Zanim rodzice przyniosą dziecko do chrztu, skrupulatnie rozglądają się za odpowiednimi kandydatami na rodziców chrzestnych. Przy „doborze” kandydatów bierze się pod uwagę różne motywy: pokrewieństwo, stopień przyjaźni z rodzicami dziecka, czasem majątek... Niektórzy rodzice oglądają się za majętnymi chrzestnymi dla dziecka, zawczasu myśląc o prezentach z okazji Pierwszej Komunii Świętej, bierzmowania, a nawet ślubu chrześniaków. Niektórych rodziców irytuje fakt, że Kościół wymaga od chrzestnych jakichś zaświadczeń, „papierków”...
Często rodzice myślą, że chodzi o tzw. „zaświadczenie o bierzmowaniu”. Kiedy jednak dowiadują się, że chodzi o świadectwo księdza proboszcza, że ktoś się nadaje na chrzestnego, czasem popadają w osłupienie.
– Jakim prawem ksiądz ma osądzać, czy mój brat, sąsiad, kolega może być chrzestnym mojego dziecka? – często pytają z pretensją w głosie.
Zastanówmy się zatem, czy Kościół rzeczywiście przesadza, jak twierdzą niektórzy, wymagając, by kandydaci na rodziców chrzestnych byli praktykującymi katolikami, mogącymi przystępować do świętych sakramentów?
Były kiedyś czasy, gdy do chrztu przystępowali przeważnie ludzie dorośli. Tak było w początkach Kościoła. Kiedy jednak młodzi chrześcijanie sami zostawali rodzicami, nie chcieli czekać, aż ich dzieci dorosną i same podejmą decyzję o chrzcie. Pragnęli podzielić się ze swoimi dziećmi wiarą, która dla nich samych była wielkim skarbem, jak najszybciej, wnet po urodzeniu. Ponadto nie chcieli swoich dzieci narażać na śmierć bez chrztu świętego. Dlatego przynosili swoje dzieci do chrztu jak najszybciej po urodzeniu, gwarantując, że sami postarają się, by ich dziecko ochrzczone jako niemowlę, otrzymało wychowanie w wierze. Kościół nie chciał zostawiać ich samych z tym poważnym zadaniem, dlatego dodał im swego rodzaju zastępców, czyli „rodziców chrzestnych”. Mieli oni czuwać nad religijnym wychowaniem chrześniaków, pomagać rodzicom dziecka w katolickim wychowaniu, a gdyby rodzice przedwcześnie zmarli, sami mieli zatroszczyć się, by wychowanie dziecka przebiegało zgodnie z zasadami wiary.
I takie jest właśnie pierwszorzędne zadanie rodziców chrzestnych: pomagać chrześniakom wzrastać w wierze. Aby temu zadaniu sprostać, trzeba być samemu wierzącym, gotowym służyć radą i przykładem własnego życia.
Nie dziwmy się zatem, jeżeli ksiądz proboszcz naszej parafii nie wyrazi zgody, by chrzestną była nasza serdeczna koleżanka, która jednak żyje w tzw. „drugim małżeństwie”. Jakżeż może się starać o chrześcijańskie wychowanie ktoś, kto sam w swoim życiu nie zdał egzaminu z chrześcijańskich zasad? Jak można oczekiwać wychowania w szacunku dla Mszy św. ze strony kogoś, kto w kościele nie bywa prawie nigdy? Dopuszczenie kogoś takiego do poważnej funkcji ojca czy matki chrzestnej dowodziłoby, że Kościół nie traktuje poważnie wymagania o katolickim wychowaniu dziecka, które przyjmuje w szeregi swoich wyznawców.
Nie gniewajmy się zatem, że znowu „papierki”, „zaświadczenia”, „pozwolenia”... To nie jest żaden kaprys ze strony Kościoła. Chrzcząc niemowlęta, Kościół musi zagwarantować im katolickie wychowanie na tyle, na ile to możliwe. Oczywiście, nikt nie zastąpi rodziców dziecka i to oni, przynosząc swoje dziecko do kościoła i prosząc o chrzest dla niego, zobowiązują się wychować je w wierze, którą sami wyznają. Jednak życie niesie z sobą mnóstwo niespodzianek, nie zawsze wspaniałych, na które także trzeba być przygotowanym. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że czasem obydwoje rodzice żyją, ale z powodu przepracowania nie mogą znaleźć czasu, by iść z dzieckiem na naukę przed Pierwszą Komunią czy zainteresować się jego przygotowaniem do bierzmowania. Kiedy indziej taką przeszkodą może być alkoholizm któregoś z rodziców. Wtedy także rola rodziców chrzestnych jest trudna do przecenienia. A zresztą nawet kiedy w rodzinie wszystko jest w porządku, to jak dobrze jest porozmawiać z kimś, komu na życiu i szczęściu dziecka zależy podobnie jak rodzicom biologicznym. Jest to ważne nie tylko w czasie, kiedy dziecko zaczyna dopiero pytać o podstawowy sens modlitwy, wiary w Boga itd. Może jeszcze ważniejsze, kiedy dziecko staje się młodzieńcem czy panną i pojawia się niebezpieczeństwo zagubienia się na trudnych drogach życia. Dlatego bardzo ważne jest, by na rodziców chrzestnych wybierać ludzi nie tylko nam bliskich, ale także bliskich Bogu i Kościołowi.
Ks. Adam Martyna