Przed pięcioma laty 44-letnia Bożena Kleczkowska usłyszała od ordynatora oddziału ginekologicznego szpitala przy ul. Inflanckiej w Warszawie, że ten nie dokona aborcji jej 17-tygodniowego dziecka obciążonego zespołem Downa. Taką decyzję lekarz podjął po konsultacji z konsultantem krajowym ginekologii prof. Bogdanem Chazanem. Zdaniem lekarzy zespół Downa nie daje podstaw do legalnej aborcji.
Kobieta zabiła swoje dziecko w innym szpitalu, a lekarz, który nie chciał dokonać morderstwa chorego dziecka otrzymał właśnie wyrok w sądzie. Sąd uznał "winę" lekarza, ale warunkowo umorzył proces na 2 lata. Takie umorzenie jest stwierdzeniem winy, nie jest zaś formalnym skazaniem. Sąd nakazał też wpłacić 5 tys. zł na Centrum Praw Kobiet, co miało "wzmocnić siłę orzeczenia". Warto dodać, że lekarzowi groziło do 3 lat więzienia. Wielu lekarzy ginekologów twierdzi, że nie ma jednoznacznego zapisu mówiącego, iż zespół Downa jest "ciężkim uszkodzeniem płodu" - co polskie prawo uznaje za możliwą podstawę legalnej aborcji. Dr inż Antoni Zięba, znany obrońca życia podkreśla: -
Każdy człowiek ma prawo do życia, niezależnie od stanu zdrowia, w jakim jest i niezależnie w jakich warunkach został poczęty.
Tymczasem Bożena Kleczkowska podczas procesu ze łzami w oczach żaliła się:-
Domagano się ode mnie procedur, które nie są wymagane przez ustawę. Podkreślała, że nie żąda aby lekarza pozbawiono prawa wykonywania zawodu, ale, że chce usłyszeć od niego słowo: "Przepraszam". -
Mam nadzieję, że w przyszłości tego typu praktyki nie będą stosowane w państwowych szpitalach, którym powierzamy swe życie i zdrowie - mówiła kobieta, która przestraszona chorobą swojego dziecka pozbawiła je życia.
Czy to wymaga jeszcze komentarza?
Protest zdrowej moralnie części społeczeństwa budzi natomiast sam fakt procesu za odmowę zabójstwa. Lekarz, który odmówił aborcji musi ostro tłumaczyć się ze swojej decyzji, z tego, że w swojej pracy pamiętał o Kodeksie Hipokratesa, gdzie istnieje zapis: "primo non nocere" - po pierwsze nie szkodzić.
Natomiast o ginekologu (nie napiszę "lekarzu", bo lekarz - jak sama nazwa wskazuje - leczy, a nie zabija), który splamił swoje ręce niewinną krwią chorego dziecka nikt nie wspomina. On "pomógł" kobiecie pozbyć się problemu, więc w oczach tego świata jest czysty. To nic, że na jego rękach jest niewinna krew!
Kiedy ogląda się takie wydarzenia, chce się napisać, że dzieje się coś niedobrego, że cywilizacja śmierci triumfuje nad cywilizacją życia. Ja jednak wierzę, że to triumf pozorny. Życie zawsze zwycięża. Czasem tylko trzeba mu pomóc. Zatem nie stójmy bezczynnie…