Wyrok na Adama Darskiego, który sprofanował Pismo Święte doskonale pokazuje, że polskie prawo jest dysfunkcyjne. I dlatego nadszedł czas, by je zmienić. Aby to zrobić potrzebni są jednak odważni politycy.
Od dawna twierdziłem, że obrona uczuć religijnych to zdecydowanie za mało. Uczucia mają bowiem to do siebie, że są skrajnie subiektywne. To, co uczucia jednych uraża, dla innych jest normą (długo nie zapomnę rozmowy z pewnym reformowanym pastorem, który stwierdził, że podarcie Pisma Świętego jest tylko podarciem książki... - aż trudno nie zapytać czy była to nowa wersja stwierdzenia, „tylko Pismo”, sola Scriptura, które fundowało Reformację). To, co uczucia jednych skrajnie rani, dla innych jest normą. Zawsze też może znaleźć się sędzia, który uzna, że darcie Pisma Świętego jest dopuszczalną formą krytyki chrześcijaństwa czy ekspresji artystycznej (świadczy to niewątpliwie o jego poziomie, ale niestety wszyscy wiemy, jaki poziom mają polscy sędziowie). I nic się z tym nie da zrobić.
Chronić symbole, a nie uczucia
Symbole religijne będą zaś rzeczywiście chronione, dopiero wówczas, gdy obronie prawnej będą podlegały one same, a nie tylko uczucia religijne. Krzyż, Pismo Święte, ale również Koran czy Tora, Gwiazda Dawida czy ikony powinny być zatem otoczone prawną ochroną, tak jak otoczone są symbole narodowe czy państwowe. Za wsadzanie flag polskich w psie kupy można zabulić pół bańki, czy podobnie nie powinno być, gdy ktoś świadomie i z pełną premedytacją profanuje Pismo Święte, które jest Słowem Boga (to obiektywnie) do człowieka, i świętą księgą (to czysto subiektywnie) dla dobrze ponad miliarda ludzi na ziemi? Gdyby Darski zapłacił pół miliona, to na przyszłość zapewne odechciałoby mu się satanistycznej „ekspresji artystycznej”.
Obrona symboli religijnych może mieć zresztą całkiem świeckie, nie odwołujące się do religii uzasadnienie. Chodzi o to, by prawo państwowe chroniło symbole przypominające o tym, że istnieją stałe, niezmienne, wieczne wartości, że człowiek nie jest miarą wszechrzeczy, a wola demokratycznej większości nie ma prawa zmieniać norm moralnych. Symbole wielkich religii przypominają także, że istnieje transcendentna rzeczywistość, która ostatecznie stanowi uzasadnienie nie tylko dla norm moralnych, ale także dla szczególnej wartości człowieka wśród innych stworzeń. Bez tej świadomości, bez istnienia wartości wyższych cywilizacja nieuchronnie skazana jest na nihilizm, a państwo budowane na nicości nie może przetrwać. I właśnie dlatego powinny być one bronione, w stopniu nie mniejszym, niż symbole wspólnoty narodowej.
[...]
Pełny tekst:
Fronda.pl