rozwinięcie tematu, ale wystarcza zwrócenie uwagi na zasadnicze tendencje dotyczące zmian, które zachodziły na Węgrzech we wzmiankowanym dwudziestoleciu, aby móc zarysować ubiegłoroczny punkt startu rządzącej koalicji Fidesz - KDNP i móc przedstawić zarówno już dokonane osiągnięcia oraz cele, do realizacji których koalicja ta dąży, jak również określić piętrzące się na tej drodze trudności oraz niebezpieczeństwa.
Szesnaście lat huśtawki
Pierwszych szesnaście lat po zmianie ustroju osiągniętej wiosną 1990 roku było ciągłą polityczną huśtawką. W pierwszym cyklu wyborczym (obejmującym lata 1990-1994) zwyciężyło utworzone w 1988 roku centroprawicowe Węgierskie Forum Demokratyczne (MDF) z premierem Józsefem Antallem na czele, kierujące krajem wespół z odrodzoną po dziesięcioletnich zakazach Niezależną Partią Drobnych Rolników (FKgP). Cztery lata później (w 1994 r.) doszła do władzy Węgierska Partia Socjalistyczna (powstała po rozłamie rządzącej do 1990 r. komunistycznej Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej - MSZMP), której koalicjantem politycznym stał się, utworzony w 1988 r., najbardziej radykalny w okresie zmiany ustroju, znajdujący się wtedy na prawym skraju palety - Związek Wolnych Demokratów. W 1998 roku zwycięstwo wyborcze odniósł Fidesz założony w 1988 roku, właściwie jako młodzieżowa odmiana liberalnej partii SZDSZ, ale opowiadający się później - szczególnie od 1994 r. - po stronie centroprawicowych wartości narodowych, dzięki czemu potrafił zastąpić w oczekiwaniach wyborczych osłabiony wewnętrznymi sporami MDF. Również Fidesz - nie mając większości parlamentarnej - wszedł po wyborach w koalicję ze (stale jednak nękaną wewnętrznymi sporami) partią FKgP. Po owych czterech latach wyborcy znów opowiedzieli się po stronie postkomunistycznej socjalistyczno-liberalnej koalicji MSZP - SZDSZ. Huśtawka wyborcza została zatrzymana w 2006 roku, kiedy MSZP wraz z SZDSZ ponownie wygrały, utrzymując władzę na dalsze cztery lata, a więc rządziły łącznie przez osiem lat. Kres tej przewadze położyły dopiero opisane na wstępie krajowe wybory w 2010 roku.
[...]
Pełny tekst:
"Nasz Dziennik"