George Weigel, amerykański etyk odnosząc się do skandalicznej ustawy i zarządzeń wykonawczych administracji Baracka Obamy, usiłujących zmusić m.in. katolickie szpitale i przychodnie do finansowania aborcji, sterylizacji i antykoncepcji, zwraca uwagę na fakt, że tzw. liberalni katolicy zdradzają własne dziedzictwo. Pisze, że o ile można wybaczyć zdradę ideałów przez niedouczonych kongresmenów, o tyle niewybaczalne jest postepowanie tzw. intelektualistów, nazywających siebie katolikami.
Wg Weigla można nawet zrozumieć reakcję rzekomych katoliczek: sekretarz zdrowia Kathleen Sebelius, senator Patty Murray, kongresmenki Rose De Lauro, czy byłej speaker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, a nawet szefowej Katolickiego Stowarzyszenia Medycznego siostry Carol Keehan - zainteresowanej bardziej robieniem biznesu z departamentem zdrowia niż przestrzeganiem i egzekwowanie katolickiego nauczania ? o tyle niezrozumiałe i niewybaczalne jest postepowanie intelektualistów, zwących się ?liberalnymi katolikami?, którzy zdradzają swoje dziedzictwo.
Amerykański wykładowca pisze: "Ale co z intelektualistami" Co z naciskiem określających się jako "liberalni katolicy" komentatorów, publicystów, którzy winni zwrócić uwagę na to, że reforma zdrowia narusza wolności religijne lub co najmniej budzi obawy o to, że będzie je naruszać? Co się dzieje, że zapewniają oni intelektualną i polityczną osłonę dla takich osób jak Sebelius, DeLauro, i Murray i Pelosi, popierając ich naciski, by wdrożyć ?prewencyjne usługi?, które rzekomo są niezbędne dla zdrowia kobiety??
Weigel przypomina, że wielu z tych intelektualistów wsparło kampanię Obamy w 2008 roku, więc w pewnym sensie może nawet nie dziwi ich wyjątkowa stronniczość. Jest jednak jego zdaniem coś "tragicznego" w ich postepowaniu. "Liberalni katolicy" po prostu zdradzili swoją koncepcję wolności religijnej, zdradzili swoje "wzniosłe" dziedzictwo.
Przypomina, że na przełomie XIX i XX w. Kościół katolicki rozwijał doktrynę wolności religijnej. W tym procesie kluczowe okazały się doświadczenia Kościoła amerykańskiego, a istotną rolę w formowaniu doktryny odegrał amerykański jezuita, ks. John Courtney Murray, autor opracowania o wolności religijnej, którego wywody na samym początku były mocno krytykowane przez papieży za to, że tak naprawdę tzw. wolność religijna prowadzi do oziębłości religijnej, a wkonsekwencji do ateizmu.
Weigel przypomina, że sytuacja Kościoła katolickiego w nowo powstałym państwie, jakim były Stany Zjednoczone była zupełnie odmienna od sytuacji Kościoła w Europie. Zupełnie inaczej wyglądały relacje państwo ? Kościół: istniał instytucjonalny rozdział Kościoła i państwa, a konstytucja gwarantowała swobodne praktykowanie religii. Zdaniem Weigla, było to nawet dobre rozwiązanie dla katolicyzmu w Ameryce. Kościół w USA rozwijał się bardzo dobrze w XIX w., zyskując coraz to więcej wiernych.
Etyk zwraca uwagę, że pod koniec XIX w. papież Leon XIII w związku z upowszechnieniem się idei oświeceniowych, zaczął baczniej przyglądać się relacjom państwo ? Kościół i badać fundamenty katolickiej teorii wolności religijnej. 40 lat później John Courtney Murray zaczął analizować pisma Leona XIII, by w pełni opracować koncepcję wolności religijnej. Nie mógł jednak liczyć na poparcie tradycjonalistów, którzy zwracali uwagę na fakt, że tzw. wolność religijna sprzyja szerzeniu się błędów i ateizmowi, a błąd w Kościele jest niedopuszczalny. Murray próbował ich przekonać do swojej koncepcji, sugerując, że od samego początku istniał rozdział instytucji państwowych i Kościoła. Przypomniał on nauczanie papieża Gelazjusza I z V wieku, który dokonał wyraźnego rozróżnienia między kapłańską władzą a autorytetem politycznym. Murray zasugerował na podstawie teorii Gelazjusza, że rozdział instytucji religijnych i państwowych istniał od samego początku, przy czym obowiązkiem państwa było zapewnienie swobody praktykowania religii. Jezuita doszedł nawet od wniosku, że prawo do wolności religijnej oznacza w praktyce prawo do praktykowania religii jakiej się chce, a państwo ma tę swobodę zapewnić.
Teza ta na samym początku była mocno krytykowana przez kręgi kościelne i papieży. Ostatecznie jednak poparli ją biskupi z państw komunistycznych, dostrzegając w niej szansę na rozwiązanie swojego problemu - funkcjonowania Kościoła w komunistycznym reżimie. Poparli ją także biskupi amerykańscy, którzy chcieli wymusić od władz świeckich gwarancję dla swobody funkcjonowania w coraz bardziej sekularyzującym się państwie a także niektórzy biskupi z Europy Zachodniej, co spowodowało, że w 1965 r. papież Paweł VI ogłosił w czasie trwania Soboru Watykańskiego II Deklarację o wolności religijnej w państwie.
Do dziś idea ta budzi liczne kontrowersje doktrynalne. Służy ona przede wszystkim tzw. liberalnym katolikom -którzy przyczynili się m.in. do upowszechnienia tak skandalicznych praw, jak ustaw o tzw. homo-małżeństwach, dopuszczalności aborcji i antykoncepcji. ?Liberalni katolicy? twierdzą wręcz, że mają prawo głosić swoje poparcie dla idei, które Kościół uznaje za grzeszne, gdyż mają prawo do bycia członkami tego Kościoła.
Uważają, że nawet wtedy, gdy publicznie deklarują wsparcie dla aborcji wciąż mają prawo przystępować do Komunii św. (sic!), chociaż zgodnie z nauczaniem Kościoła sami się ekskomunikują przez takie postępowanie.
Zdaniem tzw. katolików liberalnych doktryna wolności religijnej sankcjonuje bowiem zjawisko, zgodnie z którym chociaż błąd nie może mieć miejsca w Kościele, to jednak mogą w nim być osoby, które głoszą błędne opinie.
Tymczasem Weigel zauważył, że "liberalni katolicy", którzy nie chcą zgodzić się na wyłączenie z obowiązywania skandalicznego prawa instytucji katolickich, zmuszając je do finansowania skandalicznych "usług zdrowotnych", takich jak aborcja, antykoncepcja czy sterylizacja, działają nawet wbrew własnemu dziedzictwu. Jego zdaniem niektórzy robią to "w sposób szczególnie paskudny" próbując powoływać się na osobę i dzieło Johna Courtney?a Murray'a, starając się przedstawić go jako zwolennika laicyzacji państwa.
Weigel pisze, że cokolwiek by można było powiedzieć na temat Murray'a, to jednak 50 lat temu przestrzegał on przed niebezpieczeństwem sekularyzmu. Etyk dodaje, że amerykańscy "liberalni katolicy" to tępi sekularyści, których Murray po prostu nie cierpiał.
Źródło: NationalReview, AS.