Podczas Światowych Dni Młodzieży, 17 sierpnia, odbędzie się w Madrycie również światowa prapremiera filmu Deana Wrighta "Cristiada". Ta najdroższa w historii kina meksykańskiego produkcja, z gwiazdorską obsadą, opowiada o powstaniu meksykańskich katolików w latach 1926-1929 przeciwko tyranii masońsko-liberalno-socjalistycznej, nazywanym cristiadą, guerra cristera albo powstaniem cristeros, czyli "chrystusowców".
Miejmy nadzieję, że film ten dotrze również do Polski, przyczyniając się do rozproszenia powszechnej ignorancji w przedmiocie tego, co naprawdę działo się w tym katolickim do szpiku kości kraju w ubiegłym stuleciu. W tym miejscu natomiast pragniemy przedstawić okoliczności i powody, które sprawiły, iż Kościół meksykański nie miał już innego wyjścia, jak złożyć ten "ogólny sakrament ofiary krwawej" - by użyć pięknego sformułowania francuskiego historyka cristiady Jeana Meyera.
"Najgorsza rzecz po prostytucji"
Do 1910 roku Meksykiem rządził od czterech dziesięcioleci gen. Porfirio Díaz Mori (1830-1915). Był on wprawdzie, tak samo jak jego poprzednicy, masonem i liberałem, ale mającym na tyle rozsądku, żeby nie ranić katolickiej tożsamości narodu. Za jego rządów przeto formalnie wciąż obowiązywały antykatolickie tzw. prawa Reformy z lat 1857-1861, ale nie były one wykonywane, toteż Kościół cieszył się wolnością de facto. Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy 5 października 1910 roku wybuchło powstanie radykalnych (jakobińskich) liberałów, które przeszło do historii pod nazwą rewolucji meksykańskiej. Od 1913 roku przeszła ona w stan wojny domowej, toczonej przez kilka frakcji rewolucjonistów, którym przewodzili generałowie: Venustiano Carranza (1859-1920), Emiliano Zapata (1879-1919) i Doroteo Arango, zwany Pancho Villa (1878-1923).
W każdym zdobytym przez rewolucjonistów mieście mordowano, torturowano, poniżano bądź deportowano księży, profanowano naczynia liturgiczne, plądrowano kościoły oraz urządzano w nich orgie i tańce; palono też biblioteki, a także konfesjonały, jako... meble wykorzystywane do konspirowania przeciwko rewolucji. Po opanowaniu stanów północnych gen. Carranza nakazał wydalenie jezuitów; wypędzani byli też biskupi, zakazywano odprawiania Mszy Świętych, bicia w dzwony i spowiadania. Co najważniejsze, nastąpiła instytucjonalizacja antykatolickiego terroru. 14 lipca 1914 roku rewolucyjny gubernator stanu Nuevo León - gen. Antonio I. Villarreal (1879-1944) wydał edykt karzący "zepsuty i reakcyjny kler" oraz nakazujący zniesienie "konfesjonału i zakrystii", które są "tak niebezpieczne, jak dom publiczny". Edykt postanawiał przeto: ograniczenie liczby świątyń w Monterrey (stolica stanu) do pięciu, a godzin ich otwarcia do siedmiu na dobę; usunięcie z kościołów konfesjonałów, zakaz spowiadania oraz przebywania wiernych w zakrystiach; zakaz używania dzwonów, wyjąwszy (obligatoryjnie!) uczczenie zwycięstw rewolucjonistów; wygnanie wszystkich księży obcokrajowców oraz jezuitów bez względu na narodowość, a także tych, którzy nie udowodnili swojej abstynencji politycznej; zamknięcie wszystkich szkół katolickich, które nie przyjmą narzuconych podręczników i nauczycieli ze "szkół normalnych". W ślad za nim poszły inne zrewolucjonizowane stany. Na przykład gubernator stanu Meksyk gen. Arnulfo R. Gómez (1890-1927) wydał dekret zakazujący wygłaszania kazań, udzielania chrztów i spowiedzi, płacenia dziesięcin, odprawiania Mszy Świętych za zmarłych i... całowania kapłanów w rękę. Należy dodać, że bardzo aktywna w wypieraniu katolicyzmu była także rola północnoamerykańskich protestantów, m.in. doradcy prezydenta Woodrowa Wilsona, Johna Linda, który jednemu z księży, interweniującemu w sprawie znieważenia zakonnic z Veracruz, odpowiedział: "Najgorszą rzeczą po prostytucji jest w Meksyku Kościół katolicki. Obie muszą zniknąć".
Kiedy w maju 1915 roku tymczasowy prezydent de facto gen. Carranza umocnił swoją władzę po pokonaniu najgroźniejszych rywali w obozie rewolucji: Villi i Zapaty, rozpoczął się kolejny okres gwałtownych prześladowań Kościoła. Wszyscy biskupi zostali aresztowani albo wygnani z kraju, zamordowano ponad 160, a uwięziono około 100 księży, liczbę kapłanów w poszczególnych stanach ograniczono od jednego do trzech na 5-10 tysięcy mieszkańców, w zależności od uznania danego gubernatora. Zamknięto wszystkie klasztory i szkoły katolickie, skonfiskowano dobra kościelne, nałożono ogromne kontrybucje.
Konstytucyjna delegalizacja Kościoła
We wrześniu 1916 roku Carranza wydał dekret naznaczający wybory do Kongresu Konstytucyjnego. Zebrał się on 1 grudnia 1916 roku w Querétaro, a znaleźli się w nim wyłącznie rewolucjoniści, różniący się tylko stopniem wrogości do religii (o składzie deputowanych przesądzał art. 4 dekretu konwokacyjnego, który pozbawiał biernego prawa wyborczego osoby służące w instytucjach rządów i frakcji "wrogich sprawie konstytucjonalistycznej"). Projekt konstytucji przedstawiony przez Carranzę uchodził w tej materii za umiarkowany, bo zakładał "tylko" rygorystyczny rozdział Kościoła od państwa oraz egzekwowanie praw Reformy. Znacznie dalej chcieli iść jakobini, którymi była większość deputowanych oraz gubernatorów stanowych: dla nich prawa Reformy były już niewystarczające, ponieważ ich celem było zniszczenie Kościoła.
Najbardziej burzliwa była dyskusja nad art. 3, dotyczącym edukacji. Projekt Carranzy zakładał wolność nauczania, z zastrzeżeniem laickości w szkołach publicznych oraz z zakazem uczestniczenia korporacji religijnych i osób duchownych w procesie nauczania. Projekt Komisji Konstytucyjnej natomiast rozszerzał wymóg laickości na szkoły prywatne (poddając je też nadzorowi państwa) i ustanawiał zakaz zakładania jakichkolwiek szkół przez osoby duchowne i korporacje religijne. Członkowie Komisji: gen. Francisco J. Mśgica (1884-1954) - jej przewodniczący, socjalista Enrique Recio (1882-1927) i Enrique Colunga (1876-1946), uzasadniali to tym, że "tłumaczenie abstrakcyjnych idei" (tworzących dogmat religijny) deformuje "ducha" (espíritu) dziecka, podobnie jak złe ćwiczenia gimnastyczne deformują fizycznie. Nie wystarczy zatem ograniczać nauczania religijnego, lecz trzeba przed nim chronić dzieci, a nawet odebrać rodzicom prawo do przekazywania im wierzeń religijnych. Mśgica twierdził, że nauczanie religijne degeneruje i moralnie, i fizycznie, a kler jest najbardziej perwersyjnym wrogiem ojczyzny, który wpaja dzieciom idee absurdalne oraz sprzeczne z tym, czego nauczał "pierwszy demokrata Jezus Chrystus". Mówca utrzymywał, że istnieją powody, dla których Meksykanie mają prawo "nawet eksterminować tę hydrę, zwaną klerem", i nie powinni spocząć, "dopóki nie doprowadzimy do zniknięcia niewielkiej liczby wampirów, którą mamy w Meksyku, dopóki nie zdołamy ich zgładzić". Deputowany Román Rosas y Reyes (1890- -1966) ujmował ten postulat bardziej poetycko: "Na zawsze musi zniknąć ta bezwstydna tyrania, która przez tyle wieków upodlała rasę meksykańską; na zawsze musi zniknąć ten degradujący wpływ, który przez tyle wieków cierpień i łez wywierali na masy bezwiedne ci okropni inkwizytorzy ludzkiego sumienia, ci wieczni wyzyskiwacze tajemnic domowych, te plugawe i oszukańcze nietoperze, które schylały wszystkie czoła, te ohydne ośmiornice, które pochłaniały nie tylko bogactwo, nie tylko wiarę, nie tylko uczucie; ale również działanie, impuls, światło, także prawdę". Wtórował mu deputowany (zresztą poeta) Alfonso Cravioto (1883-1955), popisując się dewizą w stylu Diderota: "Jeśli braknie sznurów do wieszania tyranów, moje ręce zaplotą wątpia zakonnika". Recio wnioskował też o wprowadzenie konstytucyjnego zakazu spowiedzi, tym samym zaś wyzwolenia ludu meksykańskiego "ze szponów przebiegłego zakonnika, czyniącego się panem sumień po to, by rozwijać swą nikczemną pracę prostytucji". Przeciwstawił się temu jednak (skutecznie) deputowany Fernando Lizardi (1883-1956), który wprawdzie zgodził się z twierdzeniem o niemoralności spowiedzi, ale zauważył, że są różne inne czyny niemoralne.
[...]
Pełny tekst:
"Nasz Dziennik"